piątek, 2 października 2015

Rozdział 71 "Kłótnie"

Rozdział - Jutro. Zapraszam na bloga Zwariowana xD <Klik>
Peeta mnie podtrzymuje i wymienia wrogie spojrzenie z Galem. Susan zachowuje się jakby tego nie zauważyła, stoi przede mną z szerokim uśmiechem trzymając swojego "Przyjaciela" za rękę. Johanna wybiega zza naszych pleców, odpycha mnie i Peete i uderza szatyna z pięści w twarz. Gale pozostaje nie wzruszony tym ,że przed chwilą został uderzony. Patrzy się w moje oczy pustym wzrokiem.
- Johanna, zwariowałaś? - Krzyczy Susan.
- Nic mi nie jest. - Gale obejmuje ramieniem dziewczynę i uspokaja. - Dziękuję za miłe powitanie. - Pociera bolący polik w który dostał od Johanny. Czerwonowłosa kładzie ręce na biodra wyraźnie dumna z siebie. 
- Wiesz, ręka mnie świerzbiła. W sumie to jeszcze świerzbi, powtórzyć? - Dumnie się uśmiecha i odchodzi. 
- Johanna, jak ty się zachowujesz?! Czy ja biję twoich chłopaków? - Susan wydziera się na całe gardło. 
- Ja nie mam takich poje***ch chłopaków! - I tak rozpętała się kłótnia po między Susan a Johanną. W pewnym momencie czerwonowłosa uderza z otwartej ręki Susan w twarz. Gale chciał powstrzymać Mason od kolejnego ciosu i dostał ponownie w twarz. Oczywiście jako ,że szatyn jest facetem, kobiety nie uderzy dlatego wycofał się z pola bitwy. Sus zaczęła ciągnąć Johannę za głosy za to czerwonowłosa zwaliła ją ze schodów. Dziewczyna pociągnęła za sobą Mason i teraz obie tarzają się po ziemi. Dziewczyny kładą się obok siebie i wybuchają śmiechem.
- Johanno, przypomnisz mi o co się pobiłyśmy? - Susan duka przez śmiech.
- Coś tam było chyba o Gale'u a potem to ja już sama nie wiem. - Rechocze czerwonowłosa. 
- I po co to wam było? - Pytam z lekkim uśmiechem.
- Pomóż mi ktoś wstać. - Johanna unosi ręce do góry nadal się śmiejąc. Podchodzę do dziewczyny, chwytam ją za ręce i ciągnę. Gale pomaga wstać Susan. Wszyscy wchodzimy do domu. 
Siedzimy w kuchni i pijemy herbatę. Cisza która tu panuje jest przytłaczająca. Siedzę koło Peety który patrzy się wilkiem na Hawthorna. 
- W jakim celu tu przyjechaliście? - Ciszę przerywa Annie.
- Chciałem was przeprosić a Susan chciała się z wami zobaczyć. - Wyjaśnia Gale.
- Jasne... bo uwierzę ci w te twoje przeprosiny. - Warczy Peeta.
- Nie chcę przepraszać Ciebie. - Kpiny w głosie Hawthorne aż trudno nie zauważyć. - Chcę przeprosić Kotną i Johanne. 
- Susan, dlaczego nie dzwoniłaś? - Pytam.
- Wiesz... jakoś nie miałam czasu. - Dziewczyna się ciepło uśmiecha.
- Gdzie zostawiłeś swoje rodzeństwo, Hawthorne? - Pyta Johanna.
- Naszą sąsiadką jest sympatyczna kobieta która zaproponowała nam pomoc w opiece nad Posy, Rorym i Vickiem. - Susan wtula się w swojego ukochanego.
- Czyli tak po prostu zostawiłeś swoje rodzeństwo obcej babie, tak? - Cedzi przez zaciśnięte zęby Peeta.
- Nie "obcej babie" jak to ładnie ująłeś tylko starszej, sympatycznej kobiecie którą znam od paru miesięcy. - Odpowiada spokojnie brązowooki.
- Mam ci gratulować znajomości z jakąś staruszką? Nawet nie wiesz czy umie się zajmować dziećmi. - Peeta mocno ściska moją dłoń.
- A co ty wiesz o rodzicielstwie? Nigdy dziecka w rękach nie miałeś i pewnie nie będziesz. Nie wiem po co związałeś się z Kotną sporo ona nie chce mieć dzieci a ty przecież pragniesz mieć wielką rodzinę. - Warczy.
- Myślisz ,że chcę być z nią tylko dla dzieci?! - Wrzeszczy
- Teraz jak tak patrzę to nie wiem co ty w niej widzisz. Tu i ówdzie jej skóra jest różowa, włosy to ona ma chyba wszędzie a i mądrością nie grzeszy. - Chłopak ironicznie się uśmiecha.
- Zamknij się, co?! Jakim ty prawem ty się o niej tak wyrażasz?! - Blondyn wali ręką w stół.
- Panem to teraz wolny kraj, mogę mówić co mi się tylko podoba. Tak w sumie to jesteście siebie warci, jedno i drugie urodą i mądrością nie grzeszy. Gdyby ktoś Kotną napadł to ty nawet obronić byś nie umiał, no chyba ,że waliłbyś go bochenkiem chleba w plecy. - Szatyn cicho się śmieje.
- Hawthorne i Susan wychodzą! - Wrzeszczy Johanna.
- Jakim ty prawem mi rozkazujesz? - Warczy Gale.
