czwartek, 1 października 2015

Rozdział 70 "Szare oczy ze Złożyska"

Piątek - Rozdział
Jest już grubo po dwudziestej czwartej. Effie około dwóch godzin temu poszła z dziewczynkami i synkiem Annie do swojego domu. Haymitch uparł się ,że jako ,że jest najstarszy to musi zostać tu do końca imprezy i pilnować imprezy. Johanna upiła się... sokiem (Oczywiście), siedzi na kolanach Peetera i całuje się z nim. W przerwach od pocałunku wyznaje mu szaleńczą miłość. Lekko pijana Annie siedzi koło mocno pijanego Paula i starają się rozmawiać na ważne tematy. Delly była zmęczona i położyła się w pokoju gościnnym w moim domu. Ku mojemu zdziwieniu nawet Peeta się upił. Siedzi oparty o moje ramie i śpiewa jakieś piosenki. Śpiew to za dużo powiedziane, blondyn dosłownie leży na mnie i nuci jakieś bliżej mi nieznane piosenki.
Ja chyba najmniej wypiłam... może inaczej, ja jestem najbardziej trzeźwa. Znając życie to właśnie mi przypadnie zaszczyt gaszenia ogniska. 
- Kaatniss, skarbie! Ja wiedziałem ,że wcześniej czy później zmądrzejesz! Jestem z Ciebie taaaaaki dumny! - Bełkot Haymitcha słychać gdzieś za moimi plecami. Odwracam się i widzę Abernathego z jakimś alkoholem w ręce, podpierającego się o drzewo.
- Dzięki za szczerość. - Wzruszam ramionami. 
- Ee, Abernathy! Koniec imprezy, idziesz do domu. - Johanna wstaje i ku mojemu zdziwieniu nie bełkocze ani nie idzie chwiejnym krokiem. 
- Nie, ja się jeszcze dobrze nie zabawiłem! - Mentor usiłuje podejść do mnie i Peety i upada na ziemie razem z butelką alkoholu. 
- Możecie tu zostać, ja śpię dziś z Katniss. - Blondyn bełkocze i wtula się we mnie. 
- Mellark i Everdeen, Odair i ja śpią u Katniss, reszta zostaje tu albo idzie gdzie chce. - Johanna pomaga wstać Haymitchowi i zaprowadza go do domu Peety, reszta idzie za nimi. Ja gaszę ognisko i pomagam Mellarkowi i Annie dojść do mojego domu. Gdy jesteśmy już przy moim domu, Peeta wyrywa mi się i wbiega do mojego mieszkania. Nie mam pojęcia co mu się stało ale znając życie dowiem się jak tylko wejdę do środka. Annie mimo ,że jest pijana idzie samodzielnie i w miarę prosto. 
- Gdzie Mellark? - Dobiega do nas Johanna. 
- Ty nie byłaś pijana? - Pytam zdziwiona.
- Ja mam mocną głowę. - Puszcza mi oczko.
- Czyli nie byłaś pijana jak całowałaś Peetera? - Bełkocze Annie.
- Ty było dawno i nie prawda. Do domu już! - Krzyczy po czym biegnie do naszego domu. 
Nie komentujemy już zachowania Johanny tylko posłusznie idziemy. 
Annie kładzie się na kanapie a Johanna znika w swoim pokoju. Ja nie zasnę dopóki nie dowiem się gdzie podział się Peeta dlatego zaczynam go szukać. Nie wiem dlaczego wydaje mi się ,że jest w łazience. Moje poszukiwania zaczynają się od owego pomieszczenia. 
Cicho pukam - nic. Pukam jeszcze raz. - nic. W końcu otwieram drzwi i moim oczom ukazuje się Peeta wstający z podłogi i spuszczające wodę w kiblu. Blondyn nie wygląda najlepiej. Jest lekko zielonkawy i ma posklejane włosy na czole. 
- Wszystko dobrze, kochanie? - Pytam z troską. Podchodzę do Peety i odgarniam mu włosy z czoła.
- Wiesz... tak w sumie to nie najlepiej. - Bełkocze. 
- Może lepiej się połóż. - Głaszczę go po policzku.
- To chyba nie najlepszy pomysł. - Chłopak szybko się ode mnie odsuwa i zwraca zawartość swojego żołądka do toalety. Szkoda mi go, raz od dłuższego czasu się napił i od razu alkohol daje się we znaki. 
- To... ty tu poczekaj a ja pójdę zobaczyć czy nie mam jakiś leków na wymioty. - Głaszczę go po głowie i wychodzę z łazienki. Idę do pokoju Johanny ,ponieważ to ona wie gdzie wszystko w tym domu się znajduje. Cicho otwieram drzwi i wchodzę do środka. Johanna leży na łóżku i czyta książkę. Czy ta kobieta nie była przypadkiem pijana?!
- Mamy może coś na wymioty? - Pytam.
- Pod moim łóżkiem jest apteczka, sprawdź. Czyżby nasz bąbelek miał rzygową noc? - Dziewczyna szeroko się uśmiecha. Sięgam po apteczkę i ją otwieram. Jest tu magiczne coś na ból brzucha, głowy, jakieś mazidła ale nie ma nic na wymioty. 
- Nie ma, czekaj... co u ciebie robi apteczka? - Patrze na nią jak na idiotkę.
- Przez skrzeczący głosik Susan dostawałam migreny, musiałam sobie jakoś radzić, nie? - Ręką wskazuje na drzwi. Rozumiem ten cenny przekaz, mam wyjść. Wracam do łazienki w której jest Peeta. Biedak siedzi na podłodze przez kiblem. Wygląda już trochę lepiej ale nadal kiepsko. 
- Nie mamy nic na wymioty. - Mówię ze smutkiem. Blondyn będzie musiał się jeszcze pomęczyć.
- Nigdy więcej nie wezmę alkoholu do ust. - Krzywi się.
- Jutro będziesz się już dobrze czuć. - Podchodzę do ukochanego i delikatnie całuję go w policzek. Postanawiam zrobić blondynowi kąpiel. Nie wiem jak ale może pomoże mu to. Podchodzę do wanny i puszczam wodę. 
- Będziesz się kąpać? - Pyta.
- Nie, ty będziesz. Nie wiem jak ale może ci to pomoże. - Ciepło się do niego uśmiecham. 
- Dziękuje, kochanie. - Peeta podchodzi do mnie i przytula od tyłu. Wtulam się w jego silne ręce i wlewam płyn o zapachu pomarańczy do wanny. Po paru minutach kąpiel jest gotowa. Blondyn się rozbiera i wchodzi do wanny a ja wychodzę z łazienki. 
*Ranek*
Budzi mnie słońce przedostające się przez firanki. Spoglądam na śpiącego Peete. Jest już z nim o wiele lepiej niż było w nocy. Nabrał już kolorów i teraz śpi wtulony w poduszkę. Z tego co wiem Peeta położył się spać o świcie. Gdy on brał kąpiel ja się położyłam na łóżku i jakoś tak się stało ,że zasnęłam. Jak wchodził do łóżka to mnie obudził i tak mi się zdaje ,że świtało. Spoglądam na zegarek - jest już jedenasta. Staram się wstać z łóżka tak by nie obudzić Peety, niestety nie udaje mi się. Chłopak delikatnie łapie mnie za rękę.
- Gdzie idziesz? - Pyta zaspanym głosem. 
- Na dół, kochanie. Prześpij się jeszcze. - Całuję go w czoło.
- Chyba już nie zasnę. - Siada na łóżku i uważnie mi się przygląda.
- W takim razie... przynieść ci coś? Kawę, herbatę? - Ciepło się uśmiecham.
- Pójdę z tobą. - Chłopak wstaje z łóżka i zakłada spodnie. W objęciach schodzimy na śniadanie. 
Annie i Johanna siedzą przy stole i jedzą śniadanie. Jeżeli dobrze widzę, rudowłosą męczy kac. Siedzi przy stole z grymasem na twarzy i spuszczoną głową. Johanna za to z szerokim uśmiechem na ustach je kanapki. 
Biedna Annie, przy Johannie nie da się leczyć kaca. Jeżeli Mason zobaczy ,że ktoś ma kaca, nie potrafi mówić cicho tylko gada na cały głos. Swoją drogą nie wiedziałam ,że czerwonowłosa ma tak mocną głowę do alkoholu. 
Siadam koło Johanny i podkradam jej jedną kanapkę.
- No i co ty robisz, ciemna maso? To są moje prywatne kanapki! - Dziewczyna robi śmieszną minę czym mnie rozbawia.
- Oj wybacz, jaśnie Pani. Mam paść na kolana i przepraszać? - Robię smutną minę. 
- Tym razem Ci daruję. - Wystawia język w moim kierunku. - Zarzygany Peeta Mellark wita nas topless. - Dziewczyna szeroko się uśmiecha. 
- Jak zarzygany? - Pyta zdezorientowany.
- No a kto rzygał całą noc, ty czy ja? 
- Daj ty mi święty spokój. - Zrezygnowany siada obok mnie i obejmuje ramieniem. 
Śniadanie mija nam w raczej miłej atmosferze. Johanna zadręcza nas informacjami o kacu oraz o swoich byłych. Dowiedziałam się ,że było ich około piętnastu, a to tylko przez ostatnie trzy lata. Peeta podczas jej opowieści położył głowę na moim ramieniu i zasnął. Annie w końcu się "ożywiła" i zaczęła opowiadać o Willu. Konkretnie o jego pierwszych słowach i krokach. Żałuję ,że nie słyszałam jego pierwszych słów i nie widziałam pierwszych kroków. Może uda mi się jakoś nadrobić te stracone chwile przez następne lata kiedy Annie będzie mieszkać ze swoim synkiem w dwunastce. 
Rozmawiamy jeszcze przez dobre dwie godziny. W między czasie zadzwoniła do nas Delly i pochwaliła się ,że już ustalono termin porodu. Jest on 21 lutego. 
W końcu przyszedł czas na obudzenie Peety. Delikatnie potrząsam jego ramieniem. Chłopak się od razu budzi i mocno do mnie przytula. 
- Co ty się tak do niej tulisz? Aaa... już wiem. - Johanna wymownie rusza brwiami. 
- Mam Ci przypomnieć twoje wczorajsze tulenie się do mojego brata? - Chłopak lekko się uśmiecha.
- Nie trzeba bąbel. - Dziewczyna puszcza mu oczko
Rozmowę przerywa pukanie do drzwi. Drzwi otwieram ja. Moim oczom ukazuje się Susan z wysokim, brązowookim szatynem. Brązowe oczy ze Złożyska patrzą się w moje a ja czuję ,że nogi się pode mną uginają.

8 komentarzy: