sobota, 5 września 2015

Rozdział 56 "Tajemnice"

Sześć komentarzy - Rozdział
Od wczoraj razem z Peetą formalnie jesteśmy rodzicami chrzestnymi Williama Odaira. Annie za naszą kilkugodzinną namową postanowiła się przeprowadzić do dwunastki. Haymitch załatwił jej dom w Wiosce Zwycięzców. Peeter jest zachwycony perspektywą tego ,że codziennie może się widywać ze swoim ulubieńcem. Starszy Mellark ma rękę do dzieci, jak mały Will płacze, wystarczy mu spojrzenie na swojego wujka a na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
Relacje Peetera i Johanny nie są za ciekawe. Od czasu pamiętnej kłótni nie rozmawiają ze sobą. Peeter cały czas wyciąga Peete z domu pod pretekstem rozmowy. Zazwyczaj te "rozmowy" trwają od rana do nocy. Gdy mój ukochany wraca do domu, zamyka się w swojej pracowni i siedzi tam do późnej w nocy. Nie raz zdarza się ,że zasypia w swojej pracowni a gdy się budzi od razu wychodzi.
Ostatnio dłużej niż dwa słowa zamieniłam z nim na chrzcinach. Najgorsze jest to ,że nie wiem czy on jest na mnie zły czy coś.
Siedzę u siebie w pokoju na parapecie i patrzę na dom Peety. Dziewczyny poszły na zakupy, ja nie chciałam. Moim zadaniem jest pilnowanie Willa który smacznie śpi na moim łóżku. Tradycyjnie Peeta i Peeter gdzieś wyszli. Postanowiłam ,że jak tylko zobaczę jak mój ukochany wchodzi do swojego domu, pójdę do niego. Pytałam się dziewczyn czy wiedzą gdzie chłopaki chodzą ale zaprzeczyły. Związek mój i Peety robi się dziwny... prawie ze sobą nie rozmawiamy... prawie znaczy w ogóle, już nie wspominając o jakichkolwiek czułościach. Johanna snuje jakieś teorie ,że niby Peeta mnie zdradza. Szczerze mówiąc już we wszystko uwierzę.
William się budzi więc jestem zmuszona zejść z parapetu i się nim zająć. Zdejmuję małego z łóżka a on od razu chwyta kredki i zaczyna malować coś na kartkach. Podchodzę do okna i lekko je uchylam. W pokoju zrobiło się bardzo duszno a ja głupia nawet tego nie zauważyłam. Moim oczom ukazują się bracia Mellark. Jak poparzona odsuwam się od okna i zbiegam na dół. Już mam wychodzić z domu gdy przypominam sobie o Willu. Wbiegam na górę, biorę go na ręce i wychodzę z domu. Najszybciej jak potrafię pokonuję odległość od mojego domu do domu Peety.
Poprawiam włosy i pukam. Niemal natychmiastowo drzwi się otwierają a w nich staje Peeter.
- Wreszcie jesteś, czekaliśmy na Cieb... - Gdy mnie zauważa milknie.
- Na kogo czekacie? - Pytam zirytowana.
- Dziś miał przyjść... gość od.... pralek. Tak właśnie, miał przyjść gość od pralek.
- Gość od pralek, tak? - Uważnie lustruję jego twarz.
- Tak, Peeta jest łamagą i popsuł pralkę.
- Mogę wejść do domu czy mam stać z dzieckiem w drzwiach? - Warczę.
- Jasne... wejdź.
Wchodzę do domu i uważnie się rozglądam. Szukam jakiejś wskazówki która powie mi o co tu chodzi.
- Kto przyszedł!? - Krzyczy Peeta.
- Twoja dziewczyna, Katniss. - Warczę.
Blondyn momentalnie zjawia się w przed pokoju, czyli tam gdzie aktualnie jestem.
- Przyszłam Ci przypomnieć ,że jeszcze istnieje ktoś taki jak Katniss Everdeen. - Cedzę przez zaciśnięte zęby.
- Katniss, widzę ,że masz stan "Bez kija nie podchodź" - Peeter ciepło się uśmiecha.
- Zaraz Ci tej kij wsadzę w... nos. - Zaraz wyniosą go stąd w czarnym worku.
- Coś się stało? - Peeta wbija we mnie wzrok.
- Czy ty mnie jeszcze kochasz? - Patrzę na niego wzrokiem pełnym żalu.
- Oczywiście ,że Cię kocham. - Blondyn chce mnie pocałować ale odwracam się i trafia w policzek.
- Powiecie mi co się z wami dzieję? - Uważnie lustruje chłopaków.
Chłopaki patrzą na siebie i nic nie mówią.
- Czyli nie. - Odwracam się na pięcie i wychodzę.
Do swojego domu wpadam jak burza. Sadzam Willa na podłodze i idę do salonu. Na stoliku stoi róża którą dostałam chyba tydzień temu. Wyjmuję różę z wazonu i wyrywam wszystkie płatki. Na koniec biorę nożyczki i tnę łodygę.
Oczami Peety
Nie dość ,że przez Peetera mam problemy to jeszcze Katniss się na mnie obraziła.
- Więcej w niczym ci nie pomogę. - Warczę.
- Więcej się w to nie wplącze.
- Jeszcze z tym kijem wyleciałeś. - Cedzę.
- Nie wiedziałem ,że bąbelkowa taka rozdrażniona jest.
- Przez Ciebie są same problemy. - Po tych słowach wychodzę z domu. Muszę porozmawiać z Katniss. Jeszcze tego mi brakowało żebym miał na pieńku z moją dziewczyną.
Pukam raz, drugi, trzeci. Nie otwiera. Wiem ,że ona tam jest dlatego wchodzę.
Moja ukochana siedzi w salonie i uśmierca różę którą jej dałem.
- Katniss... - Zaczynam.
- Muszę się wkurzyć żebyś sobie o mnie przypomniał, tak? - Warczy.
- To nie tak, po prostu musiałem pomóc bratu...
- I robiłeś do od rana do nocy tak? - Cedzi przez zaciśnięte zęby.
- Tak.
- A może kogoś poznałeś? - Uważnie mi się przygląda.
- Poznałem. - Odpowiadam zdezorientowany.
- Czyli Johanna miała rację. - Po jej policzkach spływają łzy.
- To ,że poznałem paru gości to powód do płaczu? - Podchodzę do niej i przytulam.
- Zaraz, co? - Patrzy na mnie zszokowana.
- Poznałem paru gości, znajomych Peetera.
- Czyli nie zdradziłeś mnie? - Nasze wzroki się krzyżują. Co jej strzeliło do głowy!?
- Głuptasie, przecież bym Cię nie zdradził. - Mocniej ją przytulam.
- Raz zdradziłeś...
- Długo będziesz mi to wypominać? - Wbijam wzrok z podłogę.
- W czym pomagałeś Peeterowi? - Uważnie mi się przygląda.
- Ma taki problem... ale nie mogę Ci na razie powiedzieć. - Wtulam się w jej włosy. Zrobiłbym wszystko ,żeby wyciągnąć tego idiotę z tego w co się wplątał. Nie musiałbym już się martwić o to ,że dziewczyny się dowiedzą.
- To coś poważnego? - Pyta.
- Nie, niedługo wszystko będzie dobrze. - Tak, to coś poważnego. Jak ja nienawidzę jej okłamywać.
- Witaj kochana rodzinko! - Do domu z dużymi torbami wpadają dziewczyny.
Annie wchodzi do salonu, uważnie się nam przygląda po czym obdarza mnie zimnym spojrzeniem.
- Co jej zrobiłeś? - Warczy.
- Nic.
- Dlaczego Katniss płacze? - No po prostu pięknie, jeszcze Johanna musiała tu wejść.
- Małe nieporozumienie. - Mówi moja ukochana.
- Małe nieporozumienie, tak? Znowu się z kimś przelizał? - Johanna cedzi przez zaciśnięte zęby.
- Johanna. - Upomina ją Susan.
- No co? Niby taki idealny a przez niego Katniss cały czas płacze.
- A może to są łzy szczęścia, co?
- Nie wygląda na to, jej buzia jest czerwona więc płakała i to na pewno nie ze szczęścia.
No super, czemu Mason musi tak dobrze znać Katniss? Susan, ratuj!
- Czemu ta róża jest pociachana? - Annie kuca i stara się to posprzątać.
- Upadła. - Mówi moja ukochana.
- Upadła, zgubiła płatki i łodyga się rozwaliła?
- Dokładnie tak. - Katniss lekko się uśmiecha.
- Peeta, bracie. Idziemy. - I jeszcze jego tu brakowało.
- Gdzie idziecie, Mellarki? - Pyta Pogodnie Susan.
- Mój brat... musi kupić lodówkę. - Peeter siłą wyciąga mnie z mieszkania.



9 komentarzy: