15 komentarzy - Nowy rozdział
*Oczami Katniss*Siedzę na szpitalnym krześle w poczekalni z Willem na kolanach. Annie śpi na krześle koło mnie a Johanna stoi pod drzwiami od porodówki i stara się chyba coś zobaczyć. Nie wiem czy ona jest tak upita ,że próbuje coś zobaczyć przez drewniane drzwi bez okna czy co. Peeta śpi z głową na moim ramieniu a Peter wystukuje jakiś rytm o podłogę.
Poród zaczął się dobre 3 godzin temu a jeszcze się nie skończył. Na szczęście ściany są dźwiękoszczelne i nie słychać wrzasków Delly.
- Matko, długo jeszcze? - Słyszę cichy szept. Spoglądam na Johanne która wali pięścią w drzwi.
Will kładzie głowę na moje piersi i mocno do mnie przytula. Delikatnie głaszczę go po głowie. Opieram się głową o głowę Peety i zasypiam.
Budzi mnie pisk Johanny. Mozolnie otwieram oczy i widzę Jo która odpycha jakiegoś mężczyznę i wchodzi na porodówkę. Delikatnie szturcham Peete. Chłopak od razu się budzi i we mnie wtula.
- Koniec tego przytulania! Delly urodziła! - Krzyczy uradowana Johanna. Peeta wstaje z krzesła i podchodzi do drzwi. Po chwili wraca do mnie cały blady.
- Za dużo krwi. - Zajmuje miejsce obok mnie.
- Cesarskie cięcie miała? - Pytam przerażona.
- A jak myślisz, byliśmy tu czy tam? - Johanna ręką wskazuje na salę.
Na korytarzu czekamy jeszcze pół godziny. Gdy pielęgniarka informuje nas ,że można odwiedzić Delly, od razu wstajemy i niemal wbiegamy do jej sali.
Kobieta leży na szpitalnym łóżku przykryta niebieskim materiałem ze swoim dzidziusiem na piersiach. Posyła nam szeroki uśmiech jednak widać ,że jest wycieńczona.
- Jaki on piękny. - Podchodzę do przyjaciółki i bardzo delikatnie głaszczę jej synka po rączce.
- Ma już imię? - Peeta staje za mną. Kładzie ręce na moich biodrach i głowę na moim ramieniu.
- Tak, Joshua. - Delikatnie głaszcze kciukiem policzek swojego synka.
- Włoski ma po tobie, Delly. - Szeroko się uśmiecham.
- Katniss, gdzie ty widzisz u niego włosy? - Pyta zdezorientowany blondyn.
- Na głowie, a gdzie ma mieć? - Mówi Johanna łamiącym się głosem.
- Wszystko z nim dobrze, nie ma żadnych urazów ani nic? - Pytam zatroskana.
- Nie, jest zdrowy jak rybka. - Młoda mamusia uśmiecha się do mnie. - Musimy zostać tylko parę dni na obserwacji.
- Mój kochany chrześniak. - Po moich policzkach spływają łzy wzruszenia.
- Będzie na rękach noszony. - Śmieje się Peeta.
- Katniss, chcesz go potrzymać? - Delly szeroko się uśmiecha. Nieśmiało kiwam głową. Najdelikatniej jak potrafię podnoszę. Synek złotowłosej otwiera małe oczka i uważnie mi się przygląda. Blondyn obejmuje mnie od tyłu i patrzy na syna swojego brata. W tym momencie tak bardzo zapragnęłam mieć dziecka.
- Następne dziecko ma być wasze. - Delly cicho się śmieje.
- Będzie. - Odpowiadam bez namysłu. Wszyscy patrzą na mnie zdziwionym wzrokiem. No tak - Pewnie nikt tego się nie spodziewał. Odwracam się twarzą do blondyna i całuję go w policzek. Chłopak mocniej mnie obejmuje i składa pocałunek na mojej szyi.
- Nie przy dzieciach. - Śmieje się Annie.
Siedzimy u Delly i Josha aż do dwudziestej drugiej - zamknięcia szpitala. Teraz jestem w domu razem z Peetą i w objęciach siedzimy na kanapie oglądając jakiś Kapitoliński film. Wtulam się w chłopaka i zamykam oczy.
- Katniss. - Szepcze.
- Mhm. - Jestem tak zmęczona ,że nie mam ochoty odpowiadać.
- W szpitalu gdy Delly powiedziała ,że następne dziecko ma być nasze, potwierdziłaś. Mówiłaś wtedy prawdę? - Otwieram oczy i widzę blondyna który uważnie mi się przygląda.
- Tak Peeta, mówiłam prawdę. - Lekko się uśmiecham. - Ale dopiero po ślubie. - Całuję go w policzek.
- W takim razie weźmy ślub już teraz! W mgnieniu oka znajdę kogoś kto udzieli nam ślubu. - Wstaje z kanapy i ciągnie mnie do drzwi.
- Peeta, jestem twoją narzeczoną niecałe 24 godziny. - Śmieję się.
- To w takim razie weźmy ślub jutro. - Bierze mnie na ręce i kręci się ze mną w kółko.
- Mam lepszy pomysł. - Mówię gdy przestaje się kręcić. - Weźmiemy ślub w lecie. Przez pół roku zdążymy wszystko przygotować. Poza tym panna młoda powinna mieć suknię ślubną. - Chichoczę.
- Jak dla mnie to na ślubie możesz być nawet w worku po ziemniaki. I tak byłabyś najpiękniejszą i najseksowniejszą panną młodą. - Jego ciepłe usta muskają moją szyję. - Jutro zabieram Cię na obiecaną kolację. - Mruczy obejmując mnie w pasie.
- Tą na którą chciałeś mnie zabrać dobry miesiąc temu? - Wybucham śmiechem.
- Tak. Ale najważniejsze jest to ,że w końcu na nią pójdziemy. - Szeroko się uśmiecha. Już mam go pocałować gdy przerywa mi dzwonek do drzwi. Wydostaję się z objęć ukochanego i idę otworzyć. Moim oczom ukazuje się moja mama trzymająca za rękę Lily.
- Och, Witaj Katniss. Mam prośbę do Ciebie i Peety. - Mama lekko mnie przytula. - Muszę wyjechać. - Wzdycha. Patrzę na nią jakby oznajmiła mi ,że potrafi latać.
- Ale czemu? - Pytam zszokowana.
- Widzisz... Z Haymitchem musimy lecieć do Kapitolu. Jedna z położnych odeszła z najlepszego szpitala i muszę ją szybko zastąpić. Wrócę za jakieś dwa miesiące... w każdym razie przez Bożym Narodzeniem. - Mówi na jednym wdechu.
- A Haymitch tam po co? - Pytam smutna. Dopiero co odnowiłam kontakt z mamą a już musi wyjeżdżać.
- Musi znaleźć kogoś na miejsce tamtej kobiety. Puki co ja muszę ją zastępować.
- Przecież jest tam wiele innych szpitali...
- Dwa, Katniss, dwa. Są dwa szpitale w dodatku powypełniane po brzegi. Dzięki tym wybuchom cały czas przybywa ich więcej.
- W czym mamy Ci pomóc, mamo? - Czuję rękę blondyna na moim biodrze.
- Nie mam z kim zostawić Lily a przecież nie wezmę jej ze sobą. Moglibyście się ją zająć? - Pyta z nadzieją.
- Oczywiście, ale...
- To wspaniale! Tutaj macie jej torby a gdyby zapomniała czegoś spakować to tu macie klucze. - Przerywa mi i wciska Peecie trzy wielkie torby a mi klucze.
- Mam do mamy prośbę, pytanie. - Blondyn spogląda na mnie. Doskonale wiem o co chce się spytać. Już otwiera usta by zadać mamie pytanie od którego zależy nasze dalsze życie gdy mama mu przerywa.
- Peeto, nie teraz. Zapytasz mnie przez telefon. - Mama ciepło się uśmiecha.
- Ale przez telefon nie wypa...
- Oj Peeta, nie mam teraz czasu. Dzieci kochane, zadzwonię do was jak już będę w Kapitolu. - Cmoka nas i Lily w policzki i już ma odejść gdy odzywa się Peeta.
- Pani Everdeen, to pytanie nie może zostać zadane przez telefon. - Po mimo tego jak bardzo w tej chwili moja mama jest denerwująca, Peeta stara się nie okazywać tego jak bardzo go irytuje.
- Naprawdę nie mam teraz czasu. Jeżeli to pytanie nie może zostać zadane przez telefon to zapytasz mnie za dwa miesiące. Do widzenia. - Odwraca się na pięcie i odchodzi. Tak po prostu odchodzi. Biorę Lily i blondyna za rękę i ciągnę do domu.
Peeta w przejściu rzuca torby Lily o ziemię i idzie na górę. I tak właśnie czas dzisiejszego dnia prysł jak bańka mydlana.
- Peeta jest zły dlatego ,że będziecie się mną opiekować? - Pyta cicho smutnym głosem. Klękam przed nią i odgarniam jej włosy z twarzy które wyszły z kucyka.
- Nie, kochanie. Peeta jest zły na ciocie. - Głaszczę ją po głowie.
- Pójdziemy do niego? - Pyta.
- Ja pójdę... ty się już połóż. Chodź, pokażę Ci gdzie będzie twój pokój. - Wstaję, biorę dwie wielkie torby i dźwigam je na górę. Kątem oka zauważam ,że Lily wzięła jedną małą walizkę. Prowadzę ją do pokoju zaraz koło naszej sypialni.
Dziewczynka kładzie swoją walizkę przed łóżkiem po czym dosłownie rzuca się na łóżko.
- Ten pokój ma własną łazienkę. Wiem ,że nie jest tu zbyt czysto ale musisz mi to wybaczyć. Gdybym wcześniej wiedziała o tym ,że będziesz u nas mieszkać to wysprzątałabym tu. Jutro jak wstaniesz to z Peetą weźmiemy się za sprzątanie. W łazience to w ogóle dziesięciocentymetrowa warstwa kurzu jest więc radzę Ci korzystać z tej na korytarzu. - Śmieję się cicho. - Jak nie będziesz mogła zasnąć czy miała jakieś koszmary to zawsze możesz przyjść do naszej sypialni. Zaraz przyniosę Ci szczotkę i zrobimy coś do jedzenia lub picia. Wiem ,że to niezdrowe podjadać prawie w nocy ale cóż, nie wolno kłaść się spać gło... - I w tym momencie orientuję się ,że Lily śpi. No super... ja tu swój monolog wygłaszam a ona zasnęła. Cóż... z szafy wyciągam koc i przykrywam ją. Wychodzę z jej pokoju i idę do naszej sypialni. Staram się cicho wejść do pomieszczenia ,ponieważ Peeta już chyba śpi. Tak jak myślałam - mój ukochany śpi wtulony w poduszkę z lekkim uśmiechem. Wygląda tak słodko ,że mimowolnie sama się uśmiecham. Podchodzę do komody i wyciągam z niej koszulę nocną. Kieruję się do łazienki by wziąć szybki prysznic. Po prysznicu który trwał może z 5 minut, rozczesuję włosy, związuje je w warkocza i idę do sypialni. Wślizguję się pod kołdrę i przytulam do pleców blondyna. Peeta momentalnie się odwraca i mocno mnie przytula.
- Przepraszam. - Szepcze w moje włosy.
- Jaki jest powód tych przeprosin? - Głaszczę go po karku.
- Niepotrzebnie się denerwowałem. - Chowa twarz w mojej szyi.
- Kochanie, przecież nie jesteś pierwszą osobą na świecie która się denerwuje. - Całuję go w skroń.
- Myślisz ,że twoja mama jest na mnie zła? - Cały Peeta, martwi się o wszystko i o wszystkich.
- Myślę ,że była za bardzo zajęta by odczuwać jakiekolwiek uczucia. - Szepczę.
- Kocham Cię, wiesz? - Całuje mnie w szyje.
- Wiem, ja Ciebie też kocham. - Szeroko się uśmiecham. Do pokoju wchodzi ubrana w piżamkę Lily.
- W tamtym pokoju nie da się spać, za dużo kurzu jest. Mogę dziś spać z wami? - Pyta cicho.
- Jasne, chodź. Jutro wysprzątamy tamten pokój. - Śmieję się cicho. Blondyn niechętnie odsuwa się ode mnie robiąc miejsce dla Lily. Dziewczynka nieśmiało wchodzi na łóżku i się kładzie pomiędzy mną a Peetą.
- Katniss, tak właściwie to kim ty dla mnie jesteś? Bo skoro ciocia mnie adoptowała a ty jesteś jej córką to jesteś dla mnie... - Lily patrzy na mnie pytająco dając mi znak ,że to ja powinnam dokończyć to zdanie.
- Siostrą. Można powiedzieć ,że jestem twoją siostrą. - Ciepło się do niej uśmiecham i głaszczę ją po głowię. Kątem oka zauważam Peete uważnie przyglądającego się mi i Lily.
- W takim razie mam najlepszą siostrę na świecie. - Mocno się we mnie wtula. Blondyn cały czas na nas patrzy. Posyła mi szeroki uśmiech. Wpatrując się w chłopaka i przytulając Lily, zasypiam.