niedziela, 13 września 2015

Rozdział 61 "Cukier i woda"

Cześć, Czołem, Witajcie! Zapraszam na bloga koleżanki <Klik> / Nowy rozdział w środę! 
Gale prowadzi nas już dłuższy czas. Mam wrażenie ,że powstrzymuje śmiech. Susan nie spuszcza z wzroku Hawthorna, mam tylko nadzieję ,że się w nim nie zakochała. Johanna patrzy na niego nienawistnym wzrokiem za to Annie promiennie się uśmiecha. Nie wiem skąd w tej kobiecie tyle radości. Z twarzy Peety dla odmiany nie mogę nic wyczytać, idzie przed siebie mocno ściskając moją dłoń.
Dzielnica w jakiej idziemy w ogóle nie jest podobna do Kapitolu. Jest tu czarno, szaro, innymi słowy brudno. Te ulice przypominają mi Ćwiek. Różni się tylko tym ,że nie ma tu straganów. Nie wiem czemu wolał zamieszkać w tej części Kapitolu niż w tej bardziej... kolorowej. Chociaż z drugiej strony... oczopląsu można tam dostać. Najlepiej mieszkać w dystryktach, nie jest tam ani za jaskrawo ani za ciemno. Nie wyobrażam sobie mieszkać w Kapitolu gdzie cały czas jest głośno i tak kolorowo.
Jeszcze gdyby mieszkali tu ze mną przyjaciele to może bym tu wytrzymała ale gdybym sama tu musiała mieszkać - zwariowałabym.
- Mellark, co Ci się stało w ten szpetny ryj? - Hawthorne wybucha śmiechem.
- Został pobity. - Warczę.
- Ciekawe przez kogo. - Uważnie lustruje mojego ukochanego.
- Przeze mnie. - Syczy Johanna.
Gale wybucha jeszcze większym śmiechem.
- Pobiła Cię taka malutka, słodziutka kobieta? - Duka przez śmiech.
Moja kochana przyjaciółka wybucha. Podchodzi do szatyna i z całej siły go policzkuje. Cios był taki mocny ,że Hawthorne upadł.
- I co taka słodziutka, malutka dziewczynka? - Warczy.
- Nie spodziewałem się tego. - Broni się.
- Ty się niczego nie spodziewasz, gdybym ci powiedziała pięć minut wcześniej ,że Cię uderzę nie spodziewałbyś się tego. - Mason pluje mu w twarz.
- Ty wredna...
- Jak podniesiesz na nią rękę to przysięgam ,że Ci ją utnę. - Przerywa mu mój ukochany.
- Słuchaj mnie, paskudo. Albo grzecznie zaprowadzisz nas do domu albo Johanna nie będzie już taka delikatna. - W życiu nie słyszałam takiej Annie. Jej głos jest stanowczy można powiedzieć ,że wręcz na niego warczy. Patrzę na nią z lekkim uśmiechem a ona puszcza do mnie oczko. - Albo teraz wstaniesz albo Peeta Cię podniesie. Tylko ostrzegam... nie odpowiadam za podbite oczy, rozcięte wargi albo ewentualnie skręcony kark.
Gale powoli wstaje i idzie przed siebie. Mam dziwne wrażenie ,że przestraszył się Pani Odairowej.
Rudowłosa idzie teraz koło mnie i Peety i dumnie się uśmiecha. Johanna mam wrażenie ,że zaraz się rzuci na Hawthorna w przeciwieństwie do Susan która nadal robi maślane oczy do niego.
Idziemy dobrą godzinę. W końcu dochodzimy do bloku w którym on mieszka. Mieszkanie nie jest duże, ma może z trzy pokoje. Po wystroju pomieszczeń można bez trudu stwierdzić ,że to Kapitolińskie mieszkanie. Wszędzie jest kolorowo, szklany duży stół stoi na środku pokoju, bardzo miękkie, jaskrawe dywany.
Rozglądam się po salonie szukając Lily. Gale chyba to zauważa ,ponieważ mówi:
- Mała jest w pokoju mojego rodzeństwa.
Szatyn otwiera drzwi do jakiegoś pokoju. Na łóżku siedzi Lily, Rory, Posy oraz Vick. Gdy przekraczam próg, cztery pary oczu są wpatrzone we mnie.
- Katniss. - Dziewczynki mocno mnie przytulają.
- Cześć, kwiatuszki. - Ściskam je.
- Lily, wracasz do Katniss i Peety. - Mówi chłodno Gale.
Mam wrażenie ,że ta dziewczynka się go boi. Jakoś dziwnie na niego spojrzała po czym mocniej się we mnie wtuliła. Biorę ją na ręce i wynoszę z pokoju. Ręce dziewczynki są mocno zaciśnięte wokół mojej szyi, gdyby to był ktoś inny pomyślałabym ,że chce mnie udusić. Johanna, Susan, Annie i Peeta stoją w przed pokoju. Wyglądają jak dzieci we mgle, rozglądają się po pomieszczeniu i stoją jak słupy. Gdy mnie zauważają, podchodzą do mnie i uważnie przyglądają się Lily.
- Cześć, mała. Johanna jestem. - Jo delikatnie się uśmiecha. - A to Annie i Susan.
- Lily. - Odpowiada nieśmiało. - Możemy już stąd pójść? - Pyta z nadzieją.
- Oczywiście. - Odpowiada jej Peeta.
Przez całą drogę do poduszkowca, Lily nawet nie myśli o tym by zejść z moich rąk. Mocno się do mnie przytula i wtula w moje włosy. Mam wrażenie ,że płacze, tylko nie wiem czemu. Czy tak się cieszy ,że mnie widzi? Czy dlatego ,że cieszy się ,że opuszcza dom Gale?
