środa, 14 października 2015

Rozdział 78 "Przyjaciel"

8 komentarzy - Nowy rozdział
*Oczami Katniss*
Dwa groby dalej od grobu rodziny Peety stoi Adam Telis. Adam był przyjacielem Gale przed 74-tymi Głodowymi Igrzyskami. Tak mi się wydaje ,że po moim powrocie z igrzysk już ze sobą nie rozmawiali. A co więcej, chyba byli ze sobą pokłóceni. Bardzo lubiłam tego chłopaka niestety nie spotykaliśmy się często. Jest synem szwaczki - jedynej w tym dystrykcie przed rebelią. Jego ojcem jest mężczyzna z Miasteczka a matką kobieta ze złożyska. Zawsze w szkole wyróżniał się tym ,że miał szare duże oczy i blond włosy. Był tematem numer na przemian z Peetą u dziewczyn z mojej klasy. Od kąt pamiętam wkurzała mnie ich paplanina, nigdy nie wiedziałam co oni w nich widzą. Jednak teraz gdy jestem starsza, potrafię już zauważyć co one w nich widziały.
Puszczam rękę ukochanego i biegnę do chłopaka przy grobie. Mężczyzna mnie zauważa i szeroko się uśmiecha. Wpadamy sobie w ramiona i mocno się przytulamy. 
- Witaj, Jagódko. - Szepcze Adam. Raz poszedł ze mną i Gale'm na polowanie. Zauważyłam krzak jagód i ogołociłam go całego z owoców. Gdy doszliśmy nad jezioro zaczęłam je zachłannie jeść i jakoś szczególnie nie chciałam się nimi dzielić. Miałam wtedy może 13 lat. Od tamtego momentu jestem nazywana przez Adama jagódką. 
- Cześć. - Odszeptuję. Słyszę za sobą chrząknięcie, dlatego odsuwam się od chłopaka. Peeta stoi obok nas z rękoma głęboko wciśniętymi w kieszenie. Zawsze tak robi gdy się denerwuje. - Peeta, to jest Adam, kolega Gale. Adam, to jest Peeta, mój chłopak. - Mówiąc ostatnie słowa, rumienię się jak głupia. 
- Miło mi poznać. - Telis wyciąga rękę do blondyna a ten niechętnie ją ściska. - Nie sądziłem ,że jagódka się kiedyś z kimś zwiąże. - Śmieje się cicho. 
- Niby czemu miałaby się z nikim nie związywać? - Warczy mój ukochany. 
- Zawsze taka niedostępna była i nigdy nie miała czasu na randki. - Chłopak ciepło się uśmiecha. 
- No popatrz, jednak jest ze mną. Zaraz... jakie randki? - Niebieskooki piorunuje mnie wzrokiem.
- Chłopie, ty wiesz ile musiałem się nagimnastykować żeby poszła ze mną na randkę? Nie zliczę ile razy mi odmówiła. - Adam wybucha śmiechem. 
- To nie była randka, poza tym był z nami Gale. - Lekko się uśmiecham. 
- Uznajmy ,że to była randka a przybłęda Gale się do nas przyczepił. - Chłopak puszcza mi oczko.
- Nie, to nie była żadna randka. - Wystawiam język w jego stronę i podchodzę do Peety. Mój ukochany od razu mocno mnie obejmuje ramieniem. Wciskam jedną rękę w tylną kieszeń od jego spodni. Blondyn kładzie swoją głowę na moją. 
- A tak właściwie to co tu robicie? - Chłopak lekko się uśmiecha.
- Przyszliśmy odwiedzić grób moich rodziców i Paula. - Mocniej mnie przytula.
- Przepraszam... myślałem ,że nadal pracują w piekarni. - Adam jest zakłopotany.
- Pracowali jeszcze dwa tygodnie temu. Nie słyszałeś o wybuchu? - Warczy.
- Nie... nic nie słyszałem. Wczoraj wróciłem z Kapitolu. - Chłopak jakoś dziwnie cały czas zerka w prawo. Podążam za jego wzrokiem i widzę Petera. Mellark idzie w naszym kierunku.
Lepiej żeby Peeta go nie zauważył... jest nieźle wkurzony więc na pewno nie wyszłoby z tego nic dobrego. Mocniej wtulam się w blondyna. - A co u twojego brata? - Pyta.
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to. Ja nie znam jego a on nie zna mnie. - Mówi stanowczo.
- Może... pójdziemy do kawiarni czy coś na kawę? - Pytam chcąc zmienić temat.
- Dopiero tu przyszliśmy. - Peeta mierzy mnie wzrokiem.
- Tak ale... jest mi zimno a jak dalej tak pójdzie to zamarznę. - Uśmiecham się dumnie ,że udało mi się wybrnąć.
- No nie... jeszcze tego tu brakowało. - Warczy i wskazuje głową na idącego w naszym kierunku brata.
- Myślę ,że pójście do kawiarni to dobry pomysł. - Adam uważnie przygląda się mojemu ukochanemu.
- Jak chcecie to idźcie, ja nie zamierzam nigdzie pójść. - Chłopak chce odejść ale mocno go trzymam. - Katniss puść mnie, chce iść do domu a ty nie możesz mi tego zabronić - Wyrywa mi się i odchodzi.
- Co mu się dzieje? - Adam wydaje się zamyślony.
- To pewnie przez stres... ostatnio sporo się go najadł. - Szczerze mówiąc sama nie wiem co mu się stało. Nigdy się tak nie zachowywał... nawet gdy był zły.
- Jagódko, muszę jeszcze załatwić coś na mieście, jak chcesz to możemy się później spotkać. - Chłopak ciepło się uśmiecha.
- Chcę, to do zobaczenia. - Przytulam go i odchodzę. Moje myśli wciąż krążą wokół zachowania Peety. Może... on po prostu był zazdrosny?
*Oczami Peety*
Idę do Wioski Zwycięzców a konkretnie do Haymitcha. Jestem nieźle wkurzony, mam nadzieję ,że Abernathy ma coś mocnego w barku. Mogę się założyć ,że Katniss spotykała się z Adamem. I to jego "Jagódko", no matko rzygać się chce. A podobno Katniss nie miała czasu na miłości.
Do domu Haymitcha wchodzę bez pukania. Mia pewnie poszła się bawić z Lily dlatego nie muszę się obchodzić z drzwiami jak z jajkiem.
- Haymitch! - Krzyczę.
- Czego się drzesz. - Mentor schodzi po schodach.
- Masz jakiś alkohol? - Pytam bez ogródek.
- No coś tam mam. - Mężczyzna idzie do salonu i otwiera barek. - Mam... bimber, piwo, wino, wódkę... co wybierasz? - Mówi nie odrywając wzroku od alkoholi.
- Wódka. - Siadam wygodnie na fotelu. Haymitch podaje mi kieliszek i wódkę. Nie trudzę się z nalewaniem alkoholu do kieliszka i piję z butelki.
- Chłopie, w takim tempie będziesz pijany do popołudnia. - Cicho się śmieje.
- Słuchaj... myślisz ,że Katniss mnie jeszcze kocha? - Mamroczę.
- Ty głupi jesteś czy od wódki ci już się w głowie przewraca? Przecież od was na kilometr śmierdzi miłością. - Wybucha śmiechem.
- To nie jest śmieszne. Dziś jak byliśmy na cmentarzy to parę grobów dalej stał jej były przyjaciel A.. Arnold... Adam czy jakaś Anastazja. - Cedzę przez zaciśnięte zęby.
- To był facet czy jakaś kobitka? - Mentor patrzy na mnie jak na idiotę.
- Facet... taki dryblas.
- I on miał na imię Anastazja, tak? - Duka przez śmiech.
- Ty głupi jesteś? Przecież mówię ,że facet. - Warczę.
- Dobra... i co z tą Anastazją? - Śmieje się.
- Katniss do niego podbiegła, rzuciła się mu w ramiona i coś do siebie szeptali. - Cedzę przez zaciśnięte zęby.
- I w czym problem? - Mentor śmieje się w niebo głosy.
- No przecież mówię, rzuciła się w jego ramiona i zaczęli coś do siebie szeptać! - Wrzeszczę.
- Uspokój się. - Mężczyzna poważnieje. - Tobie chyba już starczy. - Abernathy podchodzi do mnie i wyrywa alkohol.
- Mogę dziś u was spać? - Mamroczę.
- No jak już musisz... ale najpierw zadzwoń do Katniss i ją o tym poinformuj bo ziemię i niebo poruszy żeby Cię znaleźć. - Haymitch z kieszeni wyjmuje telefon i podaje mi go. - Albo lepiej sam do niej zadzwonię... lepiej żeby nie słyszała Cię takiego nachlanego. - Wyrywa mi telefon i wychodzi z pokoju. Po jaką cholerę mam się jej tłumaczyć skoro nie powiedziała mi nic o tym... Adamie? Pewnie teraz są w naszym domu i... Katniss mnie z nim zdradza. Są teraz w naszej sypialni i się zabawiają. Jak ja mogłem być tak głupi by uwierzyć jej w te bezsensowne wyznania miłości?!
*Oczami Haymitcha*
Katniss niezłą awanturę mi zrobiła ,że Peeta nie wraca na noc bo śpi u mnie. Piszczała ,że on nie ma odwagi do niej zadzwonić czy coś w tym stylu. Matko... ta to ma hece.
Słyszę głośny huk który dochodzi z salonu. Jak poparzony rzucam telefon na ziemię i tam biegnę. Moim oczom ukazuje się Peeta rozbijający wszystko co znajdzie się w barku i miotający talerzami.
- Matko, Mellark uspokój się! - Wrzeszczę.
Chłopak mnie ignoruje i nadal rozwala wszystko co stoi na półkach. Effie zbiega z góry i z przerażeniem patrzy na Peete.
- Haymitch zrób coś! - Moja ukochana chowa się za mną. Mellark właśnie wrzucił wszystko ze stołu i zaczął walić w niego pięścią. - To jest mahoń! - Skrzeczy Effie.
Podbiegam do chłopaka i go obezwładniam. Peeta szarpie się jeszcze przez jakiś czas. Effie jako ,że jest niecierpliwą kobietą pobiegła po leki uspakajające i na siłę wcisnęła mu je do buzi. Gdy mam już pewność ,że chłopak nie będzie szalał, kładę go na sofie.
- Haymitch i co ja teraz mam zrobić?! Stłukł moje najdroższe talerze i miski, nie ma takich drugich na sklepie! - Moja narzeczona klęka na ziemi i stara się jakoś ułożyć kawałki talerzy ze sobą. Effie od dzieciństwa kolekcjonuje różne talerze z nadrukami. Od czasu jej przeprowadzki do mnie stały na półce w salonie... aż do dzisiaj.
- Effie, nie to jest teraz najważniejsze. On - Wskazuję ręką na Peete śpiącego na kanapie. - Miał chyba atak. - Na te słowa Effie wybucha głośnym śmiechem.
- To nie możliwe, przecież nie miał ich od dłuższego czasu.
- To jak wyjaśnisz to ,że rozwalił nam salon? - Warczę
- Może po prostu się zdenerwował? - Kobieta idzie do kuchni i przychodzi z wielkim czarnym workiem.
- Co ty go chcesz zabić i schować w tym worku? - Śmieję się.
- Muszę to posprzątać a nim się tak nie martw, niedługo też wyląduje w czarnym worku! - Prycha. Klęka na ziemi i zaczyna sprzątać.
*Oczami Katniss*
Jestem wściekła na Peete. Zachowuje się jak małe, obrażone dziecko które chce spać u dziadków bo jest złe na rodziców. Nie ma nawet odwagi do mnie zadzwonić i poinformować o tym ,że nie wróci na noc. Skoro on dziś nie zamierza wrócić do domu to ja nie zamierzam siedzieć tu do końca dnia sama. Wybieram numer do Adama i dzwonię do niego.
- Witaj, Jagódko. - Odbiera niemal od razu.
- Cześć! Adam, masz może czas się spotkać? - Pytam nieśmiało.
- Dla Ciebie zawsze. - Śmieje się.
- W parku za piętnaście minut? - Lekko się uśmiecham.
- Jasne, czekam Jagódko. - Nasza rozmowa dobiegła końca. Nawet jeżeli Peeta jest o niego zazdrosny to nie ma powodu. Adam jest dla mnie jak starszy brat nie potrafiłabym z nim być.
Zakładam na siebie kurtkę i wolnym krokiem idę do parku. Dojście tam takim wolnym spacerkiem na pewno zajmie mi dobre dwadzieścia minut.
Na miejsce docieram spóźniona o dziesięć minut. Adam na mój widok wybucha głośnym śmiechem.
Patrzę na niego zdezorientowana.
- Nadal masz dar spóźniania.. - Ze śmiechem podchodzi do mnie i całuje w policzek. Siadamy obok siebie na ławce. Zawsze jak miałam się z nim spotkać - spóźniałam się.
- Mieszkałeś w Kapitolu? - Pytam cicho nie wiedząc jak zacząć rozmowę.
- Tak, po rebelii zamieszkałem w Kapitolu z siostrą. Rodzice umarli podczas bombardowania. - Chłopak uważnie mi się przygląda.
- Ty masz siostrę? - Pytam zszokowana. Zawsze myślałam ,że jest jedynakiem. Adam wybucha śmiechem.
- Pamiętasz tą rudą dziewczynę z którą czasem rozmawiała twoja siostra? - Fakt, była taka jedna. Z tego co wiem była starsza od Prim o rok.
- O ile to ta o której myślę to tak. Ale przecież ona była jedynaczką.