- Sporo żeś taki mądry jest to pie***l sobie poza domem. Wyjdziesz sam czy znowu mam ci przywalić?! Wiesz coś ostatnio ręka mnie świerzbi. - Mason ostatnie zdanie wypowiada słodko.
- Susan, idziemy. - Szatyn ciągnie ją do drzwi. - Banda idiotów. - Wrzeszczy gdy wychodzi. Oczywiście gdyby Johanna nie pomogła mu wyjść nie byłaby sobą. Biegnie do przedpokoju po czym siłą wyrzuca Gale z domu. 
Ten dzień nie będzie należał do przyjemnych. Johanna znając życie będzie przeżywać odwiedziny Gale i Susan już do końca dnia. Szczerze mówiąc to nie wiem po co Hawthorne tu przyjechał. Niby chciał nas przepraszać ale wynikła z tego jedna wielka wymiana zdań.
Annie poszła do Effie po Willa i przy okazji opowiedzieć dzisiejsze odwiedziny. Johanna uznała ,że nic tu po niej i poszła się przejść. Ja i Peeta leżymy w moim łóżku wtuleni w siebie. Co jakiś czas wymieniamy pocałunki i wyznajemy sobie miłość. Blondyn bawi się moimi włosami a ja kreślę mu "szlaczki" na torsie. 
- Wiesz... tak sobie myślę nad słowami Gale. Katniss... nie zmieniłaś zdania co do rodzicielstwa, prawda? - Pyta cicho. Od paru dni temat dziecka pojawia się codziennie. Mam już serdecznie dość tych pytań, "Katniss, chcesz mieć ze mną dzieci?", "Katniss, kiedy zgodzisz się na dziecko?" lub "Czy ty w ogóle myślisz o tym co ja czuję?". Ostatnie pytanie pojawia się zawsze kiedy mówię ,że nie chce mieć dzieci. Niedługo chyba dla świętego spokoju urodzę mu to dziecko.
- Peeta, rozmawialiśmy już o tym. - Wzdycham. 
- Wiem ale... - Urywa. Nie chcąc znowu wałkować tego tematu, namiętnie go całuję. Okazuje się to skuteczne ,ponieważ już nie zaczyna tego tematu. 
- Jutro, kochanie zabieram Cię na kolacje. - Szepcze mi do ucha. Przeszukuję pamięć w poszukiwaniu jakiegoś ważnego terminu który mi umknął. Peeta urodzin nie ma w październiku, ja też nie. Żaden z naszych bliskich pewnie też nie bo wtedy blondyn by zrobił kolację dla wszystkich. Rocznicy żadnej też nie mamy. Peeta chyba zauważa moją zdezorientowaną minę. - Nie Katniss, nie ma jutro żadnej ważnej daty ani nic takiego. Po prostu chcę zabrać moją najwspanialszą dziewczynę na kolacje. - W odpowiedzi namiętnie go całuję. 
- Katniss, jutro jedziemy z Effie, Mią, Lily i Johanną do Kapitolu! - Krzyczy Annie z dołu. Ruszać z łóżka się nie muszę ,ponieważ dziewczyna w mgnieniu oka zjawia się w mojej sypialni. 
- Po co mam jechać? Jutro mam kolację z Peetą. - Mówię zrezygnowana.
- Lily ma jutro urodziny, głuptasie. Kolacje możecie przełożyć, urodzin niestety się nie da. - Dziewczyna wskakuje na łóżko i kładzie się na nas.
- Gdzie Will? - Pyta Peeta.
- W swoim pokoju się bawi a Johanna siedzi u Peetera. - Annie szeroko się uśmiecha.
- Cieeszmy się z Małyych Rzeeczy! - Do domu wbiega uradowana Johanna. Dziewczyna ubrana w kurtkę i buty zjawia się w moim pokoju. - Nie uwierzycie! Ja i Peeter wróciliśmy do siebie! - Czerwonowłosa wskakuje na Annie która nadal leży na mnie i Peecie przez co jesteśmy "zgnieceni". 
- Złaźcie. - Blondyn zwala z nas dziewczyny. 
- Johanna, jutro jedziemy do Kapitolu. - Annie tryska radością.
- Jak to jedziemy? A nie lecimy? - Pyta zdezorientowana.
- Nie, Haymitch coś tam popsuł i teraz nie ma wolnych poduszkowców dlatego też jedziemy pociągiem. - Nie rozumiem radości rudowłosej. Osobiście jestem załamana faktem iż znowu mam wsiąść do tego pociągu który wiózł mnie do Kapitolu na Głodowe Igrzyska. 
- I z czego się tak cieszysz? - Warczy Johanna.
- Bo spędzimy ze sobą duużo czasu! A i Peeta, jedziesz z nami. - Z radości dostała wypieków.
- A ja tam niby po co? - Pyta zrezygnowany.
- Ktoś musi nam taszczyć torby, prawda? A na dodatek wiesz... gdyby Katniss chciała kupić sobie jakiś ciuszek albo dokupić bieliznę to ktoś musi jej doradzić, prawda? - Rudowłosa puszcza mu oczko. 
- W takim razie ja chętnie... znaczy... Jak już muszę to pojadę. - Mówi z lekkim uśmiechem. 
Lily swoje urodziny spędzi w pociągu. Podróż do Kapitolu zajmie nam dobre dwa dni co za tym idzie - dotrzemy tam dwa dni po urodzinach Lily. Chociaż znając dziewczyny, kupią jej jakiś tort czy coś. Mam tylko nadzieję ,że nie będzie to babeczka z świeczką. 

9 komentarzy: