poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 53 "Wier­ność jest prze­de wszys­tkim ak­tem nadziei, a nie pamięci."

Wychodzimy przed dom. Annie nadal siedzi na schodach i bawi się obrączką. Wydaje się smutna i jednocześnie szczęśliwa...
- Annie, wszystko dobrze? - Pytam.
- Oczywiście. Peeta nie uwierzysz, Katniss mi wybaczyła. - Podbiega do mnie i mocno przytula.
- To ,że wybaczyłam nie znaczy ,że zapomniałam. - Szepczę.
- Ale nie jesteś już zła? - Dziewczyna robi smutną minę.
- Nie jestem. - Ciepło się do niej uśmiecham. Rudowłosa całuje mnie w policzek po czym znika w domu. 
Siadamy koło siebie na schodach. Patrzę na swoje ręce tak jakby mogły przeprowadzić za mnie tą rozmowę. Od czego mam zacząć? A może to on powinien pierwszy coś powiedzieć. Zerkam na niego i zauważam ,że uważnie mi się przygląda.
- Katniss.
- Peeta. - Mówimy w tym samym momencie.
- Może ty zacznij. - Proponuje chłopak.
No pięknie, a miałam nadzieję ,że on zacznie tą rozmowę. 
- Wybaczam Ci. - Szepczę. 
Blondyn patrzy na mnie jakby zobaczył ducha. 
- Naprawdę? - W jego oczach widać ulgę, zdziwienia i radość. 
- Tak, to była tylko głupia gra... - Chcę dodać coś jeszcze ale w porę gryzę się w język.
- Kochanie, tak się cieszę. - Peeta mocno mnie przytula. 
- A co u Peetera? - Pytam gdy mnie puszcza.
- Chyba dobrze, nie rozmawiamy ze sobą. - Blondyn spuszcza głowę. 
- To ma związek z Johanną? 
- Tak, po tej akcji z tą pielęgniarką wydarłem się na niego i tak jakoś przez ten miesiąc prawie ze sobą nie rozmawialiśmy.
- Nie próbowałeś się z nim jakoś dogadać? 
- Oczywiście ,że próbowałem. - No pięknie, nie dość ,że ja się pokłóciłam z Johanną to jeszcze Peeta z Peeterem. - Katniss, nie rozmawiajmy już o tym. Przez te dwa miesiące działo się wiele złych rzeczy, nie chcę do tego wracać. 
- Dobrze, a powiesz mi co Ci się stało w tą rękę którą próbujesz upchać do kieszeni? - Od kąt tu usiedliśmy, Peeta cały czas próbuje schować gdzieś swoją prawą dłoń.
- Jak miałem chwilę... słabości... roztrzaskałem butelkę po bimbrze... chciałem to posprzątać ale... nie byłem do końca trzeźwy i zapomniałem ,że to szkło. - Teraz jeszcze bardziej próbuje wsadzić rękę do kieszeni. 
- Zostaw tą rękę w spokoju. - Łapię go za dłoń.
- Nie wiem jak Haymitch mógł tak funkcjonować przed lata. Cały czas boli Cię głowa, nic nie możesz zrobić po ci się dwoi lub troi.
- Mimo to i tak piłeś... Trudno było Ci rzucić picie? - Kładę głowę na ramieniu chłopaka.
- Nie, najtrudniejszy był pierwszy dzień. Gigantyczny kac i jeszcze ten bałagan... Topienie smutków w alkoholu to był mój najdurniejszy pomysł. - Peeta obejmuje mnie ramieniem.
- Nawet nie wiesz jak okropnie wyglądałeś... 
- Katniss, nie wracajmy do tego. Nie jestem z dumny z tamtego okresu.
- Z tymi zaręczynami... trochę się pośpieszyliśmy. - Zaczynam niepewnie.
- Masz rację, może uznajmy ,że ich... nie było?
- Dobrze. - Nie wiem czemu ale czuję dziwną ulgę. - Właśnie... miałam Cię o coś zapytać.
- O co?
- Przed twoim domem stały deski, po co ci one były?
- To stół.
- Chciałeś złożyć stół?
- Nie, kiedyś, konkretnie jakieś dwa tygodnie temu stół się połamał.
- Sam się połamał, tak?
- Upadłem na niego, wiesz to drewno było bardzo... łamliwe. To wszystko wina tego drewna. - Wybucham śmiechem. To wszystko wina drewna!
- Nic Ci się nie stało? - Staram się być poważna ale coś kiepsko mi to idzie.
- Na szczęście nie. Katniss... nadal będziesz mieszkać u dziewczyn?
- Na razie tak, wiesz... nie chcę cały czas targać za sobą moich rzeczy. Dopiero się pogodziliśmy, poczekajmy jeszcze.
- Pamiętaj ,że mój dom zawsze będzie dla Ciebie otwarty. - Mocno mnie przytula i całuje w czoło.
Popołudnie 
Erik pogodził się z Johanną ale z tego co mi wiadomo nie są razem. Susan i Annie polubiły się, szczerze mówiąc one są do siebie podobne. Może nie z wyglądu ale z charakteru. Żeńska część zebrała się u nas w domu i się szykuje a męska część szykuje grilla. Effie postanowiła ,że ten grill ma być w dziewczęcym stylu dlatego też dziewczyny muszą się przebrać za jakieś wróżki. elfy itp. Mia jest przegrana w księżniczkę - ma jasnoróżową sukienkę do ziemi, koronę i berło. Annie jest przebrana za elfa, ma ciemnozieloną sukienkę do kolan w łódkę i dużymi ramiączkami. Effie kupiła jej takie sztuczne uszy elfa które wsuwa się na uszy i pożyczyła zielone szpilki. Johanna zajęła się jej makijażem i takim oto sposobem Annie zmieniła się w elfika. Ja i Johanna jesteśmy przebrane za koty. Ja jestem białym kotem a ona czarnym. Effie pożyczyła nam swoje kombinezony a z bibuły zrobiłyśmy ogony. Susan miała opaski z kocimi uszami które nam pożyczyła. Effie i Susan są przebrane w różowe wróżki. Makijażami zajęły się Effie i Johanna. 
Czekamy jeszcze na Johanne która maluje Effie i wychodzimy. Wszystkie siedzimy teraz w salonie. Mój dom wygląda jakby został nawiedzony przed brokat, kosmetyki i bibułę. 
- Istoty nadprzyrodzone, idziemy! - Krzyczy Johanna.
- Johanna Kotek Mason, prowadź. - Annie chichocze.
- Oczywiście Annie Elfik Odair. - Podają sobie ręce i idą do drzwi. 
Gdy znikają z pokoju rozchodzi się dość głośny huk. 
- Cholera, dajcie mi nożyczki! - Wrzeszczy Mason. 
Wychodzę z pokoju z nożyczkami. Johanna leży na ziemi z obcasem zaplątanym przed ogon. Pomagam jej usiąść i podaje jej nożyczki.
- Kto zrobił taki długi ogon? - Jo cedzi przez zaciśnięte zęby. 
- Ogony akurat kochana robiłaś ty. - Mówi Annie przed śmiech.
- Dobra, idziemy? - Rękę w której trzyma kawałek ogona podnosi wysoko i nim macha. 
- Tak. - Odpowiadamy wszystkie zgodnie. 
Wychodzimy z domu i dumnym krokiem idziemy do domu Haymitcha. 
Effie otwiera drzwi, od razu słychać muzykę która gra w ogrodzie. Idziemy przez dom do ogrodu. 
Peeter i Haymitch siedzą przy stole i piją jakieś tajemnicze napoje. Nie trudno się domyślić co to. Peeta majstruje coś przy grillu. Oczywiście nie trudno się domyślić gdzie od razu idę. Dziewczyny idą do stołu a ja do blondyna. 
- Cześć. - Szepczę do niebieskookiego. 
- Cześć Katniss. - Odwraca się w moją stronę i wybucha śmiechem. - Fajny ogonek, kotku. - Mówi przez śmiech i łapie mnie za koniec ogona. 
- Johanna uparła się ,że koty muszą mieć ogon. Całą bibułę przerobiła na długi sznur po czym podzieliła go na dwa. Efekt był taki ,że te ogony i tak były super długie i zostały w domu jeszcze chyba cztery takie. 
- Teraz mi już nie uciekniesz. - Ogon zawija na swojej dłoni a drugą ręką łapie mnie w pasie, przyciąga do siebie i całuje w szyje. 
- Ej bąbel, zaraz spalisz to jedzenie! - Wrzeszczy Peeter. 
- Wiesz Peeter, nikt nie robi takich dobrych steków jak ty. - Robię słodką minę. 
- Ech, no dobra. Ten jeden raz bąbel Cię wyręczę. - Starszy Mellark wstaje i podchodzi do Grilla. Ja i Peeta zajmujemy miejsca przy stole. 
- Widzisz, Katniss? Nie masz się o co martwić, Gale nie namieszał Peecie w głowie. - Effie promiennie się uśmiecha. 
- A miał mi namieszać? - Peeta jest zmieszany.
- Katniss się wkurzyła bo przyjaźnisz się z Galem. - Trinket chichocze.
- Effie, patrz jaki ładny księżyc. Ciekawe jak wygląda z okna. - Haymitch usiłuje zmienić temat.
- Tak samo jak na dworze. Peeta, jak Gale się trzyma z trzema palcami. 
- Nie mam pojęcia... - Blondyn rzuca mi dziwne spojrzenie.
- Katniss mówiła ,że się z nim przyjaźnisz. 
No to pięknie, Katniss myśl... zrób coś żeby się od tego wymigać.
- Idę się napić. - Wstaję od stołu i podchodzę do stoliku z sokami. Nalewam do szklanki jakiegoś soku i podchodzę do Peetera.
- Zrób coś z Effie. - Szepczę.
- Dwa razy nie musisz powtarzać. - Starszy Mellark szatańsko się uśmiecha. - Effie! Kochanie, wiesz jakie ładne ptaszki mam w domu?! - Wszyscy oprócz Effie wybuchają śmiechem.


niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 52 "Przy spot­ka­niu po dłuższej rozłące zna­jomi py­tają, co z na­mi, a przy­jaciele, co u nas się działo."

Dzisiaj idę z Peetą do lasu. Dziewczyny uznały ,że nie będą mnie malować ,ponieważ makijaż w lesie jest tak potrzebny jak łuk w Kapitolu. Johanna dała mi też wolną rękę w wyborze ubrań.
Siedzę z dziewczynami w salonie i czekam aż Peeta po mnie przyjdzie. Susan opowiada jakieś historie o duchach a Johanna uważnie tego słucha. Szczerze mówiąc to mam ochotę się śmiać z Mason która schowała się za poduszką.
W końcu rozlega się pukanie do drzwi. Jak poparzona odskakuje od kanapy i wybiegam z salonu. Dziewczyny wybuchnęły śmiechem, oczywiście nie ominęła mnie uwaga od Johanny. Nim otworzę drzwi poprawiam fryzurę. Czekam jeszcze około minutę zanim otworzę, niech sobie nie myśli ,że cały dzień czekałam właśnie na niego.
- Cześć Katniss, pięknie wyglądasz. - Blondyn ciepło się uśmiecha.
- Cześć, dziękuje. - Odwzajemniam uśmiech.
- Idziemy?
Kiwam głową.
Idziemy w ciszy, ramie w ramie. To dziwne, chciał ze mną rozmawiać a teraz milczy. Mijamy jakiś mężczyzn którzy zaczynają krzyczeć imię Peety. To raczej nie są jego fani, zresztą w dwunastce wszyscy traktują go jak zwykłego człowieka.
- Chodź. - Blondyn łapie mnie za rękę i ciągnie w przeciwną stronę.
- Co to za ludzie? - Pytam.
- Alkoholicy. - Szepcze.
- I co ty masz z nimi wspólnego.
- Kiedyś razem piliśmy. - Przeczesuje ręką włosy.
- A teraz ich unikasz bo?...
- Bo jest mi wstyd. - Peeta zerka na mnie.
- Idziemy? - Chcę zmienić temat, nie lubię historii o alkoholizmie, z tego co widzę Peecie też nie szczególnie chce się o tym rozmawiać.
- Tak. - W oczach chłopaka widzę ulgę.
Gdy dochodzimy do lasu, odruchowo nasłuchuję czy siatka nie jest pod napięciem. Nic nie słyszę więc przechodzimy. W ciszy spacerujemy po lesie i słuchamy śpiewu ptaków.
- Chciałeś ze mną porozmawiać.
- Tak, chciałem Ci wyjaśnić tą sprawę z Annie. - Zaczyna nieśmiało.
- Już mówiłam, nie musisz mi się tłumaczyć. Jeżeli Annie ci się podoba to z nią bądź, poradzę sobie.
- Ona mi się nie podoba. Kocham tylko ciebie. - Ostatnie zdanie szepcze.
- To po co się z nią całowałeś? - warczę.
- Johanna wymyśliła taką głupią zabawę. - Spuszcza głowę, wkłada ręce do kieszeni i kobie jakiś kamień.
- Jakby Johanna kazała Ci wskoczyć w ogień to też byś skoczył?! - Wrzeszczę. Teraz na pewno będziemy bezpieczni, wypłoszyłam zwierzynę.
- Nie, nie wiem co mi wtedy strzeliło do głowy. - Szepcze.
- Tu jest takie coś. - Walcem wskazuję na swoją głowę. - Czasami się jej używa!
- Przepraszam, Katniss.
- Czemu mi to zrobiłeś? - Patrzę prosto w jego oczy, chce mieć pewność ,że nie skłamie.
- Nie wiem.
- Nie wiesz czemu mnie zdradziłeś? - Warczę.
- Nie wiem, Katniss... naprawdę nie wiem.
Mam ochotę go udusić, pokroić i zakopać... jak może nie wiedzieć czemu mnie zdradził?!
- Zdradziłeś mnie bo było Ci tak wygodniej, tak? Podwójne życie?!
- Nie grałem na dwa fronty, Kocham tylko Ciebie.
- Chciałeś mi coś jeszcze powiedzieć czy mogę sobie iść? - Cedzę przez zaciśnięte zęby.
- Co mam zrobić żebyś mi wybaczyła? - Patrzy na mnie błagalnym wzrokiem.
- Nic. - Mówię po czym odchodzę.
Marzę tylko o tym by schować się w moim pokoju i nigdy z niego nie wychodzić.
Biegnę ile sił w nogach, chce już móc zdjąć swoją maskę i płakać ile wlezie.
Do domu wpadam jak torpeda, nie zwracam uwagi na dziewczyny krzyczące moje imię. Kładę się na łóżku, chowam twarz w poduszce i pozwalam sobie na płacz. Niestety nie jest mi dane płakanie w spokoju ponieważ już po chwili dziewczyny siedzą koło mnie i wypytują się o to co się stało.
- Nie, on mi nic nie zrobił! Właśnie o to chodzi! - Wrzeszczę.
- Co miał zrobić? - Pyta zdezorientowana Susan.
- Mógł paść na kolana, błagać mnie o przebaczenie, wyjaśnić dlaczego do jasnej cholery mnie zdradził! A on co?! Nie wie czemu mnie zdradził! Nawet nie próbował skłamać, nie starał się! - Susan mocno mnie przytula i stara pocieszyć.
- Katniss, mam tego dosyć. Robisz z siebie ofiarę losu i nie zwracasz uwagi na innych! Nie wiem czy zauważyłaś ale mi też jest ciężko! Ja też płaczę po nocach, też mam koszmary! Ale ty masz to wszystko gdzieś, jesteś pieprzoną egoistką! Nie tylko ty masz problemy, my jesteśmy na każdą twoją prośbę a ty nie robisz nic dla nas! Katniss, do cholery pomyśl raz o kimś innym niż ty! - Johanna trzaska drzwiami i zostania nas same sobie.
Faktycznie, ma rację. Jestem pieprzoną egoistką która nie przejmuje się innymi.
- Katniss, nie przejmuj się. Johanna ma zły dzień.
Ranek
Całą noc nie zmrużyłam oka. Cały czas myślę o tym co wczoraj powiedziała mi Jo. Przypomniała mi się też rozmowa Peety i Gale w sklepie Tigris a konkretnie jedno zdanie, "Katniss zastanowi się, bez którego z nas sobie nie poradzi, i właśnie tego wybierze". Tak właśnie jestem postrzegana przez wszystkich, głupia dziewczyna która nie liczy się z uczuciami innych. Zawsze robię tak by było mi wygodnie a nie tak by uszczęśliwić wszystkich. Ale z drugiej strony przecież nie mogę być z Peetą na siłę. 
Z dołu słyszę jakieś śmiechy. Mozolnie wstaję z łóżka, ubieram się i schodzę na dół. Wchodzę do kuchni, to co widzę odbiera mi zdolność oddychania. Przy stole siedzi Annie, Johanna, Will, Mia, Effie, Haymitch, Peter, Susan i Peeta. Wszyscy się śmieją, jedną, nikt nie zwraca na mnie uwagi.
- Och, witaj Katniss. - Effie tryska radością. 
- Dzień dobry. - Warczę. 
- Uznaliśmy ,że takie przed urodzinowe, rodzinne śniadanie nikomu nie zaszkodzi. - Trinket ciepło się do mnie uśmiecha. 
- Rodzinne śniadanko powiadasz... to ja już pójdę, nie będę przeszkadzać "wesołej rodzince" - Cedzę przez zaciśnięte zęby.
- O głuptasku, rodzinne śniadanie musi być w całym rodzinnym gronie. - Kobieta chichocze.
- A zdradzisz mi co ja mam z tym wspólnego? - Uśmiecham się ironicznie. 
- Przecież jesteś członkiem naszej rodziny. - Haymitch obejmuje Effie. 
- Coś mi się tak nie wydaję. Nie mam ochoty bawić się w tą całą waszą "rodzinkę". Naprawdę ciesze się waszym szczęściem ale w tej rodzince nie ma dla mnie miejsca. - Zakładam kurtkę i wychodzę przed dom. Siadam na schodach. Jeżeli w tej rodzince ma być ta zakłamana dziewucha i Peeta to ja bardzo dziękuje za takie coś. 
- Katniss. - Tylko nie ten piskliwy głosik...
- Czego chcesz? - Warczę.
- Porozmawiać. - Annie niepewnie siada koło mnie.
- Dlaczego mi to zrobiłaś? 
- Po śmierci Finnicka mój stan psychiczny bardzo się pogorszył... wiesz, byłam przyzwyczajona ,że gdy znowu mi trochę... odbija to przy mnie jest Finnick. Tylko on potrafił mnie sprowadzić na ziemię. Półtora roku minęło od jego śmierci. - Głos dziewczyny się łamie. - Gdyby nie Will, ja już dawno bym targnęła na swoje życie, ale jak widzisz nie mogę tego zrobić. Ten maluch jest moją najwspanialszą pamiątką po zmarłym mężu. Została jeszcze obrączka ale ona nie potrafi mnie rozśmieszyć, rozczulić. - Spoglądam na lewą dłoń Annie, ku mojemu zaskoczeniu nie ma tam obrączki. - Obrączkę nadal noszę na prawej dłoni. - Dziewczyna pokazuje mi ją. - Nie chcę jej przekładać na lewą. Jej miejsce jej na prawej dłoni, czasami jak mi odbija... spoglądam na nią i czuję ,że on nie odszedł ,że nadal tu jest. Dla mnie on nie umarł, nigdy nie umrze... nie chce być wdową, samotną matką. Finnick po prostu... wyjechał w długą podróż do lepszego świata. Kiedyś się spotkamy, wierzę w to. - Po policzkach rudowłosej spływają łzy.
- Annie, przepraszam ,że nie udało mi się go uratować. Powinnam zabić te zmiechy, wyciągnąć go na powierzchnię i spróbować go uratować. 
- Finnick poświęcił się dla sprawy, chciał by nasz synek wychowywał się w lepszym świecie, on wierzył w kosogłosa. - Dziewczyna wyciera łzy.
- Will będzie dumny ze swojego taty, w końcu jego ojciec jest bohaterem. 
- Katniss, to co się stało z Peetą... potrzebowałam bliskości. Przez chwilę czułam się jakby mój mąż żył. Przepraszam, nie powinnam tego robić. Nie liczę na to ,że znowu zostaniemy przyjaciółkami, po prostu nie chcę żyć ze świadomością ,że zraniłam kogoś mi bliskiego i nie starałam się tego poprawić. Przepraszam. - Broda rudowłosej niebezpiecznie się trzęsie, dlatego mocno ją przytulam.  
- A co do Peety... on naprawdę Cię kocha. - Szepcze. 
- Wiem Annie, teraz czeka mnie o wiele trudniejsza rozmowa... - Odsuwam się od dziewczyny i wchodzę do domu. Atmosfera w domu jest napięta. Niby nikt nic nie mówi ale ta cisza jest taka... niepokojąca. Chowam ręce głęboko w kieszeniach od spodni i wchodzę do pokoju. Wszystkie pary oczu zatrzymują się na mnie a mi robi się wstyd za do ,że na nich naskoczyłam. Gdy mówię:
- Peeta, możemy porozmawiać?
Wszyscy odetchnęli z ulgą. 

sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 51 "W sprzy­jających oko­licznościach z każde­go dnia ro­bię dzieło sztuki."

Od naszego przyjazdu minęło dwa dni. Czasami przez okno widzę Peete robiącego coś przed domem. Od mojej wizyty u niego, wygląda o wiele lepiej. Nie ma już przetłuszczonych włosów, nie ubiera się jak menel i przede wszystkim chodzi trzeźwy. Przed domem zasadził niezapominajki i pierwiosnki, zmienił brudne zasłony w domu i wyniósł deski które leżały przed jego domem.
Dziś do dwunastki przyjeżdża Haymitch, Mia i Effie. Za dwa dni córka pary prezydenckiej ma urodziny. Jutro ja, Susan i Johanna mamy przenocować Mie ,ponieważ Haymitch i Effie chcą kupić swojej córce jakieś prezenty a poza tym spędzić trochę czasu razem. 
Siedzę na parapecie w mojej sypialni i patrzę na dom Peety. Dziwnie mieć go tak blisko a jednocześnie daleko. 
- Katniss, nie patrz się tak na niego tylko z nim porozmawiaj. - Susan mówi pogodnym głosem.
- Przerwa nam dobrze zrobi, poza tym... chcę żeby zrozumiał ,że nie jestem na kiwnięcie jego palca.
- Dobra, ale potem nie becz pół nocy ,że on jest z Annie. - Dziewczyna kładzie mi rękę na ramieniu.
- On jest z nią?! 
- Nie wiem ale sądząc po tym jakiego go ostatnio zastałaś to pewnie nie. Chyba Annie Cresta nie jest taka głupia by być z mężczyzną w takim... stanie.
- I widzisz, kolejny argument dla którego nie powinnam z nim być. Skoro zaczął pić jak się rozstaliśmy to skąd mogę mieć pewność ,że nie będzie już tego robił będąc ze mną?
- Rób co chcesz, idę na spacer. - Czarnooka mnie ściska po czym wychodzi. 
Okno w sypialni na przeciwko się otwiera. Peeta patrzy na mnie przez chwilę po czym uśmiecha się od ucha do ucha i mi macha. Bez dłuższego zastanowienia odwzajemniam uśmiech i również mu macham. 
- Abernathy i jego rodzinka przyjechali. - Do mojego pokoju wpada Johanna. Słyszę ją ale się nie odwracam, nie chcę tracić z oczu niebieskookiego. - Katniss czy ty patrzysz się na Mellarka? Że też głupio się pytam, przecież widzę ,że się na niego patrzysz. Ale wiesz co ci powiem? Ja tu stoję przed tobą i mówię ci ,że chce zrobić sobie różowe afro, przefarbować skórę na niebiesko i zrobić operację plastyczną piersi i tyłka a ty nic, a i jeszcze Susan kupiła nam jednorożca, jest taki słodki i w ogóle. Nazywa się Annie Cresta i jest u nas w salonie. Chcesz go zobaczyć? - Mój mózg zaczął pracować dopiero przy imieniu i nazwisku tej zakłamanej dziewczyny.
- Gdzie ta idiotka jest? - Cedzę i spoglądam na Johannę.
- Cześć Peeta! - Wrzeszczy Mason. - Nie ma jej tu. Co sądzisz o moich planach? 
- O jakich ty planach gadasz? - Znowu spoglądam na Peete. Właśnie zaczął myć okno. 
- Różowe afro, niebieska skóra, operacja plastyczna piersi i tyłka i o jednorożcu. 
- Wszystko super ale mnie w to nie mieszaj. - Odpowiadam rozmarzonym głosem. 
- Katniss! Ogarnij się, idziemy! - Johanna zwala mnie z parapetu i podaje szczotkę. - Jeszcze się na niego popatrzysz, teraz się czesz i wychodzimy! 
Po pięciu minutach idziemy do domu Haymitcha, Effie i Mii. Johanna cały czas gada o jakimś niebieskim afro, zielonym jednorożcu i skórze jednak moje myśli są zupełnie w innym miejscu. Są w moim domu, na parapecie, i machającym z uśmiechem Peecie. Nagle na kogoś wpadam i razem upadamy. 
- Ciemna maso uważaj jak chodzisz! - Wrzeszczy Johanna która leży koło mnie. - Idź do niego i nie wychodź z jego sypialni, może wtedy zaczniesz myśleć! - Przeklina jeszcze parę razy po czym wstaje. Podaje mi rękę po czym ciągnie mnie do góry. - Postaraj się nas nie zabić. 
Po chwili Johanna znowu leży na ziemi.
- Katniss, zabije Cię! - Wrzeszczy. 
- Jak to nie ja. - Wybucham śmiechem.
- Johanna, to ty? - Peter wpatruje się w nią jak w obrazek. 
- A kto inny? Dzisiaj jest dzień przewracania Johanny Mason czy jak?! 
- Przepraszam, nie zauważyłem Cię.
- To już nie moja wina, nie mogłeś przewrócić Katniss? - Warczy. 
- Przepraszam, ja już pójdę. - I tyle go widzieliśmy. Johanna wściekła jak osa ciągnie mnie do domu Haymitcha. 
Drzwi otwiera nam Effie. Widać ,że Haymitch ma na nią dobry wpływ, teraz ubiera się bardziej... skromniej. Abernathy biega po całym domu i wyrzuca butelki z alkoholem. Pewnie nie chce by Mia je widziała. 
Trinket ciągnie nas do kuchni i częstuje nas jakimś ciastem i kawą. Na stole leżą też miętusy... jak ja dawno ich nie jadłam. 
- Katniss, jak się czujesz? - Effie pyta z troską.
- Normalnie, dobrze. - Odpowiadam zdziwiona. 
- Ale chodzi mi o Peete, jak się czujesz po rozstaniu? 
- Na początku było ciężko ale z czasem było coraz lepiej. Kogo ja okłamuje, nie było i nie jest lepiej. Nie wiem czy powinnam mu wybaczyć. Skoro już raz mnie zdradził to może zrobić to ponownie a poza tym nie wiesz w jakim stanie ostatnio go zastałam. - Haymitch stojący za swoją dziewczyną kręci głową wyraźnie dając mi do zrozumienia ,że mam nie kontynuować. 
- W jakim stanie? - Effie jest wyraźnie zdziwiona i przestraszona.
- Kochanie, każdemu zdarzają się chwile słabości... wiesz Peeta... - Mentor zaczyna spokojnie. 
- Zaprzyjaźnił się z Galem. - Kończę za Haymitcha. Nie chcę żeby robiła Peecie wykłady o tym ,że nie wolno nadużywać alkoholu. Wystarczająco przez to cierpiał. 
- I o to cała afera? Katniss nie możesz mu zabronić się przyjaźnić z Hawthornem. - No to po prostu pięknie, teraz ja będę musiała wysłuchiwać wykładów Effie Trinket.
- Wiem, a tak poza tym to kiedy grill? - Usiłuję zmienić temat.
- Katniss, przecież dobrze wiesz ,że za trzy dni, wtedy kiedy moja córeczka ma urodziny.
Ktoś zbiega ze schodów, wbiega do kuchni i razem z Johanną ląduje na podłodze.
- Ciocia Johanna, Ciocia Katniss!
- Też myszko się ciesze ,że Cię widzę ale proszę, zejdź ze mnie. - Błaga Jo.
Już po chwili Mia mocno mnie ściska i siada na moich kolanach.
- Ciociu, pójdziemy do wujka Peety? - Wszyscy wbijają we mnie wzrok.
- Jak rodzice Cię puszczą. - Staram się uśmiechnąć.
- Mamo, tato. Mogę iść do wujka Peety? - Mia robi smutną minę czym skutecznie przekonuje Haymitcha.
- Oczywiście, kochanie. Tylko nie chodź nigdzie sama bez cioci Katniss.
Dziewczynka zeskakuje z moich kolan, bierze mnie za rękę i ciągnie do drzwi. Johanna i Effie wybuchają głośnym śmiechem.
Mia skacze, biegnie, śpiewa i co jakiś czas mnie pośpiesza. Mam nadzieję ,że dom Mellarka w środku jest tak samo ładny i czysty jak na zewnątrz.
Córka Abernathego zauważa Peete i biegnie ile sił w nogach. Zakleszcza się rękami na jego koszulce i mocno go przytula.
- Cześć. - Mówię kiedy jestem już wystarczająco blisko by mnie usłyszał.
- Cześć, Katniss. - Studiuje moją twarz. - Wejdziecie do środka? - O ile wyniosłeś butelki po alkoholu i nie zastaniemy panienek w twojej sypialni.
- Oczywiście. - Ciepło się uśmiecham.
Mellark bierze Mie na ręce i zanosi do domu, ja wchodzę zaraz po nich.
Dom już nie przypomina burdelu. Nie śmierci już alkoholem tylko pachnie świeżym chlebem, podłogi są pomyte, po alkoholu nie ma śladu.
Rozglądam się po domu i podziwiam jego czystość, nawet u mnie w domu nie jest tak czysto.
- Wiem ,że dom jest praktycznie nie do poznania. Wybacz za to jakiego ostatnio mnie zastałaś, miałem chwile słabości...
- Nie musisz mi się tłumaczyć, jesteś dorosły.
- Po prostu wstyd mi za to co ostatnio było... Katniss, może spotkalibyśmy się dzisiaj? Wydaje mi się ,że muszę ci coś wyjaśnić.
- Nie wiem czy to najlepszy pomysł. - Spodziewam się tego co mogę usłyszeć, "Katniss, Annie jest ze mną w ciąży, planujemy ślub i wyjeżdżam do czwórki".
- Tylko na godzinę ewentualnie dwie. Przecież nic Ci nie zrobię. - Błaga Peeta .
- Dobrze. - Wzdycham.
W domu Peety siedzimy do koło siedemnastej. Odprowadzam Mie do domu i wracam do dziewczyn. Muszę im opowiedzieć o tym co zastałam w domu Peety i prosić Johanne by jakoś mnie umalowała na nasze spotkanie.

piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 50 "Bo czy to, że ktoś zga­sił światło, oz­nacza, że poszedł spać? "

Wyjazd do dwunastego dystryktu jest zaplanowany na dzisiaj. Nie biorę żadnych toreb, walizek ani kartonów ,ponieważ ich nie mam, wszystkie moje rzeczy są w domu Peety. Susan i Johanna pakują się ,ponieważ postanowiłyśmy zostać w dwunastce. Mam takie samo prawo jak on przebywać w tamtym dystrykcie, poza tym nie zamierzam nigdzie wychodzić bez Johanny. Dziś do dwunastki przyjeżdżają też Haymitch, Effie i Mia. Prezydent i Pierwsza Dama chcą zrobić urodzinowego grilla dla Mii ponieważ jak to ujęła Effie "Siódme urodziny kończy się tylko raz". Dla mnie to przyjęcie urodzinowe będzie wyjątkowo okropne... nasza jubilatka chce zaprosić "Wujka Peete". Znając Mellarka przytaszczy jeszcze swojego brata. No cóż... przecież nie muszę z nimi rozmawiać.
- Katniss! - Wrzeszczy Susan. 
Mozolnie wstaję z kanapy i idę na górę. Susa grzebie w łazience i wrzuca coś do kartonu. 
- Myślisz ,że przyda się apteczka? - Pyta.
- Lepiej ją spakuj, nie wiadomo w co się Jo wpakuje. - Przygryzam wargę by się nie śmiać. Parę dni temu jak Mason poszła na spacer zobaczyła dziewczynę z którą widziała Petera. Podeszła do niej i zaczęła ją bić a jak się okazało tamta babka też nie najgorzej się biła. Gdy moja kochana przyjaciółka wróciła do domu miała podbite oko, rozciętą wargę, parę siniaków i zaczerwienione knykcie. 
- Ha, ha, bardzo śmieszne! - Krzyczy Johanna. 
- Spakowana? - Stało się coś niesamowitego! Pierwszy raz od półtora miesiąca się śmieję!
- Tak, a Susa?! 
- Też, o której będzie poduszkowiec? - Susan chce wiedzieć. 
- Przecież od dwóch godzin stoi przed domem. - Mason wybucha głośnym śmiechem. 
- Idziemy? - Pytam
Dziewczyny w odpowiedzi schodzą na dół. 
Podróż zaplanowana jest na dwudziestą drugą czyli około dwudziestej czwartej będziemy w dwunastce. 
- Przynajmniej spotkasz się z nim o północy. - Johanna mnie szturcha. 
- "Spotkamy się o północy", to jest takie dziwne... niby zwykłe zdanie ale ma w sobie coś takiego... niepokojącego. - Susan potrząsa głową tak jakby chciała się pozbyć tej myśli. 
- A wiesz co w tym było najgorsze? - Pytam.
Dziewczyna kręci głową. 
- Że nawet tej obietnicy nie udało mi się dotrzymać. - Odpowiadam ze smutkiem.
- To były igrzyska... niczego się nie mogłaś spodziewać. - Susan obejmuje mnie jedną ręką. 
- Ej, nie próbuj nawet płakać, rozmażesz makijaż! - Johanna piorunuje mnie wzrokiem. 
Postanawiam przespać cały lot. Kładę się na kanapie na przeciwko Johanny i Susan. Na szczęście sen przychodzi szybko. 
Budzi mnie mocne szarpnięcie. Gwałtownie otwieram oczy a przede mną stoi uśmiechnięta od ucha do ucha Johanna. 
- Wstawaj ciemna maso, jesteśmy w dwunastce. 
Mozolnie wstaję z kanapy i wychodzę z poduszkowca. Dziewczyny wloką za sobą wielkie kaliski a ja zaczynam poszukiwania klucza od domu Peety. Nie ma go! Jakim cudem go nie ma?! 
- Johanna, ty wzięłaś klucz od jego domu, prawda? - Pytam z nadzieją. 
- Przecież ty miałaś go wziąć. - Piorunuje mnie wzrokiem. - Susan, masz go prawda? 
- Miałyście wy zająć się kluczem. Ja go nie mam. 
- No to po prostu pięknie, myślicie ,że śpi? - Pytam. 
- Znając tego idiotę to albo maluje albo podziwia ścianę. - Na twarzy Johanny pojawia się grymas. 
Naszym oczom ukazuje się brama do Wioski Zwycięzców. Łapię którąś z dziewczyn za rękę i mocno ściskam w nadziei ,że może to pomoże mi się odstresować, niestety - jest jeszcze gorzej. Kwiaty które niegdyś rosły przed domem Peety, zwiędły. Przed domem leżą jakieś deski ale nie mam za grosz pojęcia do czego one mu są potrzebne. Zresztą... to już nie moja sprawa.
Pukam do drzwi, nikt nie otwiera. Drugi raz - znowu. W końcu się poddaję i otwieram je. Drzwi od razu ustępują. Wchodząc do środka otwieram buzię ze zdziwienia. Peeta który zawsze dbał o czystość teraz ma w domu tonę kurzu i szkła na podłodze. W powietrzu unosi się ohydny smród alkoholu, potu i rzygów. Matko, to dom Peety Mellarka czy jakiś Pub?
- To na pewno dom Mellarka? - Pyta Johanna.
- Przecież wiem gdzie mieszkałam. - Warczę.
Nagle rozlega się huk.
- Katniss, Johanna? - Ktoś bełkocze, zaraz... co tu robi Haymitch?
- To... Peeta Mellark? - Susan ręką wskazuje na salon.
Powoli wchodzę do salonu. Już wiem co wywołało taki głośny huk, pijany Peeta leży na podłodze koło kanapy, tu nie ma Haymitcha... z resztą on już nie pije. Przetłuszczone blond włosy niezdarnie przysłaniają Mellarkowi czoło. Ma rozciętą wargę oraz podbite oko. Ubrany jest w biały, brudny podkoszulek oraz czarne równie brudne spodnie. Brudne dłonie z zaczerwienionymi knykciami są zaciśnięte na dwóch butelkach bimbru. Za kanapą stoi jeszcze parę pustych butelek alkoholu.
- Ty to sam wypiłeś? - Pytam mocno zdziwiona.
- Katniss, to naprawdę ty? - Bełkocze.
Matko... jak on wygląda. Jest jak dawny Abernathy tylko w krótkich włosach.
- Katniss, kochanie. Tak za tobą tęskniłem. - Chce mnie pocałować ale mu się wyrywam.
- Tobie już starczy. - Wyrywam bu butelki a on mocno mnie przytula.
- Jesteś całym moim życiem, kocham Cię! - Krzyczy.
- Katniss, pomóc Ci? - Pyta Johanna.
- Dam radę, nie raz zajmowałam się pijanym Haymitchem.
Wydostaję się z objęć Peety i pomagam mu wstać.
- On zawsze taki był? - Susan pyta cicho.
- Oczywiście ,że nie. - Odpowiadam i wyciągam Mellarka z salonu. Teraz największa przeszkoda dnia - schody. Jak uda mi się z nim po nich wejść to będę z siebie dumna. Z pierwszym stopniem nie ma problemu, z drugim też ale każdy następny jest o wiele gorszy. Gdy jesteśmy już na górze, Peeta ponownie mocno mnie obejmuje i cały czas powtarza"
- Katniss, kocham Cię wróć do mnie.
Z początku było to denerwujące ale teraz mam ochotę się z niego śmiać. Odsuwam się od niego i ciągnę go do sypialni. Jak pójdzie spać to nie będzie nam przeszkadzać. Pomagam mu położyć się po czym zdejmuję z niego koszulkę i spodnie. Oczywiście nie opuszcza mnie błaganie Peety o to bym do niego wróciła. Mellark szybko zasypia a ja i dziewczyny pakujemy moje rzeczy. Po około trzech godzinach wszystkie moje rzeczy są skapowane. Przed wyjściem na szafce nocnej w sypialni Peety kładę tabletkę na ból głowy oraz szklankę wody. Gdy już mam wyjść z pokoju niebieskooki się budzi.
- Katniss? Co ty tu robisz? - W jego głosie słychać niedowierzanie.
- Pomagam Ci, boli Cię głowa? - Pytam.
- Tak, ale nadal nie rozumiem co tu robisz.
- Przyszłam z dziewczynami po swoje rzeczy a ty leżałeś koło kanapy w salonie z bimbrem w ręce. - Wyjaśniam
- Po co mi pomagałaś? - Bełkocze.
- To ,że nie jesteśmy razem nie znaczy ,że już mnie nie obchodzi co się z tobą dzieje. - Szepczę. - A teraz przepraszam, muszę iść. A i za parę dni jest urodzinowy grill Mii, lepiej bądź trzeźwy.
- Gdzie teraz będziesz mieszkać? - Wyraźnie posmutniał.
- Na przeciwko. - Ręką wskazuję na okno.
Po tych słowach opuszczam jego dom. Czterema susami pokonuję odległość domu Peety od mojego.
Otwieram drzwi i wchodzę do środka. Już po zamknięciu drzwi uderza mnie smród damskich perfum.
- Katniss, ktoś tu zdechł?! Musiałam zużyć całe perfumy Johanny by tu jakoś pachniało!
- No i gdzie tu sprawiedliwość? - Jo udaje wielce obrażoną.
- Rozpakowałyście się już? - Pytam chcąc uniknąć opowiadam Mason jaka to ona biedna.
- No, a tak w ogóle to co się stało Mellarkowi?
- Katniss, twój były chyba źle znosi wasze rozstanie. - Susan rozsiada się na kanapie. - Może byś mu jakoś pomogła?
- Susan, ja już mu dzisiaj pomogłam. Powinien się cieszyć ,że po tym co mi zrobił ja pomogłam mu wejść po schodach i dałam tabletkę na ból głowy. - Warczę.
- Może jak ten kretyn ją zobaczył to się ogarnie. - Po tych słowach Johanna Mason znika na górze.



czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 49 "Ty­lu wokół "chi­rurgów", a żaden "gip­su" na złama­ne ser­ce nie założy. "

Od mojego wyjścia ze szpitala minął miesiąc, dwa tygodnie, trzy dni i pięć godzin. Człowiek który mnie zdradził dzwonił do mnie prawie codziennie. Po dwóch tygodniach nie wytrzymałam i mój telefon wylądował z hukiem na podłodze. Niestety Johanna zna się na naprawie telefonów bo jak twierdzi "Peter też nie daje jej spokoju.". Tydzień po naprawie tego zasranego urządzenia - wylądował w kiblu. Jeżeli on myśli ,że wrócę do niego po tym co mi zrobił - głęboko się myli. Każda noc jest koszmarem. Śpię może po trzy - cztery godziny dziennie. Z początku brałam leki nasenne ale potem nie mogłam się obudzić i moje koszmary były o wiele dłuższe. Zawsze jeden taki sam koszmar od półtorej miesiąca - Peeta i Annie.
Ja z Johanną mieszkamy w piątce w starym domu Susan*. Sprzedawczyni okazała się fajną babką. W mediach ostatnio głośno było o moim rozstaniu z... tym człowiekiem. Po tygodniu Susa do nas zadzwoniła i zaproponowała pomoc. Odebrała nas z dworca w piątym dystrykcie i zaprowadziła do swojego domu. Co dwa dni przywozi nam jedzenie.
W tym domu zabrania się mówienia o Peecie i Peterze. Tydzień po moim wybudzeniu ze śpiączki gdy Johanna szła mnie odwiedzić w szpitalu, przed nim stał Peter i jakaś pielęgniarka. Flirtowali ze sobą i na koniec rozmowy był długi, namiętny pocałunek. Przez tydzień nie wychodziła ze szpitala, do mojej sali dostawiono fotel i właśnie na nim spała. Szmatławce miały dużo tematów... "Nieszczęśliwi kochankowie - osobno?", "Najgorętsza para zwycięzców się rozstała?", "Bracia Mellark i ich nieszczęścia miłosne."... rzygam już tym. Są siebie warci.
Z Johanną i Susan siedzę w salonie. Jestem szczelnie przykryta kocem i pozwalam łzą płynąć.
- Katniss, chciałabym Ci kogoś przedstawić. - Zaczyna Mason.
- Nie mam na to ochoty. Jak przyprowadzisz tu jakiegoś człowieka to wybiegnie z krzykiem. - Cedzę przez zaciśnięte zęby.
- Tych polubisz. - Na stole stawia czekoladę i wino. Trzy kieliszki napełnia czerwonym winem, czekoladę dzieli na małe kawałeczki i wsypuje do szklanej miseczki.
- Będziemy grube. - Zauważa Susan.
- Ja nie mam już dla kogo być chudą. Co powiecie na tatuaż?
- Chcesz wyleczyć złamane serce czy wyhodować raka? - Warczę.
- Hmm, chyba to pierwsze ale czemu nie mogę skorzystać z życia i poprawić to i owo? - Pyta wypijając jednym haustem zawartość kieliszka.
- Rób co chcesz, ja nie zamierzam robić żadnych tatuaży, operacji plastycznych ani nic takiego. On uważał ,że byłam idealna taka jaka jestem. - Moje oczy się szklą. Wspomnienie o nim... zawsze tak na mnie działa. Jak ja mogłam uwierzyć w te zasrane bajeczki "Kocham Cię od zawsze na zawsze.". Gdybyś mnie kochał nie zdradził byś. - myślę.
Zapada grobowa cisza której nikt nie chce przerywać.
Dziewczyny siadają koło mnie i mocno mnie przytulają. Ktoś puka do naszych drzwi. Z Johanną wymieniamy przerażone spojrzenia.
- Zostańcie tu, pójdę otworzyć. - Mówi Susan po czym wstaje.
Oby to nie było to co myślę. Mam ochotę zapaść się pod ziemię. Skąd oni by wiedzieli gdzie jesteśmy? Oni nawet nie znają Susy.
- Dzień dobry, czy zastałem Johannę Mason oraz Katniss Everdeen. - Nie znam tego głosy. Na przetłuszczone włosy zarzucam kaptur od bluzy, wycieram łzy. Jeżeli to jakiś dziennikarz to nie chce by widziało mnie całe Panem w takim stanie.
- Tak, mogę wiedzieć kto Pana tu wysłał? - Pyta zmieszana Susa.
- To nie powinno Cię interesować. - Warczy.
- Przepraszam, ale chyba mi umknęło kiedy przeszliśmy na "ty". - Susan cedzi przez zaciśnięte zęby.
To chyba nie jest dziennikarz ani paparazzi. Nasz "gość" nagle stoi przed nami.
- Posłuchacie mnie teraz, jasne? Wy tu siedzicie w najlepsze a moi bracia - Peeta i Peter nie wychodzą ze swoich pokoi. Całe dnie wpatrują się w zasrane ściany, nic nie mówią, nic nie jedzą, jeżeli dalej tak pójdzie to oni przez was zagłodzą się na śmierć! - Wrzeszczy. I teraz wiem kto to jest - Paul Mellark.
- I jeszcze powiedz mi ,że to nasza wina ,że oni nas zdradzili! Jak dla mnie to mogą zdychać! - Wrzeszczy Jo.
- Posłuchaj mnie, teraz grzecznie pojedziecie do dwunastki i przemówicie im do tych pustych łbów ,że mają się normalnie zachowywać!
- Posrało Cię, koleś. Wracaj tam skąd przyjechałeś i pomóż im zrozumieć co nam zrobili! - Jak dobrze ,że tu jest Johanna.
- Przekaż Peecie ,że Annie nie lubi anorektyków. Zobaczysz, ogarnie się. - Warczę.
- Obie jesteście siebie warte, do widzenia.
- Czekaj. - Z kieszeni wyjmuję perełkę od Peety. - Daj to Peecie, mi już nie będzie potrzebna - Cedzę.
Po zamknięciu drzwi za Paulem, wracam do salonu. Dziewczyny stoją koło siebie z rozłożonymi rękami które już po chwili mocno mnie przytulają. Łzy ciurkiem płyną po moich policzkach.
- Już nigdy nie popełnię tego błędu. - Mówię przez łzy.
- Jakiego błędu? - Pyta zdziwiona Susan.
- Nigdy już nie zwiążę się z Peetą. - Szepczę.
- A ja z Peterem. - Cedzi Jo.
- Oj nie mówcie tak. Wierzę w to ,że to było nieporozumienie i wszystko się ułoży. - Susan przewraca oczami. Ona jest optymistką, nawet jakby ktoś zadźgałby ją nożem uznałaby to za nieporozumienie.
- Katniss, bo tak w sumie to powinnam Ci coś powiedzieć. - Zaczyna Johanna. - Bo to ja wymyśliłam tą zabawę w której Peeta i Annie się całowali. - Szepcze.
- Ale to nie ty wepchnęłaś mu język do gęby, prawda? - Cedzę przez zaciśnięte zęby.
- No niby nie ale i tak czuję się winna. - Mówi smutnym głosem.
- Ale nie jesteś, nie mam do Ciebie żalu. - Mocno ściskam moją przyjaciółkę.
- Katniss, chcąc nie chcąc musisz do niego pojechać. - Mówi Susan.
- Po co? - Dukam.
- U niego są twoje ciuchy a coś tak się obawiam ,że niedługo ciuchy Johanny będą na ciebie za duże.
- Uważasz ,że jestem gruba? - Cedzi Mason.
- Uważam ,że jak będziesz jadła tyle czekolady i popijała ją winem to nawet w dresy się nie zmieścisz.
- Co mają wspólnego z tym ciuchy Katniss?
- Ty nosisz większe rozmiary więc rozciągniesz ciuchy a Katniss będzie wyglądała jakby w worku chodziła.
- Dobra, kiedy mamy po to pojechać? - Pytam zrezygnowana.
- W ciągu dnia on na pewno będzie w domu, w nocy też ale może spać. - Wyjaśnia Susa.
- Mamy się włamać do jego domu? - Pytam zdziwiona.
- Masz klucze do tego domu? - Jo uważnie mi się przygląda.
- No mam.
- W takim razie się nie włamiemy tylko kulturalnie wejdziemy do domu do którego masz klucze.
-----
Susan - Rozdział 35.

środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 48 "Życie swym sma­kiem niejed­ne­mu odeb­rało już apetyt."

Akcja ratunkowa nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Katniss jeszcze leży na szpitalnym łóżku. Lekarze pozwolili nas się z nią... pożegnać. Śmierć mojej narzeczonej, jej mama przyjęła jeszcze gorzej niż ja... chociaż nie wiem czy jest to możliwe. Wszyscy w tej sali pogrążeni są w żałobie. Nawet malutki Will który pewnie nie wie co się dzieje. Mia siedzi wtulona w Haymitcha i płacze. Annie, Will i Johanna przytulają się do Petera. Pani Everdeen uklękła przed łóżkiem mojej... zmarłej narzeczonej i się modli. Nie dziwie się jej, w tej chwili nie pozostaje nic innego jak modlenie się o jakiś cholerny cud. Effie siedzi na przeciwko mnie i trzyma zimną, filigranową dłoń Katniss. Ja... dłoń mojej ukochanej zamknąłem w swoich. Proszę... niech jej serce ponownie zacznie bić, niech wstanie, spoliczkuje mnie i wykrzyczy mi w twarz ,że mnie nienawidzi. Niech mnie nawet zabije ale proszę... niech się obudzi. 
Nagle w sali rozlega się pikanie, głośne pikanie.
- Bomba, na ziemie! - Krzyczy Johanna i pada na ziemie. Wiem ,że to miało nas rozśmieszyć ale to nic nie daje. A żarty w tej chwili są co najmniej nie na miejscu. 
- To nie bomba. - Szepcze Annie i szeroko otwiera oczy. Na jej twarz wkrada się szeroki, ciepły uśmiech. 
Prim nie chce mi pomóc więc muszę sobie radzić sama. Staram się uspokoić... chociaż to nic nie daje. Mocno zaciskam oczy i próbuje się obudzić. W końcu jak się tu dostałam to na pewno też da się z tego wyjść... prawda?
Prim podskakuje, biega śpiewając Drzewo Wisielców. Zachowuje się tak jak my parę dobrych lat temu jak śpiewałyśmy tą piosenkę ze sznurem na szyi.
- Katniss, pozdrów ode mnie moją piękną żonę i synka. - Mówi Finnick który właśnie wszedł do pokoju. Zanim zdążę cokolwiek powiedzieć Odair przyłącza się do śpiewania.
- Czy chcesz, czy chcesz
Pod drzewem ukryć się?
Gdzie martwy mężczyzna wzywa
By miłość swą odprawić
Dziwnie już tutaj bywało,
Nie dziwniej więc by się stało
Gdybyśmy spotkali się o północy
Pod wisielców drzewem
Haymitch ponownie pobiegł po lekarza. To cud... to wręcz nie możliwe! Ona żyje, moja Katniss żyje!! Jej serce bije! Johanna, Effie, Mia, Annie i Pani Everdeen ponownie zaczęły płakać... ale te łzy są inne od tych wcześniejszych, te są szczęśliwe. 
- Już pożegnaliście się z Panną Everdeen? - Do sali wchodzi lekarz. - Podłożyliście tu jakąś bombę? - Pyta zdziwiony.
- Moja córeczka... jej serce... - Duka mama Katniss.
Dr. Evans podchodzi do mojej narzeczonej i robi jej badania. Zapisuje coś po czym zwraca się do nas:
- Panna Everdeen jest jedną z niewielu pacjentów którym udało się pokonać śmierć. Musimy mieć tylko nadzieję ,że niedługo otworzy oczy. 
- Czyli jest szansa ,że się obudzi? - Pyta Johanna.
- Pokonała śmierć. - Lekarz spuszcza głowę.
- Czyli jest szansa? - Annie ponagla pytanie.
- Nie wiem, Katniss Everdeen jest silną osobą. Skoro udało się jej powrócić ze świata zmarłych to może uda jej się też obudzić. - Po tych słowach Dr. Evans wychodzi.
Ja żyje! Ja naprawdę żyję!
- Prim, ona żyje... znaczy ja żyję! - Krzyczę z radości.
- Musisz się w końcu obudzić, wszyscy na Ciebie czekają. - Prim całuje mnie w czoło po czym nastaje ciemność.
Nic nie widzę, czuję tylko ból na całym ciele. Mam wrażenie jakby ktoś wbijał mi nóż w nogę i brzuch. Słyszę wszystko bardzo wyraźnie. Ktoś mocno ściska moją rękę. Wspomnienia migają mi bardzo szybko, schodzę po schodach, idę do salonu a tam Peeta i Annie... całują się. Rzucam w Mellarka pierścionkiem zaręczynowym po czym wybiegam, las, ryś, skała...
- Wyrażam zgodę na odcięcie wszystkiego co znajduje się poniżej brzucha. - Syczę z bólu.
Delikatnie otwieram oczy, jednak oślepiające mnie światło zmusza mnie do ponownego ich zamknięcia. Słyszę kroki zbliżające się do mnie. Ponownie otwieram oczy, ktoś skutecznie zasłonił lampy swoim ciałem.
- Córeczko! - Słyszę krzyk mojej mamy która po chwili mocno mnie przytula. Widzę Peete, Annie, Johannę oraz Haymitcha i jego rodzinę. Wszyscy z szerokim uśmiechem przyglądają mi się.
Jedno spojrzenie na mojego narze... byłego narzeczonego i Annie sprawia ,że mam ochotę wrzeszczeć. Jak oni mają czelność tu przychodzić?! Myślałam ,że Peeta mnie kocha, jak ma mogłam być taka naiwna... a Annie... jest tak samo zakłamana jak on.
Katniss wszystko pamięta... spogląda raz na mnie, raz na Annie. Jej wzrok jej pełen uczyć - smutek, żal, złość i... nienawiść. 
- Mamo, długo będę musiała tu leżeć? - Pyta Katniss.
- Jeszcze około dwóch tygodni i stąd wyjdziesz. - Pani Everdeen delikatnie głaszcze swoją córkę po głowie. 
- Zabierzesz mnie do siebie do domu? - Pyta smutnym głosem.
- Oczywiście, córeczko. - Moja niedoszła teściowa zerka na mnie. 
- A ty Annie... - Spogląda na nią wzrokiem pełnym żalu. - Wyjdź. 
Mama Willa patrzy na nią smutnym wzrokiem. Po jej policzkach spływają łzy. 
- Katniss... 
- Nic do mnie nie mów, po prostu wyjdź i nie wracaj. - Podnosi głos na tyle ile pozwala jej stan. 
Nie wiem co powinienem zrobić - Iść za Annie czy zostać tu? 
Najlepiej będzie jak będę siedział cicho. Nie chce się z nią kłócić. 
Annie, zalana łzami wraz z Willem wychodzi a Katniss patrzy na mnie wzrokiem pełnym żalu. 
- Nie masz mi niczego do wyjaśnienia? - Warczy.
- Katniss... to nie tak jak myślisz. - Szepczę.
- Skąd wiesz co myślę? Jakoś nie myślałeś o mnie jak ją całowałeś. Teraz możesz bezkarnie ją całować, mnie już więcej nie zobaczysz. - Mówi coraz słabszym głosem.
Co teraz czuję? Wściekłość, smutek, żal. Najbliższe mi osoby mnie zdradziły... Została mi tylko Johanna i Mama. Peter... cóż będę musiała znosić jego obecność, nie chcę by z mojego powodu cierpiała Jo. Jak go kocha.. to dobrze. Może Peter nie oszuka jej tak jak mnie Peeta.
Mellark chce mnie złapać za rękę, oczywiście ją cofam. Ruch był tak gwałtowny ,że poczułam wielki ból w brzuchu. Mój głośny krzyk rozniósł się echem po pokoju. Mama naciska jakiś przycisk. Już nie czuję takiego bólu.
- Peeta. - Szepczę.
- Tak... tak kochanie?
- Wyjdź.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 47 "Nie ma cze­goś ta­kiego jak je­dyna i niepow­tarzal­na szan­sa. Życie zaw­sze da­je nam drugą szansę. "


- Peter? - Łzy znowu napływają mi do oczu.
- Brawo, nie udawaj ,że obchodzi Cię to co się stało z moim bratem, rozumiesz?! Od Cię kochał od dawna a ty go potraktowałaś jak zabawkę! Głupią, naiwną zabawkę! Przez Ciebie on nas zostawił, nie mówił Ci?! - Patrzy prosto w moje zapłakane oczy. Widzę w nich odbicie swoich uczuć - smutek, żal i bezradność.
Kręcę przecząco głową.
- A wiesz czemu nas zostawił?! Bo robił sobie nadzieję na to ,że kiedyś z tobą będzie! A ty wolałaś się obściskiwać z Hawthornem w lesie. - Cedzi przez zaciśnięte zęby.
- Katniss, zdradzasz Peete? - Krzyczy ktoś na stołówce.
- Oczywiście ,że nie. - Po moich policzkach ponownie spływają łzy.
- Oczywiście ,że nie dlatego bo nigdy z nim nie była! - Wrzeszczy Peter. Dlaczego on mi to robi? Przecież dobrze się dogadywaliśmy... nie, nigdy się nie dogadywaliśmy bo nigdy z nim nie rozmawiałam. W moim śnie się z lubiliśmy. Tak naprawdę pierwszy raz z nim rozmawiam.
- Przez Ciebie, moja rodzina nie żyje. - Jego oczy się szklą. - Przez te zasrane bomby moja rodzina nie żyje! Został mi tylko Peeta który nie wiadomo czy wróci żywy z kapitolu! A nawet jeżeli wróci to mogę Ci obiecać ,że nigdy go nie zobaczysz. - Odwraca się na pięcie i odchodzi.
- To jego decyzja czy będzie chciał z nią być! - Wrzeszczy Prim. Brat Peety wraca, staję przez moją siostrą i mówi cicho aczkolwiek stanowczo:
- Słuchaj mnie, młoda. Teraz ja jestem jego opiekunem bo jest niepełnoletni i do puki nie będzie, jest na mojej łasce. Więc ja będę decydował z kim będzie a z nim nie. Rozumiesz? - Cedzi przez zaciśnięte zęby.
- Chcesz się bawić w Snowa i zrobić z Peety swoją marionetkę?! Jak to zrobisz to Peeta się wścieknie i od Ciebie się wyprowadzi a wtedy zostaniesz sam jak palec bo gwarantuje Ci ,że dopilnuje tego by się z tobą nie kontaktował. - Moja siostra mocno tupie nogą i kładzie ręce na biodrach.
- Ty mi grozisz? - Peter wybucha śmiechem. - Taka malutka, chudziutka dziecinka jak ty mi grozi? Ciebie przewrócę małym palcem. - No teraz to przegiął. Popchnął Prim a ona upadła. Dzień dziecka się skończył!
Podchodzę do brata Peety i z całej siły go popycham.
- Nie masz prawa podnosić ręki na moją siostrę. Ona jest dzieckiem a ty idiotą. Jak masz kogoś bić to bij mnie! - Krzyczę.
- Jaka ty głupia jesteś... Masz się do niego nie zbliżać, jasne? - Warczy.
- On ma mi to powiedzieć, nie ty. - Pomagam Prim wstać i wychodzimy. Moja siostra podnosi dumnie głowę i złowrogo patrzy na Petera. Mogę się założyć ,że gdyby wzrok mógłby zabijać - brat Peety padłby trupem.
Idziemy do pokoju mamy i Prim - teraz tam będę spać. Prim będzie spać z mamą a ja sama.
Siadam na łóżku, wkładam rękę do kieszeni by wyjąć perełkę od Peety. Niestety jej nie ma. Powtarzam tę czynność z drugą kieszenią, tam też nic nie ma.
- Czego szukasz? - Pyta Prim.
- Perełki od Peety, nie wiesz może gdzie jest? - Pytam z nadzieją ,że ona ją ma.
- Ostatnio chyba Gale ją miał. - Zamyśla się.
- Ale po co mu perełka od Peety?
- Może lubi się nią bawić tak jak ty? - Pyta z uśmiechem. Mi nie jest do śmiechu - zniknęła moja najcenniejsza pamiątka po Peecie, pozostały tylko wspomnienia.
- Nie żartuj sobie, on ją ma? - Mówię zrezygnowana.
Prim kiwa głową.
- Zaraz wracam. - Warczę i idę na poszukiwania Gale.
Idę do skrzydła szpitalnego w nadziei ,że on tam jest. Idę do mojego pokoju, nie ma go. No to teraz stołówka, na pewno tam jest.
- Katniss, gdzie ty biegniesz? Morfaliny szukasz? - Ironia w głosie Haymitcha aż kipi.
- A ty alkoholu? - Warczę.
- Morfalina jest w pokoju pielęgniarek. - Cedzi przez zaciśnięte zęby.
- Niestety jedynym alkoholem który tu znajdziesz jest spirytus, pewnie też jest w pokoju pielęgniarek. I nawet w gratisie leczenie będziesz miał.
- Ha, ha bardzo śmieszne. Czego szukasz?
- Gale, ma moją perełkę. Wiesz gdzie on jest? - Pytam. Przecież nie mógł zapaść się pod ziemie. Chociaż jak dla mnie może nawet z mostu skoczyć tylko niech odda mi tą perełkę.
- Perełkę powiadasz. Gale jest na polowaniu, po co mu ta perła?
- Po co mu ta perła. - Przedrzeźniam go. - Bo zatęsknił za Peetą. - Warczę.
- On jest gejem? - Pyta ze zdziwieniem. - No wygląda jak taki pedał ale no wiesz... myślałem ,że on lubi dziewczyny.
- Oczywiście ,że jest gejem. Razem z Peetą mają gromadkę adoptowanych dzieci, psa, królika i mieszkają w siedemnastce. - Cedzę przez zaciśnięte zęby.
- Dobra, skarbie. A miałem dla Ciebie ważną informację dotyczącą Peety ale ty dzisiaj chyba okresu dostałaś bo jakaś taka rozdrażniona jesteś. - Omija mnie i odchodzi.
- Stój! Co z Peetą? - Oby on tu był, oby go już odbili.
- Jutro Coin będzie zrzucać bomby na elektrownie. Jak zgasną światła i ogólnie cała elektryczność, Coin wyśle żołnierzy by odbili Johannę, Annie i oczywiście twojego kochasia. A teraz skarbie opowiedz mi co się stało na jadalni z tym gościem.
- Peter uważa ,że nie kocham Peety i tylko nim manipulowałam. A żeby jeszcze nie było nudno oskarżył mnie o śmierć jego rodziców. I jeszcze jedno - Jadę odbić Peete.
- Ha, ha bardzo śmieszne. Jeżeli chciałaś mnie rozśmieszyć to Ci się udało. Nigdzie nie jedziesz, nie staniesz się łatwym celem. Zostajesz tu i grzecznie czekasz na jego przyjazd, rozumiesz?
- Nie, jeżeli myślisz ,że będę tu czekać bez żadnych informacji to się mylisz.
- I nie będziesz. Każdy żołnierz do kasku wszczepioną będzie mieć małą kamerę i mikrofon. A teraz idź spać bo morfaliny Ci nie dadzą.
- Zamkniesz się w końcu?! Nie biorę morfaliny. - Warczę.
- Dobra, dobra trafisz do pokoju siostry?
- Tak. - Odwracam się na pięcie i wychodzę.
Szybkim krokiem wracam do pokoju mojej mamy i siostry. Muszę porozmawiać z Prim, ona jest ode mnie młodsza ale mądrzejsza może wyjaśni mi co mam zrobić.
Prim leży na łóżku i śpiewa.
- Czy chcesz, czy chcesz
Pod drzewem ukryć się?
Załóż naszyjnik ze sznura
Ramię w ramię ze mną
Dziwnie już tutaj bywało,
Nie dziwniej więc by się stało
Gdybyśmy spotkali się o północy
Pod wisielców drzewem.
Podchodzę bliżej, wsłuchuję się w śpiew mojej siostrzyczki. Jednak gdy mnie zauważa - przestaje śpiewać i przygląda mi się z uśmiechem.
- Katniss, pora wracać.
- Gdzie mam wracać? - Pytam zaskoczona.
- Do Peety, Johanny, Annie i Peetera. I do tego malutkiego chłopczyka, Willa. - Podchodzi do mnie i całuje mnie w policzek. - Pamiętaj, jakby się coś stało zawsze możesz tu wrócić, wystarczy ,że zamkniesz oczy i o mnie pomyślisz.
- O czym ty mówisz? Przecież Peeta, Johanna i Annie są w kapitolu a Willa nie ma.
- Oj przestań, iskiereczko. Twój narzeczony i przyjaciółki czekają na Ciebie. - Prim chichocze.
- Ale... jak mam wrócić?
- Połóż się i zamknij oczy. - Robię to co mówi. Kładę się na twardym łóżku i zamykam oczy. - Co widzisz?
- Peeta siedzi na krześle obok bladej jak kreda dziewczyny i trzyma ją za bladą rękę. Johanna przytula się do Petera płacze. Effie i Mia siedzą wtulone w Haymitcha i czerwonymi oczami. Moja... nasza mama też ma czerwone oczy i poprawia kroplówkę. Annie też płaczę, na kolanach trzyma Willa który śpi.
- Poznajesz dziewczynę na łóżku?
- Nie.
- Przyjrzyj jej się uważnie. Nie przypomina Ci kogoś.
- Nie, może ty ją rozpoznasz. Ma ciemnobrązowe włosy, jest bardzo blada, na głowie ma jakiś bandaż, spod kołdry wystaje noga w jakimś dziwnym metalowym czymś. Prim, co się dzieje?! - Krzyczę.
- Nie otwieraj oczu, uważnie się przyjrzyj.
- Urządzenie od bicia serca bije coraz wolniej, czekaj... to się zatrzymuje. Prim.. ona umiera! Mama upada na nogi i zaczyna płakać. Peeta również płacze, wtula się w martwe ciało tej dziewczyny. Z pokoju wybiega Haymitch, Annie i Johanna wybuchają głośnym płaczem, Will i Mia też płaczą... Effie podchodzi do mojej mamy i wtulone w siebie również płaczą. Pierwszy raz widzę by on tak płakał... Peeta położył głowę na brzuchu tej biedaczki i głośno szlocha. Do sali wbiegają lekarze... rozpoczyna się akcja ratunkowa. Przykładają do jej ciała coś metalowego, jej martwe ciało podskakuje. Prim, co się dzieję?! - Mówię wszystko jak w jakimś transie. Ta dziewczyna... ona umiera.
- Ta dziewczyna to ty.
- Co mam zrobić?! Prim, pomóż mi. Nie chce ich zostawiać! Pomóż mi, proszę. - Zaczynam płakać. Wszystko mnie boli, serce one nie bije. Ja... umieram.


poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 46 "Jest znacznie łat­wiej burzyć niż bu­dować, szkodzić niż po­magać, niena­widzić niż kochać. "

Bonus
Od miesiąca siedzę w tym durnym szpitalu i głupio się łudzę ,że ona w końcu otworzy oczy. To wszystko moja wina, mogłem się nie zgadzać na tą grę... ale oczywiście musiałem być mądrzejszy. Teraz moja Katniss jest w śpiączce i nie wiadomo czy się obudzi. Lekarze każą do niej mówić bo podobno słyszy ale... co ja mam mówić. Przepraszam kochanie ,że całowałem się z Annie, to była tylko gra. Teraz nie wiem czego bardziej się boję. Jak otworzy oczy... wszystko będzie pamiętać i mnie zostawi a jak ich nie otworzy to...
Nie wiadomo czy w ogóle je otworzy, serce słabo bije ale bije. Lekarze mówią ,że jak jej serce przestanie... działać spróbują je przywrócić do normy ale nie będą tego robić w nieskończoność. To jej organizm musi mieć chęć walki.
W jej sali siedzą wszyscy - Ja, Johanna, Haymitch, Effie, Mia, Peter i oczywiście Annie i jej synek.
Gdyby nie ten posrany pomysł Johanny żeby zagrać w tą grę gdy Katniss brała kąpiel... ona by nie walczyła o życie a ja nie siedziałbym jak debil trzymając ją za rękę i głupio się łudzić ,że zaraz otworzy oczy. Ten głupi ryś mógł ją zabić, mogła wziąć chociaż nóż do obrony. Mogła zrobić cokolwiek...
Teraz mam wrażenie ,że z mojej narzeczonej z minuty na minute ulatnia się życie. Jej dłoń... nie jest już tak ciepła... usta są popękane.Wygląda tak jakby już umarła... tylko serce daje jakieś oznaki życia chociaż nie są one ogromne. W ranie na brzuchu wdało się zakażenie a szwy pękły. Zaczęła krwawić, gdyby nie szybka interwencja lekarzy... wykrwawiłaby się. Przewieźli ją od razu na operację. Ma złamaną nogę i rękę. Podczas gdy ryś zaczął na nią polować ona siedziała na skale, zaczął ją gryźć a ona spadła ze skały razem z rysiem. Na szczęście zauważył ją jakiś strażnik, zastrzelił rysia i wezwał pomoc dla Katniss. Przewieźli ją do szpitala w czwórce i od razu przewieziono na OIOM. Zatamowano krwotok, zszyto rany, usztywnili jej złamaną nogę i przewieźli do prywatnej sali. Tydzień po tym wdało się zakażenie i miała zrobioną operacje. Johanna cała zapłakana cały czas mówiła ,że jest pewna ,że usłyszy "Operacja się udała ale pacjent nie przeżył". Dobijała tym zarówno mnie jak i innych. Od dwóch tygodni wszystko jest dobrze. Nie wdało się ponownie zakażanie, szwy nie pękły ani nic... Martwi nas tylko jedna rzecz... ona nadal się nie budzi! Lekarze mówią ,że nie wiadomo ile zajmie jej wybudzanie się, przestali dawać jej środki nasenne i teraz wszyscy czekają aż się obudzi. Oczywiście usłyszeliśmy "Nie wiadomo kiedy Panna Everdeen się wybudzi, może zająć jej to dni, tygodnie, miesiące... lata". Wszyscy do serca wzięli "dni" ale to nic nie dało, teraz są tygodnie... Jeszcze dwa tygodnie i będą miesiące...
Johanna i Annie cały czas płaczą. I bardzo dobrze, to wszystko ich wina. Mason zachciało się grać w "całuśną" butelkę. Po co ja się na to zgodziłem?! Oczywiście ona wylosowała Petera a ja... Annie. Katniss brała kąpiel, na dół zeszła właśnie wtedy kiedy była... moja kolej. Jej uśmiech zszedł z twarzy gdy zobaczyła mnie i Annie. Oczy zeszkliły się a ona wybiegła. I właśnie potem wykazał się ten zasrany ryś! Musiał akurat ją upolować, właśnie ją! Szczęście opuściło nas gdy wsiedliśmy do tego zasranego pociągu który miał nas zabrać do kapitolu i przygotować do igrzysk! Mogłem zjeść te jagody... wtedy ona by wygrała i nie musiała przeze mnie cierpieć.
Dzisiaj z tygodniowego szkolenia w kapitolu wraca mama Katniss. Obiecała jeszcze lepiej zająć się Katniss niż dotychczas lekarze. Czemu tu się dziwić, chce się zając swoją córką. Może ona namówi moją narzeczoną do otworzenia ślicznych, szarych oczu. Niech w końcu się obudzi, spoliczkuje mnie, powie ,że nie chce mnie znać. Zrobię wszystko by mi wybaczyła ale nie mogę zrobić nic gdy jest w śpiączce.
- Witam. - Smutny głos Pani Everdeen rozchodzi się echem po sali. - Obudziła się? - Pyta z nadzieją w głosie.
Odwracam się w jej stronę. Patrzę jej w oczy które momentalnie powracają do smutnej rzeczywistości. Podchodzi do mnie, kładzie mi rękę na ramieniu i wybucha płaczem. Podchodzi do kroplówki Katniss i poprawia ją. Po policzku mojej narzeczonej spływa jedna, samotna łza. Jak poparzony wstaję i zaczynam się cieszyć jak małe dziecko.
- Co ci się dzieje, idioto. - Fuka Johanna.
- Spójrzcie na jej policzek, łza! Jej mózg pracuje! - Krzyczę z radością.
Haymitch wychodzi z sali, prawdopodobnie idzie po lekarzy. Annie, Johanna, Effie i Mama Katniss zalewają się łzami. Siadam na krześle i zamykam jej filigranową dłoń w moich.
Wtedy dzieje się coś co niestety zapamiętam do końca życia. Jej serce przestało bić...
Pani Everdeen upada na kolana i zalewa się łzami, podchodzi do niej Effie która również płacze. Annie i Johanna wtulone w siebie głośno szlochają. Kładę głowę na brzuchu mojej martwej narzeczonej. Do sali wbiegają lekarze, do jej ciała przykładają coś metalowego po czym jej ciało podskakuje. Nic się nie dzieje. Powtarzają tę czynność... też nic.
Słowa lekarza mnie nie uspokajają, po tych słowach wszystko przestaje istnieć.
- Przykro mi, Panie Mellark.

Rozdział 45 "Nie można iść do przodu,patrząc w tył"

Następny rozdział pojawi się jak będzie sześć komentarzy.
Z radością otwieram oczy licząc na to ,że Johanna mnie budzi bo zobaczyła pająka. Tak, o wiele bardziej wolałabym zabić głupiego pająka w środku nocy niż przechodzić przez to wszystko ponownie. Niestety nic takiego się nie dzieję - nie budzę się. Finnick mną potrząsa i krzyczy moje imię. Nie pytam go o to czemu to robi - może jak dalej będzie to robił to się obudzę.
- Katniss, oszalałaś?! - Wrzeszczy moja matka. 
Nie odpowiadam. Łzy płyną po moich policzkach. Chociaż w sumie jest jeden plus tego wszystkiego - dokładnie wiem co zrobić by osiągnąć swoje cele i czego nie robić by uratować Finnicka i Prim. Z sekundy na sekundę moje szlochy i krzyki stają się coraz głośniejsze. Ostatnie co widzę to Finnick i Gale trzymający mnie i mamę robiąca mi jakiś zastrzyk. Po tym wszystko się rozmazuje, głosy słyszę jakby z oddali. Widzę ciemność...
Budzę się w pomarańczowo - żółtym pokoju. Uważnie się rozglądam, to sypialnia. Patrzę na zegarek - jest jedenasta dwadzieścia osiem. Niesamowicie boli mnie kark, nogi są spuchnięte. Jednym sukcesem jest wstanie, czuje się jakby moja skóra miała zaraz pęknąć. Delikatnie dotykam mojego brzucha który jest bardzo duży. Czy ja jestem w ciąży? 
- Maamo, mamusiu. - Dochodzi mnie radosne wołanie dziewczynki. Na pewno nie chodzi o mnie, ja nie mam dzieci. Jednak moje nogi zaczynają iść, czuję się jak w transie. Idę do jakiegoś różowego pokoiku. Na środku niego siedzi mała dziewczynka, ma może z trzy lata. Jej włosy są związane w kucyk. Momentalnie szare oczka dziewczynki są we mnie wpatrzone. Szybko wstaje z ziemi i biegnie w moją stronę. Mocno przytula się do mojej obolałej nogi. 
- Tatuś powiedział zabym pobawiła się chwilkę sama bo musi poplacować. W lazie cego miałam iść do mamusi. - O czym mówi ta dziewczynka? Jaki tatuś i jaka mamusia? Powoli dochodzi do mnie ,że mamą jestem ja ale kto do cholery jest ojcem.
- A gdzie jest tatuś? - Pytam z uśmiechem. Muszę porozmawiać z tym człowiekiem, może on wyjaśni mi co się tu dzieje. 
- Tatuś jest w placowni. - Dziewczynka siada przy stoliku i zaczyna coś malować. 
Hmm, w pracowni, tak? Szybko poznaję ten dom. To jeden z domów w wiosce zwycięzców. To mi ułatwia sprawę. Przypominam sobie gdzie pracownie miał Peeta i właśnie tam idę. Mozolnie schodzę po schodach. Wspinanie się po schodach i schodzenie wcale nie jest takie łatwe gdy ma się taki brzuch. Z każdym krokiem męczę się coraz bardziej. W końcu udaje mi się zejść po tych nieszczęsnych schodach. 
Delikatnie pukam i gdy słyszę "proszę" wparowuję do pokoju. Chwilę rozglądam się po pokoju. W powietrzu rozchodzi się zapach rozpuszczalnika do farb. Ściany pokryte są obrazami. W kącie leżą cztery duże kartowy z których wystają płótna. Oparte o ścianę leży mnóstwo obrazów. Nagimi stopami staję na miękki dywan na którym widać kropelki farb. Ciepło momentalnie rozchodzi się po moim ciele gdy ktoś obejmuje mnie od tyłu i całuje w kark. Te usta, te dłonie są bardzo znajome. Niechętnie się odwracam i moim oczom ukazuje się dobrze zbudowany, wyższy ode mnie mężczyzna. Blond loki niezdarnie opadają mu na czoło a oczy błękitne oczy błyszczą dobrze mi znanym blaskiem. Na policzku i białej koszuli ubrudzony jest brązową i szarą farbą. Odruchowo kładę dłoń na policzku Peety i próbuję pozbyć się tych plam. Niestety tylko pogarszam sprawę. Farby mieszają się ze sobą i tworzą jeszcze większą plamę. Zerkam na prawą dłoń są tam dwa pierścionki - jeden mój zaręczynowy a drugi to najwyraźniej obrączka ślubna. Na pierścionku ślubnym widnieje kosogłos i literki "K+P". Czyli jednak jestem Panią Mellark, żoną Peety Mellarka, mamą dwójki dzieci. Mój mąż delikatnie mnie do siebie przyciąga tak aby nie naciskać na brzuch. Nasze usta łączą się w długim namiętnym pocałunku.
- Najlepszego z okazji trzydziestych urodzin, kotna. - Do pokoju wchodzi Gale i strzela do Peety. Ostatnie co słyszę to krzyk mojego męża i płacz naszej córeczki. 
Gwałtownie otwieram oczy. Z moim ust wydobywa się krzyk. Hawthorne gwałtownie się podnosi i próbuje mnie uspokoić. Zastanawia mnie jedno a mianowicie... Czemu on leżał przytulony do mnie w moim łóżku?! Gale schyla się żeby mnie pocałować. Mocno spycham go z łóżka. Mój "przyjaciel" ląduje na ziemi i dziwnie się na mnie patrzy. Ten wzrok wzbudza we mnie jeszcze większą wściekłość. Wstaję z łóżka i zaczynam go bić. 
- Zabiłeś go! Przez Ciebie moja córka nie ma ojca! Drugie dziecko go nigdy nie pozna! Jak mogłeś ty... szujo! - Wrzeszczę nie przestając go bić. 
- Kotna co ty bredzisz?! 
- Gdzie Prim?! 
- W jadalni z twoją mamą, możesz przestać mnie bić?! - Patrzę na jego rozciętą wargę i oko które ledwo otwiera. 
Wstaję i wychodzę z tego przeklętego pokoju. Muszę porozmawiać z Prim, tylko jej mogę tu ufać. Ile sił w nogach biegnę do jadalni. Wbiegam na stołówkę i usiłuję znaleźć moją siostrę i mamę. 
Są! Siedzą obok Finnicka i Haymitcha. Gdy już mam ruszać telewizory się zapalają a na nich pojawia się godło panem. Nie, nie nie nie! To nie możliwe przecież on jest w czwórce... razem z Johanną, Annie, Peterem i Willem. Na ekranie pojawia się mój narzeczony... nie, nie mój narzeczony. Mój przyjaciel. Siedzi na pomarańczowym fotelu w jasne wzorki. Na przeciwko niego w drugim fotelu siedzi Caesar Flickerman. 
Zaczynam iść do telewizora z głupią nadzieją ,że z niego wyskoczy Peeta i mocno mnie przytuli. 
Włosy ma zaczesane do tyłu, ubrany jest w biały garnitur. W ręce trzyma białą róże. W jego oczach błyszczą łzy.
- Peeta. - Tyle udaje mi się wyszeptać przez ściśnięte gardło. Łzy spływają po moich policzkach. 
- Peeta, chciałbyś powiedzieć coś Pannie Everdeen? - Pyta Flickerman. Po policzkach mojego na.... przyjaciela spływają łzy. Podnosi różę tak by każdy ją widział i łamiącym głosem mówi: 
- Katniss, kochanie... chciałbym Ci dać tę różę. Wierze ,że nie byłaś świadoma tego co się stanie po rozwaleniu areny ja... wszystko Ci wybaczam tylko proszę... zrób coś by zakończyć tą okropną wojnę. Pamiętaj, kocham Cię. - Szczęka Peety niebezpiecznie się trzęsie. Jestem pewna tego co się stanie po zakończeniu transmisji. Zabiorą go... będą torturować. Wygląda tak... bezbronnie. Mam ochotę lecieć do kapitolu i po prostu go przytulić. Przytulić, pocałować i już nigdy nie wypuszczać ze swoich ramion. 
Upadam na kolana i zaczynam głośno szlochać. To wszystko moja wina, on znowu musi przez to przechodzić! 
Już po chwili otulają mnie ramiona mojej siostrzyczki. Może to nie to samo co ramiona Peety... ale też przynoszą swego rodzaju ulgę. 
- Katniss, posłuchaj mnie. Nie można iść do przodu patrząc w tył. Nie możesz teraz myśleć o tym co było kiedyś, skup się na tym co jest teraz inaczej oni... zakatują Peete. Widziałaś jakie miał zapadnięte policzki? Nawet przez ten makijaż było to widać. Nie pomożesz mu siedząc i płacząc... weź się w garść! Snowowi chodzi właśnie o to by Cię załamać ale masz mnie posłuchać. Jestem przy tobie i będę Cię wspierać do końca. Dla Ciebie i dla niego może skończyć się tragicznie jak będziesz patrzeć w tył. Idź do przyszłości nie zwracając uwagi na przeszłość. Pamiętaj, twoje decyzje niosą za sobą konsekwencje. Jak powiesz ,że na śniadanie chcesz obiad a na obiad śniadanie to tylko ciebie to ucieszy, inni wolą jeść śniadanie na śniadanie a obiad na obiad. - Mówi Prim z uśmiechem.
- Widzę ,że jesteś bardzo głodna. - Odpowiadam jej z uśmiechem. Tylko moja siostrzyczka i... on potrafią mi tak poprawić humor. 
- Teraz pójdziemy do Effie, ona Cię przygotuje i polecimy nagrywać propagite. Peeta musi wiedzieć ,że tobie na tym zależy a Snow musi zobaczyć ,że się nie załamałaś. Rozumiesz? - Pyta lekko mną potrząsając. 
- Ale wiesz o tym ,że ty nigdzie nie lecisz, prawda? - Momentalnie poważnieję.
- Chyba zwariowałaś ,że polecisz tam sama, lecisz do dwunastki. Kto będzie przytulał moją siostrzyczkę, co? - Prim chichocze. 
- Sama siebie przytulę, patrz. - Lewą rękę kładę na prawe ramie a prawą na lewe i ściskam. Prim zaczyna się śmiać.
- Jeszcze może z tobą polecieć Gale. - Mówi przez śmiech. Moja mina zdradza moje niezadowolenie spowodowane tym imieniem. - Wszystko dobrze? - Pyta.
- Powiesz mi co on robił w moim łóżku i czemu chciał mnie pocałować? - Warczę. 
- Twierdzi ,że jesteście razem. - Odpowiada cicho. No po prostu pięknie, przecież on dobrze wie ,że nic do niego nie czuje! Albo może jednak nie wie...
- Ale... czemu? - Dukam. 
- Powiedział ,że na polowaniu go pocałowałaś i powiedziałaś ,że go kochasz. - Mówi moja siostra z przerażeniem. 
- Prim... ja nie pamiętam kompletnie nic co się działo przed moim przebudzeniem ze śpiączki. Znaczy... pamiętam troszkę inną wersje po wybuchu niż ta. 
- Jak pójdę to tego... tego... głupka to mu wygarnę co myślę o wymyślaniu związków z moją siostrą. 
- Prim... czy oni osaczają tam Peete? - Mój humor prysł jak bańka mydlana. 
- A co to jest? - Pyta zaskoczona.
- Deformacja wspomnień... na przykład mnie może chcieć zabić przez to. - Wybucham płaczem. 
Prim ręką zasłania swoje usta a jej oczy się szklą. 
- Chodź, idziemy. - Zarządza.
- Idzie? - Mówię przez płacz.
- No jak to gdzie? Do Coin ona musi go odbić. 
- Ale... już jest za późno... Ostatnio tak było. Jestem pewna ,że on mnie już nie kocha, pamięta mnie jako złego, paskudnego zmiecha! - Wykrzykuję. Wszyscy w jadalni patrzą się na mnie jak na obłąkaną... inną. Poniekąd mają racje... igrzyska mnie zniszczyły, już nigdy nie wysiądę z tego paskudnego pociągu! 
- Ojoj nasz kosogłos się załamał. -  Dochodzi do mnie znajomy głos. Podnoszę głowę do góry i widzę jego niebieskie oczy... 

niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział 44 "To nie możliwe"

Następny rozdział pojawi się jak będzie sześć komentarzy.
Budzi mnie rozmowa... bardzo dziwna rozmowa. Czuję ,że ktoś trzyma moją dłoń ale to nie dłoń Peety. W głowie rodzi mi się tysiąc pytań. Gdzie ja jestem? Kto trzyma mnie za rękę? Gdzie Peeta? 
- Kotna miała dużo szczęścia ,że tam byłem. Gdyby nie ja ten ryś by ją zagryzł. - Gale? Co on tu robi? Zaraz, zaraz jaki ryś. A tak ogóle to co on tu robi, przecież leży w szpitalu...
- Ale po mimo tego i tak się nie budzi! - Krzyczy Prim. Zaraz, Prim?! Przecież moja siostrzyczka nie żyje...
Łzy pieką mnie pod powiekami. Jak to możliwe ,że ona żyje, że Gale tu jest?
- Budzi się! Katniss, córeczko. - Mama bierze mnie za drugą dłoń.
- Co się stało? - Pytam przez łzy.
- Pozwolili nam wyjść na powierzchnię, zapolować. - Mówi Gale z uśmiechem.
- O czym ty pieprzysz. Gdzie jest Peeta? Gdzie Johanna i Annie? - Chcę wstać ale Prim mocno mnie trzyma.
- Kotna, nie rób sobie żartów. Dobrze wiesz gdzie są.
- Nie robię sobie żartów, mów co im zrobiłeś! - Wrzeszczę na cały głos.
- Katniss, oni są w kapitolu. - Mówi Prim smutnym głosem.
Co oni do mnie mówią? Przecież Ja, Annie, Johanna, Peeta i Peter byliśmy w czwórce.
Spoglądam na swoją prawą dłoń, nie ma tam pierścionka.
- Gdzie mój pierścionek? - Pytam.
- To wszystko przez morfalinę. Kotna, mówiłem Ci ,że jak będziesz tyle tego brać to tak będzie.
- O czym ty człowieku do mnie mówisz?! Ja, mój narzeczony - Peeta, Annie ze swoim synkiem i Johanna ze swoim chłopakiem, bratem Peety - Peterem byliśmy w czwórce!
W tym momencie do pokoju wchodzi Finnick. Zaraz, Finnick?! Przecież on nie żyje, zmiechy go rozszarpały... To jakiś głupi sen, ja to wiem. Położę się, zamknę oczy i się obudzę.
Robię tak jak mówiłam. Kładę się na tym niewygodnym łóżku i mocno zaciskam oczy.
- Katniss, co ty robisz? - Pyta Finnick.
- Próbuję się obudzić z tego chorego snu. - Warczę.
- Co ty gadasz, co ona gada? - Odair rozgląda się po sali.
- Morfalina. - Szepcze Prim. - Pewnie znowu brała morfaline.
- Prim, mówiłaś ,że byłam w śpiączce, tak?! - Wrzeszczę.
- No, tak. - Moja siostra mówi ściszonym głosem.
- To oświeć mnie jakim cudem miałam brać to świństwo!
- No... nie wiem. - Oczy Prim się szklą.
Opadam na łóżko i próbuję sobie to wszystko wyjaśnić. Byłam w śpiączce i to wszystko mi się śniło, jestem uzależniona od morfaliny a Peeta jest w kapitolu. Peeta, Johanna i Annie są w kapitolu. Willa nie ma. Annie nie jest żoną Finnicka, Johanna nie jest z Peterem a ja nie jestem narzeczoną Peety.
- Finnick, nie ma Willa? - Patrze mu prosto w oczy.
- O czym ty bredzisz, jakiego Willa? - Pyta zdezorientowany.
- Twojego syna, twojego i Annie. - Jestem bliska łez. To nie możliwe. Oni są w czwórce, ja też. To tylko głupi sen.
- Annie jest w ciąży?! - Krzyczy z radością Finnick.
- Ostatnio jak ją widziałam to Will już chodził, mówił. - Uśmiecham się blado.
- Ale to nie możliwe. Ona nie była w ciąży. - Oczy Finnicka się szklą.
Do pokoju wchodzi Haymitch. Jest trzeźwy. Od razu wstaję z łóżka i do niego podbiegam.
- Witaj, skarbie. - Abernathy szeroko się uśmiecha. Rozkłada szeroko ręce jakby czekał aż go przytulę. Zanim zdąży się zorientować, jest przyciskany przeze mnie do ściany.
- Gdzie Peeta, Johanna, Annie i Will! - Wrzeszczę.
- Znowu morfalinę brałaś?
- Gdzie oni są! - Przyciskam go jeszcze mocniej.
- Zamknij się w końcu! Jak będziesz się drzeć to nic Ci nie powiem! - Mentor odpycha mnie.
Prim do mnie podbiega i ciągnie mnie na łóżko. Nie mam już siły protestować więc posłusznie się kładę.
- Nie udawaj głupiej, skarbie. - Haymitch cedzi przez zaciśnięte zęby.
- Może mnie ktoś w końcu oświecić o co chodzi?! - Wrzeszczę.
- Peeta, Johanna i Annie są w kapitolu. - Odpowiada spokojnie Prim.
- Snow? - Tyle udaje mi się wydusić przez ściśnięte gardło.
- Snow, Snow. Dobrze wiesz ,że to on ich tam więzi. - Przedrzeźnia mnie Abernathy.
- Ale przecież ty jesteś prezydentem a Snow nie żyje... - Szepczę.
Czuję się jakby mówili do mnie w innym języku. Przecież to nie możliwe żeby mi się to przyśniło. Jeszcze wczoraj siedziałam z Annie, Johanną i Willem na kocu na plaży a chłopaki kąpali się w morzu. A Finnick i Prim nie żyją. Widziałam śmierć Primrose...
- Haymitch ty jesteś prezydentem... Z Effie macie córkę - Mię. - Szepczę.
- Ja z tym skrzatem nie mam dzieci. Prezydentem jak widzisz nie jestem i nie będę.
- Ale były wybory... Konturowałeś z Galem i wygrałeś. Effie ukrywała przez tobą ,że macie razem dziecko... sześcioletnie dziecko. - Mówię bez ładu i składu. Nie mam czasu zastanawiać się nad sensem wypowiadanych przeze mnie słów. - A ty - Palcem wskazuję na Gale. - Nie masz dwóch palców u prawej ręki, Johanna ci je ucięła jak nas okradłeś i celowałeś z broni do Peety.
- Kotna...
- Nie nazywaj mnie tak! - Wrzeszczę.
- Katniss, jak widzisz mam dwa palce. - Macha mi ręką przed twarzą. Łapię za jego dłoń i mocno ją wykręcam.
- Jeszcze raz tak zrobisz a złamię Ci tą rękę. - Syczę.
Wstaję z łóżka i kontem oka zauważam jak Gale rozmasowuje obolałą rękę. Wychodzę z tego przeklętego pokoju i idę przed siebie. Słyszę ,że za mną ktoś idzie... niestety nie rozpoznaję kto to.
- Katniss! - Słyszę za sobą krzyki mojej siostry.
Nie zamierzam stawać. Muszę sobie sama to poukładać. To nie możliwe żeby mi się to przyśniło. To było za bardzo realistyczne. Uczucia, dotyki... to nie mogło mi się przyśnić.
Peeta, Johanna, Annie, Will i Peter są w czwórce, Snow nie żyje... Prim i Finnick też. Ja jestem narzeczoną Peety, mieszkamy razem w dwunastce.
- Katniss! - Mocne szarpnięcie Prim skutecznie mnie zatrzymuje. Skąd w niej tyle siły?
- Prim, to sen, prawda? To tylko głupi sen? - Patrze na nią z głupią nadzieją.
- To nie sen. - Prim mocno mnie przytula. - Jesteśmy w trzynastym dystrykcie. Rozwaliłaś arenę, ciebie i Finnicka wydostali z niej, niestety Peete i Johanne znaleźli ludzie Snowa, znaleźli też Annie, dziewczynę Finnicka.
- A Will? Został sam?
- Jeżeli chodzi Ci o syna Finnicka i Annie to go nie ma. Annie nigdy nie była w ciąży.
- Co się ze mną stało ,że byłam w śpiączce?
- Coin wypuściła Cię i Gale na polowanie. Usiadłaś na kamieniu i zaczęłaś płakać. Chciał Cię pocieszyć i usiadł obok ciebie. Wtedy ryś zaczął na was polować i rzucił się na ciebie. Twój organizm od utraty dużej ilości krwi wprowadził Cię w śpiączkę. - Tłumaczy nadal mnie przytulając.
- Ile byłam nieprzytomna?
- Trzy tygodnie.
- Ile?! Co się wtedy stało.
- Pewnie wiesz ,że jesteś kosogłosem. - Przytakuje... kiedyś nim byłam - Często pojawiały się wywiady Caesara Flickermana z Peetą. Często w nich mówił ,że tęskni za tobą ,że źle postąpiłaś, nie byłaś świadoma tego co robisz. - To już było... jestem tego pewna. Mam okropne deja vu. Mimo tego łzy i tak zaczynają spływać po moich policzkach. - Nawet nie wiesz jak ten biedak zmizerniał.
- Niestety wiem. - Szepczę.
- Ale skąd, widziałaś go?
- Tak.
- Kiedy, gdzie?
- To teraz nie ważne. - Staram się uśmiechnąć ale wychodzi mi grymas. - Coś jeszcze się stało?
- Tak, Finnick i Gale nagrywali propagitę. Polecieli do ósmego, siódmego i jedenastego dystryktu ją nagrywać.
- Ile nagrali propagit podczas mojej śpiączki?
- Siedem. Opowiesz mi co ci się śniło?
Kiwam głową na znak zgody.
- Miałam depresję i chciałam się zabić.
- Czemu? - Pyta ze zdziwieniem.
- Ty... wybuchłaś. - Do moich oczu napływają łzy. - A mama przeprowadziła się do czwartego dystryktu. Mieszkałam naprzeciwko Peety ale po mimo tego i tak się z nim nie widywałam. Postanowiłam zakończyć swoje nędzne życie i dołączyć do Ciebie. - Mój głos się łamie. To wydaje się takie głupie... mówić do zmarłej siostry o moim życiu. - Wzięłam nóż i pocięłam się. Chciałam się wykrwawić... już nigdy nie otwierać oczu. Uratował mnie Peeta, siedział ze mną w szpitalu potem przyszedł do mnie w nocy... rano mi się oświadczył. - To brzmi jak jakaś nędzna bajka. - Potem Effie zamieszkała u Haymitcha... byli razem. Paylor ogłosiła ,że odbędą się jeszcze jedne igrzyska - ostatnie. Tylko nie dotyczyły one samego kapitolu a dwunastu dystryktów i kapitolu.
- Zaraz, jakim prawem ogłosiła igrzyska?
- Była prezydentem, potem był nim Haymitch. Została mi przydzielona przesłodka dziewczynka - Yuuna. Miała około dwunastu lat i z tego co pamiętam pochodziła chyba z... jedenastego dystryktu. Nie.. z kapitolu. Został mi też przydzielony również chłopiec z kapitolu tylko on nie był taki jak Yuuna. Ona była... bardziej... skromna, nie była typowym kapitolczykiem a ten chłopiec tak. Dzień przed wejściem tych dzieci na arenę przewieźliśmy ich do trzynastki. Dowiedziałam się ,że Hazell nie żyje, rodzeństwo Gale mieszkało same w trzynastce. Poznałam Willa, okazało się też ,że nasza mama tu była. Potem udało nam się pozbawić Paylor władzy którą potem jak już mówiłam przejął Haymitch. W między czasie powstała nowa para - Johanna i Peter. Po wyborach wszyscy pojechaliśmy do Johanny do siódemki. Tam Peeta i Peter złamali rękę i nogę Gale. Potem były pogróżki pod naszym adresem. W nocy obudziła mnie Johanna i postawiła cały dom na nogi. W łazience był ryś i na nim groźba dla Jo. W drzwiach pojawił się Gale i celował do Peety z pistoletu. Johanna ucięła mu dwa palce ja go pobiłam i w ciężkim stanie trafił do szpitala. I jak już parę razy wspominałam ja, Peeta, Johanna i Peter pojechaliśmy do czwórki do Annie i Willa. Kąpaliśmy się w morzu, położyłam się na łóżku - zasnęłam i obudziłam się tu.
- Sporo Ci się przyśniło przez ten czas. - Mówi Prim z uśmiechem.
- To mi się nie śniło, to prawda. - Nie zauważyłam kiedy moja twarz zmieniła się w "wodospad". Łzy spływają po moich policzkach. Podchodzę do ściany i powoli siadam na ziemi. Prim do mnie podchodzi i mocno mnie obejmuje. Wtedy czuję mocne szarpnięcie.
- Katniss! - Ktoś krzyczy moje imię i mną potrząsa.


sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 43 "Dzień wyznań"

Następny rozdział pojawi się jak będzie sześć komentarzy.
Od naszego wyjazdu z siódemki minęły dwa dni. Gale został przewieziony do szpitala w kapitolu. Jego stan był ciężki i niestabilny. Od razu przewieźli go na OIOM. Palców tak jak powiedział lekarz w domu Johanny, nie da się uratować. Powinny zostać przysypane lodem od razu po odcięciu. Przez około dwie godziny tortur one leżały w łazience w której było dość ciepło. Protezy mu nie założą więc do końca życia będzie żył z ośmioma palcami. Po poprawie stanu Gale będzie rozprawa sądowa. Hawthorne mówił ,że całą winę weźmie na siebie. Ustalił z nami wersje której mamy się trzymać.
Chciał nas nastraszyć dla żartów. Włamał się do domu i wszystko z niego wyniósł żeby jego żart był bardziej wiarygodny. Rysia wniósł do łazienki i przyczepił do niej tą groźbę bo on się kocha w Jo i chciał ją poprosić o rękę. Pierścionek leżał pod rysiem. Potem ona niby odmówiła mu i on sobie uciął te dwa palce bo nie chciał żyć bez niej. Sam się uderzał w twarz i brzuch żeby potem wszystko zrzucić na Peete i Petera. 
Ten plan ma tylko jedno niedociągnięcie a mianowicie nikt mu nie uwierzy ,że sam się bił, w to ,że sobie uciął palce już prędzej. Jeżeli w to uwierzą to prawdopodobnie Gale trafi do psychiatryka. 
Zastanawia mnie kto się zajmuje jego rodzeństwem. Bo przecież na pewno się ktoś nimi zajmuje, prawda?
Z Peetą leżę na kanapie ogrodowej. Mój ukochany plecami opiera się o podłokietnik. Prawą nogę ma wyprostowaną zaś lewa, zgięta zwisa z kanapy. Ja leże oparta o klatkę piersiową Peety, nogi mam zgięte. Niebieskooki ręce położone ma na moim brzuchu a głowę położoną ma położoną na moim ramieniu. Ja moje ręce mam położone na jego dłoniach.
Peeta śpi a ja wsłuchuję się w jego miarowe dudnienie serca. W jego ramionach czuję się tak bezpiecznie. Resztę życia mogłabym spędzić w tej pozycji. 
- Bąbelki, ciemne masy i bezmózgi, obiad gotowy! - Wrzeszczy Jo. 
Przysięgam ,że kiedyś jej coś zrobię. Johanna wyraźnie dumna z siebie wchodzi do domu.
Całuję Peete w policzek a on natychmiast się budzi. Z szerokim uśmiechem patrzy się na mnie.
- Coś się stało? - Pyta całując mnie w skroń.
- Obiaaaad! - Wrzeszczy Jo przez otwarte okno. 
Mój ukochany obejmuje mnie jeszcze mocniej i wtula się w moje włosy. Leżymy tak jeszcze przez parę minut. Z domu wydreptuje synek Annie. Na nóżkach podchodzi do mnie i Peety. Wysoko unosi rączki i z szerokim uśmiechem mówi:
- Kaniss! Kaaaniss! 
Podnoszę go i sadzam na swoim brzuchu. Patrzy się przez chwile na nas po czym mocno mnie przytula. To takie dziwne uczucie gdy takie malutkie dziecko przytula Cię. Najmłodszą osóbką która mnie przytulała była Mia. Teraz jest nią Will. Oczywiście jak Prim była malutka to też mnie przytulała ale ja wtedy też byłam dzieckiem. 
Annie przerażona wybiega z domu.
- Katniss nie widziałaś gdzieś Will'a? - Pyta łamiącym głosem. 
- Maamaa, mmmaama. - Mały Odair się śmieje. 
Moja przyjaciółka przerażona do nas podbiega. Kiedy zauważa swojego synka głośno wypuszcza powietrze.
- Przepraszam was, Willuś nauczył się chodzić i teraz chodzi wszędzie gdzie to możliwe. Jeszcze parę minut temu siedział w kuchni ze mną i Johanną. - Mówi biorąc na ręce swojego synka. 
- Nic się nie stało. - Mówi Peeta z uśmiechem.
- Bąbelki, na obiad, już! - Wrzeszczy Jo.
Niechętnie wygrzebuję się z objęć mojego ukochanego i wstaję. We czwórkę idziemy do domu. 
Mason stoi przy zlewie. Ma na sobie założony różowy fartuszek w babeczki.
- Uu Mason, ładny fartuszek. Gdzie mój brat? - Peeta siada na krześle i ciągnie mnie na swoje kolana. 
- Śpi na górze, Mellark. 
Jak na zawołanie w kuchni zjawia się Peter. Podchodzi do Johanny, obejmuje ją w pasie i mówi:
- Co na obiad, umieram z głodu.
- Smażone sajgonki z owocami morza. - Mówi z dumą w głosie. 
Szczerze mówiąc nie wiedziałam ,że Johanna umie gotować a tu z takim czymś wyskakuje. 
Na twarzy Petera pojawił się grymas. Peeta wtulił się w moje włosy i ledwo powstrzymuje śmiech.
- Z owocami morza? - Brat mojego ukochanego chce się upewnić.
- Tak, z owocami morza. - Johanna kładzie ręce na biodrach i robi minę w stylu "Masz to zjeść". 
- Kochanie, mówiłem Ci dziś ,że bardzo Cię kocham? - Peter chce przytulić Mason ale ona go odpycha. 
- Po pierwsze, nie mówiłeś mi tego od około tygodnia, po drugie, masz to zjeść - wiesz prawda? - Jo prawie krzyczy.
Starszy Mellark patrzy w naszą stronę z miną "Pomóżcie" czym jeszcze bardziej rozśmiesza Peete. 
- Bardzo Cię kocham, skarbie i oczywiście ,że to zjem. - Peter podchodzi do Johanny i ją przytula ale ona ani drgnie. 
Peeta w tym momencie wybuchł i śmieje się w niebo głosy. Will też zaczął się śmiać czym rozbawił mnie i Annie. 
- Z czego się śmiejecie? - Jo cedzi przez zaciśnięte zęby. 
- Ym... Peeta zdradza Katniss z jej włosami. - Mówi Annie i rozśmiesza tym nasz wszystkich. 
- Wybacz kochanie ale masz takie miękkie, puszyste włosy. - Mówi Peeta przez śmiech i przytula się do moich włosów. 
- Skoro dziś mówimy sobie tajemnice chciałam ogłosić ,że moim sercem zawładnął Will. - Szeroko się uśmiecham a synek Annie zaczął się śmiać i klaskać. 
- Moim sercem zawładnęła Johanna. - Peter całuje Jo w policzek. 
- I tak zjesz te owoce morza, wiesz o tym, prawda? - Pyta go słodkim głosem. 
Brat Peety robi smutną minę a my wybuchamy śmiechem. 
- A moim sercem zawładnął Peeta. - Mówi Annie nadal się śmiejąc.
- Wybacz kochana ale mam włosy Katniss. - Mój ukochany ponownie wtula się w moje włosy. 
- Kaaniss, kaaaaaniss! - Krzyczy mały Odair. 
Obiad mija nam w miłej atmosferze. Śmiejemy się, żartujemy. Po posiłku idziemy na plaże. Bracia Mellark i Will bawią się w morzu a ja, Jo i Annie opalamy się. Moje myśli cały czas krążą koło Annie. Ja mam Peete, Johanna - Petera a nasza przyjaciółka jest sama. Co prawda ma Will'a ale to nie to samo co Finnick. Z Mason mogłybyśmy znaleźć jej kogoś ale nie wiem czy Annie nie obraziłaby się za to. Ona uważa ,że doskonale sobie radzi, ma przy sobie synka którym się zajmuje i stara się nie myśleć o Finnicku.
- Katniss. - Jo mną potrząsa.
- Przecież nie śpię, - Mówię. 
- Uważaj. - Mówi z szerokim uśmiechem.
- Dobra, czekaj... na co? 
Zanim zdążę poznać odpowiedź Peeta biegnie ze mną w kierunku morza. Jego gorąca skóra "parzy" moją. Zastanawiam się czemu on jest taki gorący. Zawsze jest bardzo ciepły ale teraz jego skóra wręcz parzy. Gdy jesteśmy już blisko morza, zarzucam ręce na szyję Peety i mocno się go niego przytulam. Zaciskam mocno oczy i czekam aż zimna wola schłodzi moje ciało. Nic takiego się nie dzieje. Niebieskooki szeroko się do mnie uśmiecha. Patrzę chwile na niego po czym łączę nasze usta w długim, namiętnym pocałunku. 
- Ej! Może poczekajcie do nocy, co?! Tu są dzieci! - Krzyczy Jo. 
- Jeżeli mówisz o sobie to zasłoń oczy! - Odkrzykuje Peeta. 
Blondyn ponownie namiętnie mnie całuje. Ten pocałunek nie trwa długo ponieważ już po chwili leżę na Peecie a na mnie leży Jo. 
- Kanapka!! - Krzyczy Peter po czym kładzie się na Jo. 
- Gnieciecie mnie. - Mówi Peeta przez śmiech. 
- Oj bąbel od rzeczy gadasz. Ze szkła nie jesteś, nie stłuczesz się. - Mówi Annie również się śmiejąc. 
Resztę dnia spędzamy na plaży kąpiąc się w morzu i opalając. Peter opowiada nam jeszcze parę historyjek o Peecie. Do domu wracamy późnym wieczorem.

piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 42 "Ja tylko grałam"

Następny rozdział pojawi się jak będzie sześć komentarzy.
Oczami Katniss
Gale bez gipsu stoi przed nami z pistoletem i nożem w ręce. Blokuje drzwi od łazienki, dlatego jesteśmy "uwięzieni" z rysiem. Jeden niewłaściwy ruch i będziemy martwi. Sytuacja bez wyjścia - nie możemy tak stać w nieskończoność ale jak się ruszymy on naciśnie spust. 
- Mellark. masz minute... nie, nie będę taki łaskawy. Masz pół minuty aby pożegnać się z Kotną. - Gale cedzi przez zaciśnięte zęby. 
Nie, nie, nie, nie! On nie może tego zrobić! Nie może! 
Do moich oczu momentalnie napływają łzy. Przekonuje dystans który dzieli mnie od Peety i zasłaniam go swoim ciałem. 
- Kotna, nie rób cyrków. Wiem ,że przez ten cały czas grałaś. Teraz już nie ma kamer, możemy być razem! - Krzyczy. W jego oczach widać szaleństwo, bezradność, desperację i chyba... miłość. 
- Masz rację, ja tylko grałam, byłam z nim z przyzwyczajenia. Tak naprawdę go nie kocham, on może oferować mi tylko pieniądze. Kocham Ciebie. - Mówię. Staram się mówić słodkim głosem ale nie wychodzi mi to. Kłamię jak z nut. Zrobię wszystko by ocalić mojego chłopca z chlebem.
- Oj Kotna, kotna. A tak się upierałaś. Ale dobrze, wybaczę Ci to. Kocham Cię, Katniss! - Wrzeszczy. Słowa powiedziane przez niego są jak styropian dla moich uszu. Te dwa słowa są zarezerwowane dla moich przyjaciół do których on już nie należy. - Podejdź do mnie, zaczniemy nowe życie! Tylko ty i ja! - Podchodzę do niego a on mocno mnie obejmuje. Wpija swoje usta w moje. To co miało być pocałunkiem stało się czymś ohydnym. On wepchnął mi swój język do buzi! Boże... ja się zaraz zrzygam. Musze to przetrwać, tylko chwilę. Katniss skup się... lewą rękę przenieś na lego dłoń, wyrwij z niej pistolet, żuć na ziemię, kopnij do tyłu i mocno przytul napastnika. Prawą dłonią złap za nóż, wyrwij go i kopnij Gale w brzuch. Okej, plan już mam teraz muszę go zrealizować. 
Wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Pistolet ląduje na ziemi, prawdopodobnie podnosi go Peeta. Wyrywam nóż, kopię go w brzuch a on upada na ziemie. Na sam koniec pluje mu na twarz. Będę musiała usta szorować w dzień i w noc żeby pozbyć się tego "Gale" z mojego ciała. 
- Nie masz prawa mówić ,że nie kocham Peety! - Jeden kopniak w brzuch. - Nie masz prawa włamywać się do domu Johanny i go okradać! - Prawy sierpowy w twarz Hawthorne'a. - Nie masz prawa nas zastraszać! - Lewy sierpowy w jego paskudną twarz. - A przede wszystkim, jeszcze raz będziesz celować do Peety a nie będzie co włożyć do trumny! - Ponownie prawy sierpowy. 
- Katniss, po co mamy się cackać skoro ja mam nóż? - Mówi Jo słodkim głosem. 
Mason podchodzi do Gale i wbija mu nóż w prawą rękę. 
- Nie możemy iść po strażników pokoju? - Pyta Peter.
- Nie! - Wrzeszczymy z Jo i ponownie okładamy Hawthorne'a.
- Haymitch nic nam nie zrobi. Jesteśmy zwyciężczyniami Głodowych Igrzysk więc nie jesteśmy zdrowe umysłowo. - Mówi Mason z uśmiechem po czym odcina Galowi mały palec u prawej ręki. 
- Nie, proszę! - Błaga Hawthorne. 
- Prosić to sobie możesz! Gdzie są moje kosmetyki, szpilki, klapki, topory, siekiery i przybory kuchenne?! - Moja przyjaciółka odcina serdeczny palec. - Ojoj jak mi przykro, pierścionka już nie założysz! - Krótko się śmieje. 
- U mnie w domu, proszę zostaw mnie! 
- Teraz to se błagaj! Przez Ciebie Peeta był w areszcie, zabiłeś Prim, skonstruowałeś te zasrane bomby! Co z tobą jest nie tak?! Lubisz krzywdzić ludzi?! - Jo wpadła w szał.
- Wiem, przepraszam! Puść mnie a postaram się wam to wynagrodzić! 
- Jak chcesz wynagrodzić to ,że moja siostra nie żyje?! Wskrzesisz ją?! - Rzucam się na niego i z całej siły biję w twarz.
- Przepraszam, przecież wiesz jak lubiłem Prim. - Mówi coraz słabszym głosem. Ulatnia się z niego życie.
- Jo, zostaw go. Będzie musiał żyć ze świadomością tego co zrobił, to gorsze niż śmierć. - Cedzę przez zaciśnięte zęby.
- Kotna, kocham Cię. - Mówi ostatnimi resztkami sił. 
- Gówno prawda, gdybyś mnie kochał nie celował byś do Peety. Zadzwońcie po karetkę. - Mówię po czym podchodzę do Peety i mocno go przytulam. Łzy płyną po moich policzkach ciurkiem. Nie wiem co bardziej mnie boli, wspomnienie o śmierci mojej siostrzyczki czy to ,że Gale tu leży. Wszystko wszystkim ale on kiedyś był mi bardzo bliski. Po prostu... pogubił się w swoich uczuciach. Coś co on uważa za miłość to... szaleństwo. Wojna go zniszczyła, odebrała mu resztki uczuć które w nim zostały. Chociaż gdyby się głębiej zastanowić to może... on taki zawsze był... tylko nosił maskę. Maskę która spadła wraz z końcem naszej przyjaźni. 
Do domu właśnie wparowali lekarze.
- Co mu się stało? Czemu ma odcięte dwa palce? - Pyta starszy lekarz.
- Działałam w obronie własnej. - Wyjaśnia Jo. 
- Takie działania w obronie własnej są nielegalne. Dostanie pani wezwanie do sądu.
- Przepraszam bardzo, co?! Czyli on może mi grozić śmiercią, okradać dom, bić naszych chłopaków i celować z pistoletu do Peety?! - Oj nie dobrze, Johanna się zdenerwowała. Zaraz któryś lekarz ucierpi. 
- Pan Hawthorne też poniesie konsekwencje swoich czynów. 
- Nie karzcie ich, to moja wina. - Wydukał Gale. 
- Ja sędziom nie jestem, nie ja ustalam kary. - Starszy lekarz cedzi przez zaciśnięte zęby
- Palców się nie da uratować, za długo leżały w cieple. 
No po prostu pięknie, jeszcze Jo ma kłopoty. 
- Nie ucięła mi palców, sam je sobie uciąłem. - Mówi Gale resztkami sił. 
Co on gada? On chce chronić Johanne? Ale przecież ona go klapkiem i obcasem biła i ucięła mu dwa palce... Nie mówię ,że to źle ,że Hawthorne wziął całą winę na siebie ale co on chce tym osiągnąć?
Chce wynagrodzić nam to co zrobił? 
Gale na noszach został wyniesiony z domu. Nadal nie pojmuje tego co tu się stało. Czy to wszystko prawda? A może mi się wydawało? 
Kiedy Peeta obejmuje mnie od tyłu i całuje w szyje, wiem ,że to prawda. Odwracam się w stronę mojego ukochanego i najmocniej jak potrafię, przytulam go. Chce poczuć ,że on tu jest. Chce poczuć ,że nie jestem sama. Ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Gdy ta osoba mówi "Ciemna maso, wszystko w porządku?" już wiem kto to jest. Odsuwam się od Peety i mocno przytulam Johanne,
- To wszystko prawda? On naprawdę nas okradł? Celował z pistoletu do Peety i prawie pociągnął za spust? - Szepczę. 
- Tak, kochana. - W głosie mojej przyjaciółki czuć złość i smutek.
- On prawie zabił Peete. - Moje policzki stały się wodospadem. Łzy płyną po nich i nie przestają wręcz przeciwnie, cały czas jest ich więcej. - Gdybym tego nie zrobiła... Peeta by... - Ostatnie słowo utknęło mi w gardle i nie chce przejść. Jest jak ostrze które rozrywa mi gardło. Nie da się go wyjąć ani zignorować. 
- Peeta żyje, Gale też. - Johanna głaszcze mnie po głowie.
- Jo, nie obraź się ale ja już nie chce tu mieszkać. - Szepczę.
- Ja też nie chce. Co powiedzie na to żeby odwiedzić Annie? - Pyta z nadzieją w głosie.
Nie wiem jak mi to przejdzie przez gardło ale muszę zadać to pytanie:
- Wiecie ,że musimy pojechać na zakupy, prawda? Nie wiem jak wy ale ja nie zamierzam nosić ciuchów które dotykał Gale. Nie wiem co on z nimi robił i chyba nie chce. 
- Nasze rzeczy zostały spalone, jeden za strażników przed chwilą do nas zadzwonił. - Peeta wzdycha. 
- A moje kosmetyki, noże, obuwie? - Mason mówi ze smutkiem. 
- Szopa w której to trzymał została spalona. Nic z niej nie zostało. - Wyjaśnia. - Znaleźli zwęglone kawałki ubrań... całą masę. 
- Nie dość ,że celował do Ciebie z pistoletu to jeszcze skazał mnie na zakupy. - Odpowiadam z rezygnacją w głosie. 
- Zadzwonię do Annie i powiem jej ,że będziemy jutro. - Mówi Peeta po czym wychodzi z łazienki. 
Sporo ukradł wszystkie ubrania z tego domu to też ukradł kurtkę mojego taty. Ukradł jedyną pamiątkę która mi po nim została i... spalił. On wiedział jaka ona jest dla mnie ważna. W tej kurtce była perełka od Peety... Co za człowiek... a może ją wyjął i zostawił gdzieś? Nie... to nie możliwe. On by nie uratował prezentu od Peety skoro nie uratował kurtki mojego taty. Jak ja mogłam tak długo się z nim przyjaźnić i nie zobaczyć jaki on jest?