sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 86 "Zły dzień"

Effie patrzy się przestraszonym wzrokiem na Haymitcha. Ona nie może mu tego powiedzieć przed świętami, po prostu nie może. Musze jakoś ją uratować...
- Effie chciała powiedzieć ,że... Mia zapisała się w szkole na konkurs plastyczny. - Wow, Katniss. Udało Ci się jakoś z tego wybrnąć.
- To fantastycznie! Tego kochanie tak bałaś mi się powiedzieć? - Abernathy zwraca się do kobiety.
- W zasadzie to...
- Effie, każdy jest dumny z Mii, ale teraz chodźmy do domu bo trochę zimno jest. - Peeta lekko się uśmiecha. Kobieta rzuca mi wściekłe spojrzenie, kiwa głową i łapie narzeczonego pod ramie.

Do willi Haymitcha dochodzimy po niecałych dwudziestu minutach. Właściciel domu od razu pokazał nam nasze pokoje. Ja oczywiście mam pokój z Peetą, Annie z Finnickiem i Willem, Johanna z Peterem a Effie ze swoim narzeczonym.
My mamy piękny pokój z balkonem oraz tak jak każdy w tym domu - z łazienką i garderobą. Ściany w naszej sypialni są w odcieniu kawy z mlekiem. Przed ścianą obok drzwi od dużego balkonu, stoi wielkie, brązowe łóżko z białą pościelą, na którym Peeta zdążył się już uwalić. Po obu stronach łóżka stoją dwie, ciemnobrązowe etażerki które dekorują dwie, białe, małe serwetki. Na etażerkach z lewej strony stoi piękny falenopsis a po prawej - biała lampka nocna. Na środku pokoju leży puchaty, beżowy dywan. Okna przysłonięte są ciemnobrązowymi zasłonami które sięgają aż do podłogi. Ścianie obok okna wisi obraz który przedstawia... coś bliżej nieznanego.
Łazienka jest w brązowa kafelki z tym szczegółem ,że są tam beżowe dodatki. Pomieszczenie nie jest za duże. Po lewej stronie stoi beżowa umywalka pod którą wisi brązowy ręcznik. Obok niej stoi półka na której stoją kosmetyki do higieny łazienkowej. Na końcu łazienki jest wielki prysznic. Wszystkie ściany oprócz jednej która jest jasnobeżowa, są ciemnobrązowe. Na przeciwko zlewu stoi jasnobeżowy kibel. Garderoba jak zwykła garderoba. Masa wolnych półek oraz wieszaków na których będziemy musieli powiesić lub położyć nasze ubrania.
Bardzo podoba nam się styl naszej sypialni oraz łazienki. Są proste ale nie staromodne. Chyba kiedyś też umebluję tak dom mój i Peety.

Leżę na łóżku i czytam książkę którą dostałam kiedyś od Johanny. Peeta bierze prysznic.
Głośny krzyk blondyna stawia mnie na równe nogi. Bez zastanowienia wbiegam do łazienki. Moim oczom ukazuje się Peeta leżący pod prysznicem. Jeszcze bardziej przeraziła mnie krew wymieszana z wodą.
- Peeta, wszystko dobrze? - Krzyczę przerażona.
- Chyba tak. Tylko trochę noga mnie boli. - Podchodzę do niego, pomagam mu wstać. Słyszę jak cicho syczy. Pomagam mu usiąść na toalecie i podaję mu ręcznik. Zakręcam wodę z prysznica i podchodzę do narzeczonego zobaczyć jego nogę. Moim oczom ukazuje się rozcięta, mocno krwawiąca noga.
- Jak ty sobie rozciąłeś nogę? - Pytam zdziwiona. Jeszcze nigdy nie widziałam żeby ktoś rozciął robię nogę pod prysznicem.
- Myję się a tu nagle leżę i czuję ból w nodze. - Wzrusza ramionami. Peeta jest odporny na ból więc prawdopodobnie stało się coś złego z jego nogą.
- To powinien sprawdzić lekarz, wiesz o tym? - Patrzę mu w oczy.
- Katniss...
- Prawdopodobnie złamałeś sobie nogę, ktoś musi to zobaczyć. Siedź tu, zadzwonię po mamę. - Móię pewnie.
- W takim razie chociaż bokserki mi przynieś. Wolałbym żeby twoja mama nie widziała... tego. - Kiwam na znak zgody i wychodzę z łazienki.
- Effie go zamorduje. - Słyszę cichy szept Johanny za mną.
- Co ty tu robisz? I czemu ma go zamordować? - Pytam.
- Z tego co widzę, stoję. Mellark jednej nogi nie ma a drugą se złamał. Przecież on chodzić nie będzie mógł. - Wzrusza ramionami. Patrzę na nią pytającym wzrokiem dlatego kontynuuje. - Peeta z protezą lekko kuleje a raczej ten kawał żelaza nie utrzyma jego ciała podczas gdy ta druga noga nie będzie jej pomagać.
- Może to zwykłe rozcięcie. - Mówię z nadzieją.
- W cuda wierzysz? Dobra, dzwoń po Marianne bo Mellark się tam wykrwawi.
- Skąd wiesz o jego nodze i o tym ,że będę do niej dzwonić? - Pytam zdziwiona.
- Przechodziłam obok waszego pokoju i pomyślałam ,że zajrzę. Ja zadzwonie po Marianne a ty idź mu zanieś te bokserki bo zaraz mu jaja zamarzną.
Idę do garderoby i biorę z nich bokserki Peety po czym wracam do łazienki. Mój narzeczony siedzi tam gdzie siedział. Podchodzę do niego i podaję mu bieliznę. Pomagam mu je założyć.
- Peeta, dzieciaku. Za chwile przyjedzie Marianne. - Do łazienki wchodzi Johanna.
- Super. - Fuka.
- Czyżby Peetuś bał się teściowej? - Mason wybucha głośnym śmiechem. Piorunuję ją wzrokiem. - A może ty się lekarzy boisz, co? - Duka przez śmiech.
- Johanno, zobacz czy Cię nie ma na dole. - Warczę.
- Serio? - Wyciera łzy które spłynęły podczas śmiania się. - On się boi... - Ponownie wybucha śmiechem. - Lekarzy?! - Łapie się za brzuch i nadal się śmiejąc kładzie się na kafelkach.
- Bardzo śmieszne. - Staram się być poważna jednak czuję lekki uśmiech który wkradł się na moje usta. Zerkam na blondyna który mierzy mnie wściekłym wzrokiem. Nachylam się nad nim i lekko całuję w czoło. Do łazienki wchodzi moja mama, nie zauważając Johanny, skutkiem czego Mason dostała drzwiami w ramie i biodro.
- Przepraszam. - Moja mama pomaga jej wstać a Johanna nadal się śmieje. - Wszystko w porządku? - Pyta.
- Tak... tylko on się ich boi. - Wybucha jeszcze większym śmiechem i chwiejnym krokiem opuszcza łazienkę.
- Peeta, możesz ruszać nogą? - Kuca obok niego.
- Mogę i nie rozumiem po co takie wielkie halo z tego robicie. - Warczy.
- Zawsze mogło Ci się stać coś poważniejszego. - Kładę rękę na jego ramieniu.
- Gdybym się skaleczył w palec też wezwałabyś lekarza?
- Gdyby było to coś poważnego to tak. - Mówię pewnie.
- Noga nie jest złamana. Jest tylko poważnie rozcięta więc trzeba szyć. - Mama wyjmuje ze swojej torby apteczkę i wyciąga z niej igłę i nitkę.
- Mamo, daj mu coś znieczulającego.
- Dam radę, Katniss. Nie jestem dzieckiem. Nie chce nic znieczulającego. - Cedzi.
- Dobrze, ale ostrzegam ,że będzie bardzo boleć. - Mama zaczyna szyć. Widzę jak Peeta zaciska pięści. Chciałabym mu jakoś pomóc, niestety nie mogę. Kładę rękę na jego głowie i delikatnie go głaszczę. Patrzy na mnie zdenerwowanym wzrokiem. Nachylam się i delikatnie całuję go w policzek.

Mimo ,że rana nie była duża, szycie zajęło pół godziny. Mama chciała przywieść mu kule ale on kategorycznie odmówił. Nie wiem co go ugryzło. Cały czas jest zdenerwowany i nic nie mówi. Leży na łóżku i tępo patrzy się w ścianę. Siedziałam z nim godzinę, nieraz próbowałam nawiązać z nim rozmowę, jednak on nie odpowiadał.
Teraz siedzę z Annie, Johanną i Willem w salonie. Chłopaki poszli do Peety a Haymitch i Effie... pewnie robią coś interesującego.
- Ten Mellark to kawał cioty i tyle. - Kwituje Johanna.
- Peeta nie jest ciotą. - Bronię go.
- Jak nie to jak wytłumaczysz ,że lekarzy się boi?
- Hmm, może dlatego ,że był osaczony? - Warczę.
- No i co to ma wspólnego? - Dopytuje.
- Ktoś mu ten jad musiał wstrzykiwać! - Krzyczę.
- Katniss, na miłość boską, nie krzycz tak. - Do salonu wchodzi szczęśliwa Effie. - Z Haymitchem chcemy wziąć ślub po świętach! - Piszczy uradowana. Annie słodko zachichotała, podeszła do kobiety i mocno ją uścisnęła.
- Haymitch już wie ,że nie jest ojcem Mii? - Pyta Johanna.
- Jeszcze nie. - Spuściła głowę. Do salonu wparował wściekły Abernathy.
- Effie? Co Mason mówi? - Warczy.
- Nie jesteś ojcem Mii, pacanie. - Johanna wstała, poprawiła bluzkę i wyszła.
- Haymitch, to nie tak. - Po jej policzkach spływają łzy.
- A do cholery jak?! Effie, przez rok zajmowałem się twoim dzieckiem myśląc ,że jest też moje! Jak mogłaś mnie wrobić w dziecko?! Jesteś taka sama jak przez tymi cholernymi igrzyskami! Myślisz tylko o sobie i nie obchodzi Cię zdanie innych! - Wrzeszczy.
- Ale to nie tak... ja myślałam ,że to ty jesteś jej tatą. - Szlocha.
- Skąd niby to wiedziałaś?! Szukałaś darmowej opiekunki dla dziecka, to Ci się udało! Jak chcesz to mogę Ci dać listę bogatych mężczyzn który chętnie zajmą się twoim dzieckiem!
- Haymitch, naprawdę myślałam ,że...
- Zamknij się! Nie obchodzi mnie co teraz z nią zrobisz ale nie chcę was więcej widzieć! Masz czas do jutra żeby się wyprowadzić! - Wściekły wychodzi z domu.
Patrzę na Effie, która klępa na podłodze z twarzą schowaną w dłoniach. Nim zdążę cokolwiek powiedzieć, kobieta jest mocno ściskana przed Annie. Patrzę na nie przez chwilę.
- Effie, musisz się uspokoić. Na razie będziesz mieszkała z moją mamą. Mii jeszcze nie ściągaj, nie powinna widzieć Cię w takim stanie. Zrobię wszystko żeby was pogodzić, tylko musisz dać mu czas. - Mówię po chwili.
 - Zniszczyłam sobie życie. - Szlocha. Podchodzę do niej i lekko przytulam.
- Będzie dobrze. - Annie delikatnie głaszcze ją po plecach.

Leżę w łóżku koło Peety. Chłopak jest odwrócony do mnie plecami. Gdy po kłótni Haymitcha i Effie, przyszłam do blondyna opowiedzieć mu o tym, uznał ,że jest zmęczony i idzie spać. Wiem ,że jest zły ale nie wiem na co. Przecież nie zrobiłam nic złego... chyba. Doskonale wiem ,że nie śpi, dlatego postanawiam spróbować z nim porozmawiać.
Podnoszę rękę, kładę na ramieniu blondyna i delikatnie jadę nią w górę i dół. Peeta niemal od razu odsuwa się ode mnie. Mocno wkurzona, siadam na łóżku.
- Przestań zachowywać się jak małe dziecko i powiedz mi o co Ci chodzi. - Warczę.
- Nic, po prostu mam zły dzień. - Odwdzięczył się tym samym.
- To może nie wyżywaj się na mnie. Z tego co wiem to nie przeze mnie rozwaliłeś sobie nogę! - Krzyczę.
- Matko, Katniss, chyba mam prawo mieć zły dzień. Zresztą Haymitch też nie ma najlepszego. - Ostatnie zdanie dodał nieco ciszej.
- Wiesz chociaż czemu Haymitch chodzi taki wkurzony? - Warczę przez zaciśnięte zęby. Chłopak w odpowiedzi pokręcił głową. - Bo do cholery dowiedział się ,że nie jest ojcem Mii!
- Czemu mi wcześniej nie powiedziałaś?
- A chciałeś ze mną rozmawiać? - Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. Wstałam z łóżka, podeszłam do garderoby, wyciągnęłam z niej kurtkę i wyszłam z pokoju. Nie mam zamiaru spędzić dnia na znoszeniu humorków Peety. Jeżeli ma zły dzień, nie musi wyżywać się na mnie.

sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 85 "Kapitol"

Następny rozdział będzie w sobotę (28.XI.2015)
*Oczami Katniss*
Budzę się cała odrętwiała. Peeta nadal śpi wtulony we mnie. Spoglądam na Annie. Dziewczyna śpi na poduszce a Finnick nadal leży przytulony do jej pleców. Lekko się przeciągam. Czuję ,że Peeta się porusza.
- Maatko, moje plecy. - marudzi.
- Czekamy aż się obudzą czy idziemy do domu? - szepczę.
- Nie chce mi się. - wtula się we mnie.
- Można ciszej? Ludzie tu śpią. - Rudowłosa poprawia poduszkę.
- Annie, nie bolą Cię plecy? - pytam.
- Nie. Wiesz... jego głowa jest pozbawiona mózgu skutkiem czego jest leciutka. - chichocze.
- Kto nie ma mózgu? - mówi Finnick ziewając.
- Ty, a teraz złaź z moich pleców.
- Widzisz Peeta? Kobieta mnie wyzywa od bez mózgów, przytul! - Odair wstaje i przytula się do mojego narzeczonego.
- Puszczaj. - śmieje się.
- Doszłam do wniosku ,że Finnick to idealna, darmowa niańka. Małym dzieckiem się zajmie, dużym też nie pogardzi. Nie chce pieniędzy a jak dziecko zwraca to nawet podziękuje za to ,że mógł się nim zająć. - chichoczę.
- Szczerze mówiąc, mała wypłata byłaby mile widziana. - szczerzy się.
- Zajmujemy Ci czas i ratujemy od nudy, nie wystarczy? - Peeta obejmuje mnie ramieniem.
- Oj... no nie wiem.

Chłopaki robią śniadanie a ja i Annie składamy koce i chowamy poduszki. Sprzątanie tego zajmuje nam dobre pół godziny. Gdy wszystko jest na miejscu, grzecznie idziemy na śniadanie.
Finnick stoi przy kuchence i gotuje chyba omlet a Peeta zaparza kawę. Podchodzę do narzeczonego i delikatnie całuję go w policzek.
- Złożyłyście już koce? - odwraca się w moją stronę i kładzie swoje ręce na mojej talii.
- Tak. Nawet poduszki schowałyśmy. - zarzucam mu ręce na szyję.
- Katniss, chodź do łóżka! - mówi Finnick uwodzicielskim głosem.
- Co ty bredzisz? - pyta Annie.
- Jestem jasnowidzem i wiem ,że zaraz Peeta to powie. - Odair podchodzi do żony, podnosi ją i obraca się wokół całując ją w szyję.
- Robi się niebezpiecznie. - śmieje się mój narzeczony obejmując mnie ramieniem. Pukanie do drzwi zmusza Finnicka do odstawienia Annie i otworzenia gościowi. Peeta podchodzi do kuchenki i wyłącza gaz.
- Witaj Finnick! - to trajkotanie rozpoznam wszędzie. Effie postanowiła odwiedzić Odairów. - Jest u Ciebie Katniss lub Peeta? - pyta.
- Jest i Katniss i Peeta. Zapraszam. - słyszę obcasy kobiety stukające o podłogę. Już po chwili pierwsza dama pojawia się w kuchni.
- Och, Katniss, Peeto! Mam dla was świetną wiadomość! - cała aż tryska radością. - W sumie to nie tylko dla was! Cała wasza czwórka oraz twój brat Peeto i Johanna wraz ze mną polecicie do Kapitolu!
- Po co? - pytam.
- Niektórzy zapomnieli o Głodowych Igrzyskach oraz o tym co wy przeszliście.
- To chyba dobrze ,że ludzie starają się o tym zapomnieć, prawda? - na twarzy Annie pojawia się grymas.
- No właśnie nie! Doszło do tego ,że ludzie już nie wiedzą kim są Nieszczęśliwi Kochankowie z Dwunastego Dystryktu!
- Chyba rozumiem o co Ci chodzi, Effie. Ludzie zapominają o osobach które umarły na arenie. - Peeta podchodzi do mnie i obejmuje od tyłu w pasie.
- Dokładnie tak macie sobie to tłumaczyć! A teraz idźcie się spakować bo za dwie godziny lecimy.
- A co z Willem, Lily i Mią? - pytam.
- Finnick i Annie muszą wziąć Willa ze sobą. Mia zostanie w dwunastce z moją dobrą przyjaciółką która przyjedzie tu z Kapitolu. Katniss jak chcesz to mogę jej wcisnąć Lily.
- Chyba nie mam wyjścia. - wzdycham.
- Tu macie grafiki na najbliższy miesiąc. - każdemu podaje mały zeszycik.
- Na miesiąc?! - pytam zdziwiona.
- Tak, na miesiąc. - szeroko się uśmiecha.
- Przecież za miesiąc są święta. - odzywa się Annie.
- Święta Bożego Narodzenia spędzimy w Kapitolu w Willi Haymitcha.
- A Lily i Mia mają spędzić święta same, tak? - warczę.
- Oczywiście ,że nie! Przecież do świąt został miesiąc a lepiej żeby chodziły ten miesiąc do szkoły. Tydzień przed świętami moja przyjaciółka z nimi przyjedzie do Kapitolu. - szczerzy się. - Macie jeszcze jakieś pytania? - uważnie nam się przygląda.
- Czemu tak długo tam mamy być? - pytam cicho.
- Bo przecież w tydzień nie uda wam się być na wszystkich sesjach, wywiadach oraz bankietach.
- Serio? Muszę być na bankietach? - patrzę na nią błagalnie.
- Oczywiście. Peeta nie może wygłaszać przemówienia.
- Słucham?! Jakiego przemówienia? - dziwi się chłopak.
- Wygłosisz przemowę na bankiecie ku czci zmarłym podczas rebelii.
- Nie może Finnick jej wygłosić? - marudzi.
- Nie może ,ponieważ on nie ma takiego daru do mówienia jak ty. A teraz wybaczcie mi muszę spakować jeszcze kosmetyki. Widzimy się za dwie godziny przy bramie Wioski Zwycięzców.A i jeszcze jedno małe pytanko. Co się stało z waszymi twarzami? - zerka na chłopaków.
- Zabawy dzieci, Effie. - chichoczę.
- Dobrze... dam wam specjalne kosmetyki które powinny to na jakiś czas zakryć. Matko, jak ktoś was zobaczy to jeszcze puści jakieś zbereźne plotki! - ze swojej torby wyciąga coś co wygląda jak plastelina i coś podobnego do pudru. - Robiliście kiedyś wazony z gliny? - pyta.
- Tak. - odpowiadamy chórkiem. Pamiętam jak kiedyś tata zabrał mnie do swojej koleżanki. Mieliśmy jej pomóc robić naczynia z gliny. Muszę przyznać ,że to było bardzo przyjemne.
- Super. Tu macie plastelinę charakteryzatorską. Musicie ją rozgrzać i bez problemu przyklei się do skóry. Potem pokryjcie to kamuflażem odpowiednim do ich karnacji i pokryjcie pudrem. Dacie radę czy ja mam to zrobić? - pyta podając mi tą plastelinę i parę małych pojemniczków.
- Spokojnie, Effie, damy radę. - uśmiecham się do niej.
- W takim razie widzimy się za dwie godziny. - odwzajemnia uśmiech i wychodzi.
- Katniss, ty to im nałóż a ja pójdę spakować mnie, Willa i Finnicka, okey? - Annie uśmiecha się do mnie. Odwzajemniam uśmiech i kiwam głową. Rudowłosa całuje swojego męża w policzek i wychodzi.
- To kto pierwszy? - pytam machając do nich ręką w której trzymam plastelinę charakteryzatorską. Chłopaki rzucają sobie krótkie spojrzenie. - Peeta? - ciepło się do niego uśmiecham. Chłopak wzdycha i siada na krześle. Odrywam kawałek plasteliny, rozgrzewam ją i przykładam do jego policzka. Delikatnie wyrównuję brzegi tak aby nie było różnicy między jego skórą a policzkiem. Nie znajduję koloru w kamuflażach podobnego do karnacji Peety, dlatego mieszam ze sobą dwa odcienie. Ku mojej uciesze wychodzi kolor zbliżony do jego skóry. Dodaję jeszcze trochę jaśniejszego odcieniu. Kolor który wyszedł z tej mieszaniny jest bardzo podobny do karnacji blondyna. Delikatnie wklepuję mu maź na policzek.
- Widzisz, Mellark? Już nie musisz panikować ,że masz na policzku... coś co przemilczę bo jestem dżentelmenem. - Finnick dumnie się uśmiecha.

Spakowani stoimy przed bramą do Wioski Zwycięzców. W naszym kierunku idzie Effie z czterema mężczyznami którzy trzymają jej walizki i torby oraz Mią i jakąś kobietą. Podejrzewam ,że ta kobieta to jej przyjaciółka. Lily stoi przede mną i mocno się do mnie przytula. Chciała lecieć z nami ale niestety nie może. Za mną stoi Peeta z głową na moim ramieniu.
- Katniss, nie jedźcie. - szepcze Lily wtulona we mnie. Kucam i mocno ją przytulam.
- Zobaczymy się zanim się obejrzysz. - całuję ją w policzek. - Jak tylko wrócimy, pojedziemy do czwórki na wakacje. - głaszczę ją po głowie.
- Ja też? - pyta cicho.
- Bez Ciebie nigdzie się nie ruszamy. - lekko się uśmiecham.
- Kochani, to jest Clementina, moja przyjaciółka. - przyjaciółka Effie jest ubrana cała na różowo. Różowe włosy ma mocno tapirowane, dzięki czemu wyglądają jak wata cukrowa. Ciemno różowa garsonka skutecznie zniekształca jej ramiona, biodra oraz piersi. Oczywiście jakby to mogło być gdyby tego stroju nie dopełniały wysokie, jasnoróżowe szpilki. - A teraz chodźcie bo się spóźnimy na poduszkowiec. - trajkocze. Obraca się na pięcie i idzie w kierunku z którego przyszła.
- Zaraz, zawracamy? - pyta jeden z mężczyzn którzy noszą bagaże Trinket.
- A widzi gdzieś tu Pan poduszkowiec? - chichocze.
- Pani wybaczy ale już nie możemy tego nieść. - stawia na betonie jej cztery torby.
- A to niby dlaczego?
- Za dwie minuty kończy się czas i musimy wracać.
- Zapłacę wam podwójnie.
- Przykro nam, nie możemy już Pani pomóc. - mężczyźni stawiają na ziemi formy oraz walizki i odchodzą.
- No i co ja mam teraz z tym zrobić? Przecież tego nie uniosę. - skrzeczy. - Peeta, Finnick, Peter weźcie to. - ręką wskazuje na swój bagaż.
- Jakbyś nie widziała już dźwigamy bagaże. - Peter wskazuje głową na torby.
- Musisz sobie sama radzić. - mówi Finnick.
- Przecież nie zostawię tu tych walizek! Tam jest moja cała kolekcja kosmetyków, suszarek oraz biżuterii! - trajkocze.
- Nie panikuj już tylko pomóż mi to nieść. - podchodzę do jej bagażu i biorę dwie torby oraz dwie walizki. Johanna bierze dwie duże torby i cztery małą walizki a Annie ze względu na to ,że na rękach ma synka, bierze jedną torbę. Resztę bierze Effie, dziewczynki oraz Peeta.

Siedzimy w poduszkowcu już od dwóch godzin. Zerkam na Peetę który leży z głową na moich kolanach i patrzy w sufit. Delikatnie odgarniam mu głosy z czoła a on przenosi na mnie swój wzrok. Posyłam mu delikatny uśmiech. Łapie mnie za rękę, kładzie ją na swojej klatce piersiowej i przykrywa swoją. Wolną dłoń kładę na jego głowie i delikatnie głaszczę. Chłopak przymyka oczy i lekko się uśmiecha.
- Matko, jak jesteście tacy stęsknieni za swoimi.,. ciałami to idźcie do kibla. Możecie to robić nawet w sterowni ale błagam - oszczędźcie mi tego widoku. - na koniec swojej wypowiedzi, Johanna udaje ,że wymiotuje.
- O, a jeśli chodzi o kibel to... idziemy. - Peter figlarnie się uśmiecha, przerzuca Mason przez ramie i idzie z nią do toalety.
- Chciałabym być już w Kapitolu. - szepcze rudowłosa wtulona w męża.
Swoją drogą jestem ciekawa czemu akurat teraz musimy lecieć do Kapitolu. Nie moglibyśmy zrobić tego po świętach? Szczerze mówiąc wolałabym spędzić święta w dwunastce niż w stolicy Panem. Wątpię bym potrafiła się tam wczuć w świąteczny klimat. Znając mieszkańców Kapitolu pewnie będą wyglądać jak choinki - dosłownie. Ulice w stolicy Panem podczas świątecznego okresu, wyobrażam sobie jak cukierkową krainę. Spod ziemi będą wyrastać wielkie, cukrowe laski, na drzewach będzie rosnąć wata cukrowa a wszystkie domy będą wyglądać jak z piernika. Mam nadzieję ,że moje wyobrażenia co do świąt w Kapitolu się nie sprawdzą.

Ciepłe usta muskające moją szyję wyrywają mnie z objęć Morfeusza. Mozolnie otwieram oczy. Peeta stoi przede mną i z szerokim uśmiechem mi się przygląda. Zakłada mi włosy za ucho i lekko cmoka w czubek nosa.
- Już jesteśmy w Kapitolu, kochanie. - uśmiecha się. Wstaję z kanapy i razem z Peetą opuszczamy poduszkowiec.
Przed poduszkowcem stoi około dziesięciu mężczyzn trzymających nasze bagaże. Widzę Haymitcha mocno ściskającego swoją narzeczoną. Lekko się uśmiecham na ten widok.
- Stoisz koło Peety Mellark'a a gapisz się na Haymitcha? - Johanna lekko mnie klepnęła w plecy. - Jak będziesz mu to wynagradzać to nie jęcz za głośno. - obejmuje mnie ramieniem. Czuję ,że się rumienię.
- Haymitch, muszę Ci coś powiedzieć... - Zaczęła Effie.

wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział 84 "Noc Filmowa"


*Oczami Katniss*
Wyrywam dłoń z uścisku Peety i idę w stronę wysokiego mężczyzny. Słyszę wołanie blondyna ale nie reaguje. Gdy Peeta woła mnie jeszcze raz, o wiele głośniej, mężczyzna odwraca się w moją stronę. Nie wierzę... to...
- Finnick! - W moim głosie słychać nadzieję i strach przed tym ,że to tylko kolejny, głupi sen.
- Katniss! - Mężczyzna szeroko się uśmiecha. Gdy jesteśmy już wystarczająco blisko, przytulamy się.
- Finnick, gdzie ty byłeś przez te dwa lata? - Pytam łamiącym głosem.
- W szpitalu na rehabilitacji. Twoja strzała odgoniła zmiechy. Myślałem ,że tam umrę. Zresztą... nie wiem jakim cudem przeżyłem. Widzisz tą bliznę? - Palcem wskazuje na swoją szyję. - To pamiątka po paskudnym zmiechu. W ostatniej chwili pojawiła się Muriel i właściwie to dzięki niej żyję.
- Katniss! - Słyszę krzyk Peety za sobą.
- Peeta, to Finnick! - Czuję ,że po policzkach spływają mi łzy.
- Przecież Finnick nie... - Przerywa. - Matko... Odair... - Patrzy na niego jakby zobaczył ducha.
- Tak trochę zimno tu jest. Możemy iść do domu czy wolicie tak stać i patrzeć na mnie jak na ducha? - Patrzy na nas z uśmiechem.
- Jasne... chodźmy. Wolisz iść do nas czy od razu do Annie? - Lekko się uśmiecham.
- Annie tu jest? - W jego oczach pojawił się jakiś dziwny blask.
- Nie tylko ona. Twój syn również.
- Jak... jak to mój? Przecież nie było mnie dwa lata...
- A nasz chrześniak ma ładne dwa latka. - Peeta szeroko się uśmiecha.
- Jesteście jego rodzicami chrzestnymi? - Pyta z szeroko otwartymi oczami.
- Nie było Ci zimno? Chodź, zaraz zobaczysz swojego syna. - Chwytam go za nadgarstek i ciągnę w stronę domu Annie.

Otrzepuję buty i pukam do drzwi. Annie najwyraźniej jest zajęta ,ponieważ krzyczy "Drzwi są otwarte". Wchodzę do środka i ściągam buty.
- Przyprowadziliśmy Ci gościa. Mam nadzieję ,że się nie gniewasz. - Mówię.
- Oczywiście ,że nie. - Wychodzi z salonu z Willem na rękach. - Witam. - Mówi patrząc na syna.
- Witaj, kochanie. - Finnick szeroko się uśmiecha. Annie podnosi głowę i patrzy na Odaira. Przykłada rękę do ust i zaczyna cicho chlipać. Podchodzę do niej i biorę Willa na ręce.
Finnick rozkłada ręce i patrzy wyczekująco na swoją żonę. Rudowłosa niemal od razu biegnie do niego i mocno go przytula.
- Finnick, idioto czemu się nie odzywałeś! - Odzywa się po chwili.
- Wiesz... tak jakby nie miałem jak. - Lekko się uśmiecha.
- Jak nie miałeś jak? - Szepcze. Odair odsuwa ją od siebie i wskazuje na bliznę na szyi.
- Trochę trudno było mówić z grubym bandażem na szyi. - Na jego twarzy pojawia się grymas. Annie staje na palcach i lekko cmoka ustami jego bliznę na szyi.
- Finnick, ktoś jeszcze chciałby Cię zobaczyć. - Oczy wszystkich są skierowane na mnie. Ruchem głowy wskazuję na Willa.
- To nasz syn. - Mówi cicho rudowłosa. Odair podchodzi do mnie a ja podaję mu Williama. Na początku chłopiec uważnie przygląda się tacie, ale już po chwili go poznaje i mocno się w niego wtula.

Od powrotu Finnicka minął tydzień. Zamieszkał u Annie i swojego synka. Mały szybko się przywiązał do taty. Odair sprawuje się świetnie w roli ojca. Annie ma teraz o wiele więcej czasu ,ponieważ jak to uznał ojciec jej dziecka za dużo go ominęło by mógł sobie pozwolić na niezajmowanie się synem. Od dawna nie widziałam tak szczęśliwej Annie. Od niej po prostu czuć radość.

Dzisiaj Lily śpi u Johanny i Petera, tak jak William.  Z Annie postanowiłyśmy zrobić sobie noc filmową a jako ,że chłopaki nie mieli wyboru - będą nam towarzyszyć. Z początku Finnick był sceptycznie nastawiony do zostawienia syna pod opieką kogoś innego niż kogoś z naszej czwórki ale po długich namowach Annie, uległ.
Ja i Annie miałyśmy zając się wybieraniem filmów. Wybrałyśmy trzy dramaty romantyczne oraz trzy horrory. Chłopaki mieli zająć się jedzeniem. Nasza noc filmowa ma się zacząć o 20.00. Męska część ustaliła ,że będą siedzieć w bokserkach i jakiś śmiesznych koszulkach które miała załatwić im Johanna.
Robię z Annie małe kanapeczki a chłopaki rozkładają w salonie koce na których będziemy siedzieć. Kładę przekąski na talerz i zanoszę do salonu. Gdy przekraczam próg pokoju moim oczom ukazuje się Peeta wojujący z kocem.
- Peeta, co ty robisz? - Wybucham śmiechem.
- Staram się rozłożyć ten koc.
Odwracam się i kładę na stoliku który teraz jest podsunięty pod okno, talerz.

Huk jest tak głośny ,że aż podskakuję przestraszona. Odwracam się i moim oczom ukazuje się Peeta leżący jak długi na podłodze zawinięty w koc. Wybucham głośnym, niepohamowanym śmiechem.
- Katniss, pomóż mi. - Mówi przez śmiech. Kiwam głową i podchodzę do niego. - Pomóż mi a nie się chichrasz! - Śmieje się.
- Peeta, czemu się tak... - Do pokoju wchodzi Finnick i wybucha głośnym śmiechem. - Miałeś rozłożyć ten koc a nie się w niego zawinąć! - Duka przez śmiech.
- Nie planowałem tego. A teraz mi pomóżcie. - Chichra się.
Cały czas się śmiejąc pomagamy wydostać się Peecie z koca. Udając obrażonego siada na kanapie i ogłasza ,że nie będzie już nigdy więcej rozkładał koców.

Nasza noc filmowa zaczęła się z lekkim opóźnieniem. Finnick chciał zrobić jakąś sztuczkę i tak ją zrobił ,że połamał stół oraz zbił talerz z kanapkami które wylądowały na podłodze. W nagrodę dostał ścierkę, mopa oraz młotek i gwoździe. Oczywiście okazało się ,że stołu nie da się naprawić i jutro ma robić nowy z Peetą.
Teraz siedzimy na kocach i oglądamy jakiś horror. Annie siedzi oparta o kanapę, schowana za wielką poduszką, Finnick siedzi koło swojej żony chichrając się z różowej koszulki Peety z napisem "Bzzzyk doradza: Bzykanie odmładza". Odair dla odmiany ma jasnoróżową koszulkę z napisem "Najlepsza babcia na świecie!". Siedzę oparta o kolana Annie a Peeta leży z głową na moim brzuchu. Mój narzeczony bawi się w "zbawiciela" i co jakiś czas daje złote rady głównemu bohaterowi filmu w stylu "Nie idź tam" lub "On tam jest".

Po jakimś czasie Peeta zasypia. Oczywiście Finnick wpadł na genialny pomysł i szuka teraz czarnego mazaka. Po jakimś czasie Odair wraca z flamastrem z ręce.
- Katniss, przytrzymaj mu głowę. - Szepcze. Delikatnie głaszczę go po policzku jednocześnie pilnując by nie ruszał głową. Finnick rysuje mu monobrew, wąsy oraz męskie przyrodzenie na policzku.
- Mam nadzieję ,że to nie jest mazak permanentny. - Mówię cicho uważnie przyglądając się Finnickowi. Chłopak patrzy na mnie dziwnym wzrokiem.
- Ym... oczywiście ,że nie. Jakby się pytał kto go wymazał to nie ja! - Podaje mi marker i wybiega z pokoju.
Na moje nieszczęście Peeta budzi się niemal od razu. Jego wzrok zatrzymuje się na mazaku który trzymam w ręce.
- Po co Ci to? - Pyta.
- Prezent od Finnicka. - Chichocze Annie.
- Co on z tym chciał zrobić? - Chłopak jest mocno zdezorientowany.
- Kochanie, nie co chciał zrobić a co zrobił. Na twoim miejscu poszłabym zobaczyć się w lustrze i więcej nie zasypiać w towarzystwie Odaira. - Całuję go w czysty policzek.
Peeta szybko się podnosi i idzie do łazienki. Ja i Annie oczywiście idziemy na nim.
Chłopak nie zamyka drzwi, więc widzimy jego reakcję na "dekorację" na jego twarzy.
- Gdzie jest Odair? - Pyta udając obrażonego, jednak w jego głosie słychać śmiech.
- Nie ma mnie! - Krzyczy Finnick wybiegając na dwór. Peeta rusza za nim. Nie zdążył nawet założyć butów. Z Annie zakładamy kurtki, buty i wychodzimy za chłopakami.
- Pobiegli tam. - Rudowłosa wskazuje na mojego narzeczonego biegnącego w stronę bramy od Wioski Zwycięzców.
- No to pięknie. - Wzdycham. - Biegniemy po nich czy czekamy? - Pytam.
- O nie, ja nigdzie nie idę. Katniss, jest zimno a oni są w samych koszulkach i gaciach, zaraz wrócą. - Annie lekko się uśmiecha i wchodzi do domu. Stoję jeszcze chwilę przed drzwiami. Kiedy mam wejść do środka, słyszę krzyk Peety "Odair, i tak Cię dopadnę!". Momentalnie odwracam się w stronę chłopaków. Wymazany Finnick ucieka przez moim narzeczonym który trzyma w ręce czarny marker.
Peeta zauważając mnie, potyka się o coś skutkiem czego wypada mu marker. Finnick szybko go podnosi i zaczyna gonić Mellarka. Mój ukochany biegnie w moją stronę a Odair zaraz za nim. Nim zdążę cokolwiek zrobić, staję się żywą tarczą.
- Katniss, chroń mnie! - Chichra się Peeta.
- Szczerze mówiąc jest mi zimno. Możecie się dokończyć bawić w domu? - Pytam pocierając dłońmi ramiona.
Peeta nadal chowając się za mną, wchodzi do domu. Idę do salonu i siadam koło Annie.
- Uspokoili się? - Pyta widząc wchodzącego do pokoju Peete.
- Bardzo. - Wzdycham. Dopiero teraz zauważam zdarte kolano Peety i podartą koszulkę. - Kochanie, ty się tam z kimś biłeś? - Zwracam się do blondyna.
- Szczerze Ci powiem ,że bieganie po ciemku nie jest zbytnio bezpieczne. - Siada koło mnie.
- Ooo, mój mały Peetuś. - Przytulam go, śmiejąc się.
- Nigdy więcej nic mu nie zrobię jak będzie spał. - Do pokoju wchodzi zrezygnowany Finnick.
- Co Ci się stało z twarzą? - Annie wybucha śmiechem.
- Ten osobnik. - Ręką wskazuje na Peete. - Się stał. Czym mogę to zmyć?
- Olejkiem z drzewa herbacianego. Will parę razy się umazał markerem i musiałam mu to zmywać. Niestety właśnie mi się skończył, więc rano pójdziesz z Peetą do sklepu po niego. - Rudowłosa szeroko się uśmiecha.
- Jak to ja i Peeta? Przecież staniemy się pośmiewiskiem dystryktu. - Marudzi.
- Było się nie mazać. - Mówię z uśmiechem. - Ale popatrzcie na to z drugiej strony. Nikt w tym dystrykcie Was nie zapomni. - Wybucham śmiechem.

Annie włącza jakiś dramat romantyczny. Chłopaki szybko zasypiają. Peeta śpi z głową na moim ramieniu a Finnick śpi z głową na plecach Annie, która leży na kocu, na brzuchu i z zaciekawieniem ogląda film. Opieram się o głowę Peety i zamykam oczy. Zasypiam.

niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 83 "To niemożliwe"

Przepraszam ,że na ten rozdział musieliście tak długo czekać, ale nie miałam na niego w ogóle pomysłu. Wiem ,że rozdział jest krótki i nudny ale jak już mówiłam - nie miałam na niego pomysłu. Pozdrawiam Yoo.
15 komentarzy - Nowy rozdział
*Oczami Katniss*
Leżę koło blondyna i przyglądam się jego spokojnej twarzy. Gdy śpi wygląda tak słodko... tak bezbronnie. Najdelikatniej jak potrafię odgarniam mu włosy z czoła i lekko cmokam go w czubek nosa. Z powrotem się kładę i przyglądam jego twarzy. Na ustach blondyna błądzi delikatny uśmiech. Już po chwili Peeta leży wtulony we mnie z głową na moich piersiach. Delikatnie go obejmuję i całuję w czubek głowy.
- Dzień dobry. - Szepcze zaspanym głosem.
- Dzień dobry. - Szeroko się uśmiecham.
- Długo już tak nie śpisz? - Całuje mnie w odsłonięte ramie. Jedną stopę kładzie na moich łydkach i delikatnie jeździ nią w górę i w dół.
- Może od dziesięciu minut. - Czuję rękę Peety na moim biodrze. - Kochanie, sądzisz ,że Haymitch nie wie jeszcze ,że nie jest ojcem Mii? - Pytam cicho.
- Sądzę ,że Effie mu nie powie. Pewnie sama Mia tego nie wie.
- Przecież Haymitch ma prawo wiedzieć. Poza tym skąd ona wie ,że on nie jest jej ojcem? - Uważnie przyglądam się ukochanemu.
- Tego nie wiem. Kochanie, dzień zapowiada się świetnie, proszę nie psujmy go przygnębiającymi tematami. - Mocniej mnie przytula.
- Dobrze. Przepraszam ,że zaczęłam ten temat.
- Nic się nie stało. Po prostu nie rozmawiajmy o tym i poczekajmy na rozwój tej całej sytuacji. Jak będziemy o tym rozmawiać głośno to jeszcze Lily to usłyszy i powie to Mii. - Mówi ciepłym głosem. Postanawiam zmienić temat.
- Co chciałbyś zjeść na śniadanie? - Delikatnie głaszczę go po karku.
- Mam pewien pomysł ale musiałabyś odstąpić mi dziś kuchnię. - Odsuwa się ode mnie i ciepło uśmiecha.
- A można wiedzieć na jaki pomysł pan, panie Mellarku wpadł? - Chichoczę.
- Dawno nie jedliśmy bułek serowych. - Całuje mnie w usta i wstaje z łóżka. Patrzę na niego z uśmiechem. - Idę wziąć prysznic, dołączysz? - Figlarnie się uśmiecha.
- Dwa razy nie musisz pytać. - Wyskakuję z łóżka i idę do łazienki. Peeta wchodzi zaraz po mnie i zamyka drzwi. Zdejmuję koszulę nocną oraz bieliznę i wchodzę pod prysznic. Cały czas czuję na sobie wzrok blondyna. Po chwili czuję jego ręce obejmujące mnie w talii. Zarzucam mu ręce na szyję i delikatnie całuję. Peeta pogłębia pocałunek i lekko mnie unosi. Odruchowo zaplatam nogi na jego biodrach. Ręce chłopaka zjeżdżają na moje pośladki i delikatnie je pieszczą. Już mamy się kochać gdy słyszę pukanie do łazienki.
- Jest tu Peeta? - Krzyczy Lily.
- Nie!. - Odkrzykuję odruchowo. Blondyn patrzy na mnie karcącym wzrokiem.
- A nie wiesz może gdzie jest?! Jestem głodna a nie ma nic na śniadanie!
- Peeta jest... na spacerze.
- A kiedy wróci?!
- Pewnie za jakąś godzinę lub dwie! Na stole leżą świeże owoce, zjedz je! Potem zrobię Ci śniadanie!
- Dobrze! - Gdy słyszę jej oddalające się kroki oddycham z ulgą.
- Teraz słucham, jak jej wyjaśnisz ,że jestem w domu? - Blondyn uważnie mi się przygląda.
- W tym związku, kochanie. - Staję na palcach i szepczę w jego usta. - Od myślenia jesteś ty. - Delikatnie go całuję. Obejmuje mnie w pasie i mocno do siebie przyciąga. Wpija się w moje usta jednocześnie lekko głaszcząc plecy.

Po półgodzinnym prysznicu idziemy się ubrać. Wciskam się w obcisłe, białe rurki i jasnobeżowy sweter zapinany z przodu na jasnobrązowe guziki. Jako ,że całą szyję mam odkrytą a mi zawsze jest zimno, zakładam też biały szalik zrobiony z bawełny. Peeta zakłada luźne, szare, dresowe spodnie i niebieską bluzkę na krótki rękaw. Na sam widok ubioru blondyna robi mi się zimno. W objęciach schodzimy na dół.
- Katniss, Peety jeszcze nie ma. - Słyszę głos Lily dobiegający z salonu.
- Jestem! - Blondyn cicho otwiera drzwi od gabinetu i zamyka je z trzaskiem.
Lily wybiega z pokoju, chwyta Peete za rękę i ciągnie go do kuchni. Widząc zdezorientowaną minę Peety wybucham niepohamowanym śmiechem. Podążam za moją przybraną siostrą i narzeczonym.
Siadam na krześle obok stołu a Lily siada na moich kolanach. Peeta udając obrażonego robi nam śniadanie.
- Muszę iść jutro do szkoły? - Lily wzdycha.
- No raczej tak. - Uśmiecham się do niej.
- A gdybym tak jutro nie poszła do szkoły? - Robi tak słodką minę ,że ledwo udaje mi się jej odmówić.
- Jutro pójdziesz do szkoły. Nie chcę mieć kłopotów z twoją wychowawczynią i mamą. - Na mojej twarzy pojawia się grymas.
- Czego mama nie wie to jej nie boli. - Dumnie się uśmiecha.
- Nie przekonasz mnie. Jutro grzecznie pójdziesz do szkoły. Możesz pomęczyć Peete ale wątpię żeby się zgodził żebyś została w domu.
- Lily, jak jutro grzecznie pójdziesz do szkoły zabiorę Cię na wycieczkę. - Blondyn podchodzi do stołu i stawia na nim bułki z serem. Podopieczna mojej mamy wyraźnie się rozpromieniła. Bierze bułkę i z uśmiechem ją zjada.
Gdy kończymy jeść, w domu rozlega się dzwonek do drzwi. Lily pobiegła na górę odrobić lekcję a Peeta poszedł otworzyć drzwi. Ja zabieram się za zmywanie.
- Peeta, proszę... pomóż mi. - Cichy, zapłakany głos odrywa mnie od zmywania. Wycieram ręce i idę do przedpokoju.
- W czym mam Ci pomóc, Effie? - Głos Peety jest spokojny i ciepły. Podchodzę do niego i splatam nasze palce.
- Katniss... przepraszam. - Zaczyna głośno płakać.
- Ja Ciebie też przepraszam, Effie. - Mocno ją przytulam. Po dłuższej chwili odsuwam się od niej i wpuszczam do środka. Siadamy w salonie na kanapie.
- Ja tak nie mogę... nie chcę. Haymitch dzwoni do mnie i pyta się co u mnie i Mii. Codziennie mówi mi ,że mnie kocha a ja... perfidnie go okłamuję... - Chowa twarz w dłoniach. - Tak bardzo go kocham ale nie potrafię go oszukiwać... - Chlipie.
- To powiedz mu prawdę. - Mówię cicho.
- On mnie zostawi... nie będzie chciał mnie znać.
- Jak mu tego nie powiesz teraz to i tak prędzej czy później on się dowie. - Peeta siada obok mnie i splata nasze palce. - Moim zdaniem powinnaś mu powiedzieć teraz.
- A moim zdaniem powinnaś poczekać aż wróci. - Mówię pewnie.
- A mogę mu w ogóle tego nie mówić? - Chlipie.
- Jak się dowie przypadkiem to co zrobisz? - Pytam.
- Nie wiem... powiem mu jak wróci. - Podnosi głowę i patrzy na mnie. - Wiem kto wysadzał piekarnie, elektrownie i wodociągi. - Mówi cicho.
- Kto?
- Aaron Snow - Syn Coriolanus'a Snow'a.
- Żartujesz? Po co on to robił? - Mamroczę.
- Rok temu stwierdzono u niego chorobę psychiczną. Miał zostać zamknięty w zakładzie psychiatrycznym ale po badaniach uciekł i nigdzie nie było można go znaleźć. Peeta, tak mi przykro. - Patrzy na niego współczującym wzrokiem.
- Mnie też. - Spuszcza głowę. Lekko ściskam jego dłoń żeby wiedział ,że ma we mnie wsparcie.
- A wiadomo co z Jane? - Pytam.
- Urodziła. Z tego co mi wiadomo chce iść do sądu i zmusić Petera to uznania tego dziecka. - Na jej twarzy pojawia się grymas. - Lily robi coś ważnego?
- Odrabia lekcje. A co?
- Pomyślałam ,że mogłabym wziąć Lily do nas na noc. Mia na pewno by się ucieszyła. Jutro po lekcjach dziewczynek przyprowadziłabym ją do was. - Ciepło się do nas uśmiecha. Patrzę na Peete jednak on nadal ma wzrok wbity w podłogę.
- Dobrze, Lily jest w swoim pokoju. - Odwzajemniam uśmiech.