- To moja młodsza siostrzyczka, wiesz jak to jest. Rodzeństwo rzadko kiedy się do siebie przyznaje. - Chłopak ciepło się uśmiecha.
- O tym ,że Prim i ja byłyśmy siostrami wiedział każdy. - Lekko się uśmiecham na wspomnienie o mojej siostrze.
- Wy byłyście inne... w dobrym tego słowa znaczeniu. Zawsze nawzajem się chroniłyście i dbałyście o siebie. Nie jedno rodzeństwo chciałoby być na waszym miejscu. Wiesz... Chloe była bardziej zamknięta w sobie... mało co o niej wiedziałem. W sumie poza jej imieniem, nazwiskiem, datą urodzenia i miejscem zamieszkania nie wiedziałem o niej nic. Ze wszystkimi problemami radziła sobie sama, albo płakała po kątach i nic nikomu nie mówiła o powodzie płaczu. Nasze rozmowy ograniczały się tylko do życzeń w święta i na urodziny. - Wbił wzrok w jezioro przed nami.
- Dziwnie bym się czuła gdyby Prim nic mi o sobie nie mówiła. Mieszkałabym z osobą o której nie miałabym bladego pojęcia. Mam pytanie... tylko nie obraź się, dobrze? - Ostatnie zdanie wypowiadam szeptem.
- Dobrze. - Lekko się uśmiecha.
- Wydaje mi się ,że Chloe była wyczytana na dożynkach. Chyba ,że to była inna dziewczyna o tym samym imieniu. - Mówię cicho.
- Masz rację, była. Zgłosiła się za nią Daria, nasza siostra. - Mówi smutno. Miał dwójkę rodzeństwa o której nie miałam pojęcia.
- Ale dwunasty dystrykt nie miał zwycięzcy o im... ooo. - Czemu nie mogłam ugryźć się w język! Zerkam zawstydzona na chłopaka.
- 73 Głodowe Igrzyska... miała piętnaście lat. Nie mogłem zrobić nic by ją uratować. - Mówi to tak cicho ,że niemal go nie słyszę. Nie odpowiadam... nie da się dobrać odpowiednich słów. Przynajmniej ja nie potrafię. - Ale na szczęście już nie ma Snowa i nie ma Głodowych Igrzysk. Teraz Chloe i wszystkie inne dzieci są bezpieczne.
- Masz rację. Miejmy nadzieję ,że to bezpieczeństwo zostanie z nami jeszcze przez wiele lat. - Ciepło się do niego uśmiecham.
- Dokładnie. - Chłopak odwzajemnia uśmiech. - Jak ci się układa z Peetą?... Znaczy nie chcę być wścibski czy coś. - Mówi niepewnie.
- Nie jesteś wścibski, w końcu to normalne ,że pytasz się jak mi się w życiu układa. Z Peetą układa mi się bardzo dobrze, ostatnio miał chwilę załamania ale już jest lepiej. - Lekko się uśmiecham.
- To dobrze. Jesteście już małżeństwem, macie dzieci? Ostatnio jak się widzieliśmy mówiłaś ,że ani ci się śni mieć dzieci ale w końcu kobieta zmienną jest. - Delikatnie mnie szturcha.
- Małżeństwem nie jesteśmy a moje zdanie co do dzieci się nie zmieniło. - Cicho się śmieję. - A ty? Znaczy... ustatkowałeś się?
- Nie... jakoś nie mam szczęścia do kobiet. - Na jego twarzy pojawia się grymas. - Peeta ma wielkie szczęście. - Nie czułabym się dziwnie gdyby nie jego ciepłe i miękkie usta.


12 komentarzy:

  1. Superr !! Extra ! Mega

    OdpowiedzUsuń
  2. Supppper :-) :-) czekam na następny tylko niech Peeta nie wścieka się na Katniss za ten pocałunek Adama. :-S :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś wewnętrznie czułam że ten rozdział skończy się ich pocałunkiem czekam na nexta ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Zabijemy cie! (Johanna już wyciąga nóż:-P )

    OdpowiedzUsuń
  5. Super !! Ale niech sie pogodzą !! Bo inaczej bedzie zle !!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ever !! Czekam na nastepny oby szybko !!

    OdpowiedzUsuń
  7. Oo nie Katniss i Peeta znowu sie kloca? Pogodz ich! :* a ten pocałunek skojarzyl mi sie z galem :o a moze to on go naslal xd ~ Natasza

    OdpowiedzUsuń
  8. Będzie dzisiaj rozdział ??

    OdpowiedzUsuń