Po półgodzinie ja i Peeta zostajemy sami. Blondyn postanowił zrobić obiad a jako ,że ja nie mam nic do roboty - jestem zmuszona mu pomóc. Peeta zaproponował abyśmy zrobili gołąbki a ja przystałam na jego propozycję.
Podczas gdy niebieskooki wyjmuje potrzebne składniki, ja siadam na blacie i uważnie mu się przyglądam. Gdy się skupia wygląda tak... seksownie.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - Peeta odwraca się w moją stronę i szeroko uśmiecha. Czuję ,że się rumienię.
- Patrzę na najprzystojniejszego mężczyznę w Panem. - Ciepło się do niego uśmiecham. Podchodzi do mnie i lekko cmoka moją szyję.
- To było miłe. - Mruczy.
- A teraz, kochanie zajmijmy się gotowaniem. Jestem niebezpiecznie głodna i mogę Cię przypadkiem zjeść. - Delikatnie gryzę go w ramię.
- Jestem niejadalny ale jak chcesz to mogę ci dać bułkę serową. - Przelotnie całuje mnie w usta. Zeskakuję z blatu. Nim zdążę cokolwiek zrobić, Peeta zamyka mnie w żelaznym uścisku. - Nie wiem czym sobie zasłużyłem na Ciebie. Ty jesteś idealna - piękna, czuła, opiekuńcza, dobra. Idealna pod każdym względem. Jestem najszczęśliwszym chłopakiem na świecie widząc Cię rano w naszym łóżku i kładąc się z tobą spać. Kochanie, czym ja sobie zasłużyłem na Ciebie? - Szepcze w moje usta.
Zarzucam mu ręce na szyję i czule całuję.
- To co z tym gotowaniem? - Pytam gdy się od siebie oderwiemy. Chłopak z szerokim uśmiechem podchodzi do blatu, bierze z niej średnią główkę kapusty i mi ją podaje.
- Oderwij z niej pierwsze, grube liście i zostaw te które są ładnie przytwierdzone do główki. - Cmoka mnie w policzek. Podchodzi do szafki obok lodówki i wyjmuje z niej opakowanie z ryżem. Kładzie je na blacie i włącza radio stojące na lodówce. Cicho śpiewając, wraca do gotowania. Wsłuchuję się w jego głos. - Naprawdę pięknie śpiewa. Nigdy nie słyszałam jak śpiewa i szczerze tego żałuję. Słuchając jego śpiewu nie zauważyłam ,że oderwałam większość dobrych liści. Zawstydzona tym ,że nie potrafiłam wykonać tak prostego zadania - kładę liście i główkę kapusty na blat. Peeta nie przestając śpiewać, odwraca się w moją stronę.
- Chyba jednak będziemy musieli zrobić gołąbki bez zawijania. - Stwierdza ze śmiechem.
- Przepraszam... zamyśliłam się. - Czuję ,że moje policzki czerwienią się.
- Nic się nie stało. - Ciepło się do mnie uśmiecha.

Gotowanie zajmuje nam dobrą godzinę. Po zjedzeniu postanawiamy odwiedzić Annie. Dawno nie odwiedzaliśmy rudowłosej oraz jej synka. Ostatnio Johanna wspominała ,że mój chrześniak zaczyna mówić.
Zakładam ciepły płaszcz oraz buty i czekam na Peete który przebiera się na górze. Siadam na pufie stojącej obok szafki na buty i zamykam oczy.
- Nie śpij, kochanie. - Blondyn muska ustami mój policzek.
- Nie śpię. - Lekko się uśmiecham.
Peeta szybko sznuruje buty i z szerokim uśmiechem wyciąga rękę do mnie. W objęciach wychodzimy z domu.
Podczas gdy Peeta zamyka drzwi, ja szybko zerkam na bramę Wioski Zwycięzców. Ku mojemu zdziwieniu stoi tam mężczyzna. Jest dość wysoki, dobrze zbudowany. Jego ciemne blond włosy są rozwiane przez wiatr. To niemożliwe...

poniedziałek, 2 listopada 2015

Rozdział 82 "Dzień pełen wrażeń"

15 komentarzy - Nowy rozdział
*Oczami Katniss*
Budzi mnie ciężar na brzuchu. Mozolnie otwieram oczy i widzę Peete rozwalonego na łóżku. Jego nogi leżą na moim brzuchu a głowa chłopaka leży na ramie łóżka. Potem będzie narzekał ,że go głowa boli. Jedną rękę trzyma na swoim brzuchu a drugą na mojej stopie. Z tego co pamiętam razem z nami spała Lily a teraz jej nie ma. Patrzę na zegarek który stoi na szafce nocnej i dostaję szoku - jest 12.29! Jak poparzona zeskakuję z łóżka budząc przy tym blondyna. Szybko narzucam na siebie szlafrok i zbiegam na dół. Wbiegam do kuchni i podbiegam do lodówki.
- Katniss, co ty robisz? - Słyszę za sobą głos Peety.
- Śniadanie dla Lily do szkoły. - Mówię szybko. Chłopak cicho się śmieje. Podchodzi do mnie, łapie za ręce i przyciąga do siebie. - Peeta, puść mnie. Jak nie zrobię tych kanapek to Lily będzie w szkole głodna chodziła. Omijając to ,że już i tak jest spóźniona. - Próbuję się wyszarpnąć ale chłopak mocno mnie trzyma.
- Kochanie, dzisiaj sobota. - Mówi z uśmiechem.
- A nie piątek? - Pytam zdziwiona.
- Nie, sobota. Nie chcę nikomu nic wypominać, ale nie dostałem dzisiaj buziaka na dzień dobry. - Chłopak robi minę w stylu "Obraza Majestatu". Lekko się uśmiecham i przelotnie całuję go w usta.
- Nie boli Cię głowa? Spałeś na ramie łóżka. - Pytam zatroskana.
- Trochę policzek. - Delikatnie się uśmiecha. Kładę dłoń na jego zaczerwienionym policzku i delikatnie masuję.
- Kochanie, jak ty to zrobiłeś ,że spałeś na ramie łóżka? - Chichoczę.
- Żeby to uczynić trzeba się nazywać Peeta Mellark. - Wybuchamy głośnym śmiechem.
- Dzień dobry. - Do kuchni wchodzi ziewająca Lily.
- Dzień dobry. - Ciepło się do niej uśmiecham. - Gdzie byłaś? - Pytam.
- Spałam w salonie. Peeta tak chrapał ,że zasnąć nie mogłam. - Na te słowa wybucham głośnym śmiechem. - Katniss, ale tak szczerze, jak ty możesz spać jak on tak głośno chrapie? - Podchodzi do mnie i przytula.
- Przyzwyczaiłam się. - Chichoczę. - Dziś wysprzątamy Ci pokój i będziesz mogła spokojnie spać. - Lekko się uśmiecham.
- Jeszcze Peeta tak się rozwalił na tym łóżku ,że zostałam przygnieciona przez jego rękę. - Dziewczynka lekko się krzywi.
- Widzisz... zazwyczaj podczas spania obejmuję Katniss. - Chłopak stara się jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
- Współczuję Ci, Katniss. - Lily szeroko się uśmiecha.
- Zrobię śniadanie i bierzemy się za sprzątanie twojego pokoju, Lily. - Ciepło się do niej uśmiecham. Zauważam Peete który próbuje niespostrzeżony wyjść z kuchni. - Kochanie, mówiąc "bierzemy" miałam namyśli też Ciebie. - Zrezygnowany siada na krześle.
Na śniadanie robię kanapki. Lily szybko je zjada za to Peeta stara się je zjeść jak najwolniej. Po około półgodzinie wszyscy jesteśmy gotowi do pracy. Z szafki pod zlewem wyjmuję środki czystości które będą potrzebne do sprzątania oraz papierowe ręczniki kuchenne po czym idziemy na górę. Lily i Peecie przypadło ścieranie kurzy a mi zmienienie pościeli i umycie okien. Podopieczna mamy poszła ścierać kurz w łazience a blondyn zostaje w pokoju razem ze mną. Podchodzę do okna i zaczynam je myć.
- Kochanie, masz bardzo dobre podejście do dzieci. - Blondyn przerywa ciszę.
- Skąd taka myśl? - Lekko się uśmiecham.
- Jak jesteś przy Lily, cała aż promienieje. Zresztą Will i Mia też. - Ciepło się do mnie uśmiecha.
- Wydaje Ci się. - Bagatelizuję.
- Wątpię. Od kąt Lily tu zamieszkała, tryska radością.
- Nie mieszkam tu tylko ja. Równie dobrze mogę powiedzieć ,że ona jest taka szczęśliwa bo ty tu jesteś. - Wystawiam język w jego kierunku.
- Lily! - Krzyczy. Dziewczynka pojawia się niemal od razu.
- Tak? - Pyta niewinnym głosikiem.
- Wolisz Katniss czy mnie? - Pyta z uśmiechem.
- Katniss. - Odpowiada bez wahania. - Znaczy... lubię was tak samo. - Z wielkimi rumieńcami wraca do sprzątania. Blondyn wybucha głośnym śmiechem.
- Nie chichraj się tylko sprzątaj. - Rzucam w niego ścierką. Peeta nie przestając się śmiać wraca do sprzątania.
Po trzech godzinach sprzątania pokój jest już czysty. Zmęczeni sprzątaniem siadamy na kanapie i oglądamy jakąś bajkę. Lily leży z głową na moich kolanach a ja siedzę wtulona w Peete. Głaszczę delikatnie moją przybraną siostrę po głowie. W domu rozlega się dzwonek do drzwi. Patrzę błagalnym wzrokiem na blondyna. Chłopak wzdycha i idzie otworzyć drzwi. Słyszę głośny szloch. Do salonu wchodzi zapłakana Effie i Mia. Peeta wchodzi za nimi ze zdezorientowaną miną.
- Lily, pokaż Mii swój nowy pokój. - Mówię cicho. Dziewczynka ochoczo kiwa głową, łapie Mie za rękę i ciągnie ją na górę.
- Effie, co się stało? - Podchodzę do kobiety i ją przytulam.
- Haymitch... on... - Duka przerażona i załamana.
- Co się stało? - Pytam coraz bardziej przerażona.
- Bo okazało się...
- Effie wyduś to z siebie. - Peeta mówi spokojnym głosem.
- Nie jest ojcem Mii. - Kobieta wybucha głośnym płaczem.
- Jak... jak to? - Patrzę na nią jakby oznajmiła mi ,że właśnie pada deszcz świń.
- Skoro nie on, to kto jest ojcem Mii? - Blondyn staje za mną.
- Są jeszcze dwie opcje. - Mówi zawstydzona.
- Jak dwie? - Jestem coraz bardziej zdezorientowana.
- Matko, Katniss! Jak byś spała z Peetą, Galem i powiedzmy Peterem to wiedziałabyś kto jest ojcem!? - Wrzeszczy Effie.
- Wiedziałabym bo nie spałabym z trzema mężczyznami w tym samym czasie! Wiesz kto się tak zachowuje?! Dziwka, Effie. Dziwka! - Krzyczę.
- Niby ty nigdy nie popełniłaś żadnego błędu, tak?! Katniss, wznieciłaś powstanie, przez Ciebie zginęły tysiące ludzi! Jedyną osobą która o cokolwiek ma się obwiniać jesteś ty! - Nie wytrzymuję i uderzam ją w twarz. Peeta reaguje od razu. Łapie mnie w pasie, unosi parę centymetrów nad podłogą.
- Effie, lepiej już idź. - Mówi cicho blondyn.
- A żebyś wiedział ,że pójdę! Mia! - Wrzeszczy. Wesołe dziewczynki w podskokach schodzą na dół. - Wychodzimy. - Warczy.
- Ale mamo. - Mia robi smutną minkę.
- Żadne "ale". Z Lily zobaczysz się dopiero jak wróci Marianne! - Łapie córkę za rękę i prowadzi do drzwi wejściowych. Wychodząc głośno nimi trzaska.
- Czemu Mia nie będzie mogła tu przychodzić? - Pyta smutna Lily.
- Katniss trochę się pokłóciła z ciocią Effie ale za parę dni wszystko będzie dobrze. - Peeta głaszcze ją po głowie.
- Aha... a właśnie mam do was pytanie. Bo u mnie w klasie jest taki Alex i on taki bardzo dziwny liścik mi dał. Tylko problem jest w tym ,że nie wiem o co mu chodzi. - Wzdycha.
- Masz tu ten liścik? - Pytam klękając przed nią.
- Mam.
- Przynieś go to pomożemy Ci go rozszyfrować. - Puszczam do niej oczko. Lily kiwnęła głową na znak zgody i pobiegła na górę. Już po chwili wróciła z jakimś wymiętoszonym papierkiem w ręce. Razem z Peetą usiedliśmy na kanapie a Lily podała mi ten świstek. Wgramoliła się na moje kolana.
- Chcesz ze mną chodzić? Podkreśl Tak, Nie. - Czytam na głos. Ja i Peeta wybuchamy śmiechem.
- I co to ma znaczyć? Gdzie ja mam z nim chodzić? - Pyta zdezorientowana.
- On się Ciebie pyta czy chcesz być jego dziewczyną. - Ciepło się do niej uśmiecham.
- O nie, nie ma mowy! Na pewno nie będę jego dziewczyną! - Oburza się.
- Dlaczego? - Pyta Peeta przez śmiech.
- Dlatego ,że to jest mega arogancki i chamski chłopak! We mnie się coś gotuje jak widzę jak śmieje się z tych osób co się lepiej uczą! - Ostaje z moich kolan, bierze ode mnie kartkę i wychodzi. Patrzę zdezorientowana na blondyna. Czy to możliwe żeby się na nas obraziła? Już mam wstawać kiedy do salonu wchodzi zadowolona z siebie Lily.
- Gdzie byłaś? - Pytam.
- W kuchni, wyrzuciłam ten okropny świstek. - Znowu wdrapuje się na moje kolana.
- Macie ze sobą coś wspólnego. - Chłopak uważnie nam się przygląda.
- Oprócz włosów, oczów i wspólnego mieszkania, co? - Lekko się uśmiecham.
- Ani Katniss nie da się tak łatwo poderwać ani Lily. - Wybucha śmiechem.
- A jednak tobie się udało. - Całuję go w policzek.
- Fuu, mam dość związków na dłuugie lata! - Schodzi z moich kolan i kładzie się na naszych nogach.
Dzień mija nam na śmiechach i wygłupach. Mimo ,że Peeta się śmieje, jego oczy są nieobecne. Znając mojego narzeczonego cały czas myśli o Effie, Mii i Haymitchu. Nie chciałam rozmawiać o tym w obecności Lily więc postanowiłam poczekać do wieczora. Po pysznej kolacji zrobionej przez Peete, idziemy do sypialni odpocząć. Blondyn kładzie się na łóżku a ja idę wciąć szybki prysznic. Związuję włosy w koka i wchodzę pod prysznic. Myję się może 10 min. Wycieram się, ubieram i wychodzę z łazienki. Moim oczom ukazuje się śpiący Peeta na łóżku. Delikatnie kładę się obok niego i przytulam się do jego pleców. Sen przychodzi nieubłaganie.