W poduszkowcu, dziewczynka nadal mocno mnie przytula - z tą małą różnicą ,że siedzi mi na kolanach. Koło mnie siedzi Annie która głaszcze ją po głowie.
Przede mną klęka Johanna, kładzie rękę na kolanie Lily i bardzo cichym głosem pyta:
- Kwiatuszku, co się stało?
Dziewczynka spogląda na Johannę i mocniej się do mnie przytula.
- Ciocia Marianne nie żyje, prawda? - Chlipie.
Spoglądam zaskoczona na Jo. Czemu ta mała myśli ,że moja mama nie żyje?
- Ciocia żyje a co więcej - jak wyzdrowieje to będziesz mieć ją jeszcze dłuugo na głowie.
- Ale ten pan mówił ,że ciocia nie żyje. - Patrzy na mnie jakby przyłapała mnie na kłamstwie.
- Ten pan, królewno ma nierówno pod sufitem. Mama Katniss żyje i przygotowuje się do ważnej operacji. - Blondyn siada obok mnie.
- A czemu ta Pani jest smutna? - Jej mała rączka wskazuje na Susan która siedzi z czerwonymi oczami od płaczu.
- Bo wiesz... spodobał mi się ktoś kto jest bardzo zły. Wyrządził dużo krzywdy Katniss i Peecie. - Jej wyznanie mnie szokuje. Czyli... Gale jej się podoba.
- Chodzi Pani o tego dziwnego wysokiego Pana? - Lily uważnie jej się przygląda.
- Dokładnie, promyczku. - Susan wstaje z fotela, podchodzi do Annie i mocno ją przytula.
- Mi się podobają róże przed domem Cioci i nie płaczę z tego powodu. - Szepcze mi wprost do ucha.
- To jest troszkę inny... typ podobania. Prawdopodobnie Susan się zauroczyła. - Odpowiadam jej tym samym. Lily patrzy na mnie jak na kogoś głupiego.
- Przecież to jest bez sensu. - Zamyśla się na moment. - A  ty też kiedyś byłaś zauroczorona czy coś tam? - Uważnie mi się przygląda. Wyczuwam na sobie wzrok wszystkich, przecież wiedzą jaka będzie odpowiedź.
- No ba, i zdradzę Ci coś jeszcze - nadal jestem.
- Taak? A w kim? - Wszyscy uważnie mi się przyglądają.
- W Peecie. - Odpowiadam z uśmiechem. Czuję na policzku ciepłe usta mojego ukochanego.
- Miłość jest dziwna. - Mała wypowiada te same słowa co kiedyś Johanna. - Skąd masz pewność ,że ta druga osoba Cię kocha? - Uważnie mi się przygląda.
- Po czynach, słowach. - Zaczynam.
- Jakbyś zobaczyła co robią Peeta i Katniss to od razu byś wiedziała ,że to prawdziwa miłość. - Johanna mi przerywa.
- A co takiego robią. - Dziewczynka uważnie jej się przygląda.
- Trzymają się za ręce, przytulają, całują. - Wymienia.
- I to świadczy o miłości? - Lily jest naprawdę zdziwiona.
- Nie księżniczko, prawdziwa miłość to taka która przetrwa wszystko. Gdy ktoś kogoś naprawdę kocha jest gotowy wskoczyć za nim w ogień. - Tłumaczy jej Peeta.
- A ty byś wskoczył w ogień za Katniss?
Mój ukochany niemal natychmiastowo odpowiada:
- Wskoczyłbym za nią bez wahania.
- A ty Katniss, co sądzisz o miłości? - Mała zwraca się do mnie.
- Jak się kogoś kocha, to nie da się żyć bez swojej ukochanej osoby. To jest trochę tak jak z powietrzem - bez powietrza długo nie przeżyjesz. - Ciepło się do niej uśmiecham.
- Miłość jest dziwna, ja bym nie wskoczyła za kimś w ogień. - Lily się zamyśla.
- Jeszcze jesteś za młoda ta takie miłości. - Chłopak wtula się w moje włosy.
- A ty za stary. - Dziewczynka wystawia język. Wszyscy wybuchają śmiechem. - Do jakiej operacji przygotowują ciocię? - Poważnieje.
- Będą jej usuwać guza z piersi. Być może nawet straci pierś. - Odpowiada Annie.
- Bez piersi da się żyć, najważniejsze żeby wyzdrowiała. - Dodaję.
- Ale potem będzie już zdrowa, prawda? - Dziewczynka smutnieje.
- Tak, zobaczysz, jeszcze nie raz będziecie się bawiły w morzu. A gdy ciocia wyzdrowieje - zostaniemy u was przez parę miesięcy. Będziemy musieli się nią zająć a przy okazji będziemy się też zajmować tobą.
- Ale mną nie trzeba się zajmować, jestem już dorosła. - Mówi z dumą w głosie.
- Dorosłym ,kwiatuszku jest się od pełnoletności. - Całuję ją w czółko.
- A od kiedy jest się pełnoletnim? - I tu mnie ma. Ostatnio pełnoletnim było się chyba po dwudziestym pierwszym rokiem życia ale teraz Haymitch coś tam pozmieniał i jest albo od osiemnastego albo dziewiętnastego.
- Od osiemnastego roku życia, promyczku. - Odpowiada jej Annie.
- Aa, to ja będę pełnoletnia za równiutkie dziesięć lat. - Mówi z dumą.
- No może nie takie równiutkie, kiedy masz urodziny? - Pyta Susan ciepłym głosem.
- Dwunastego października. - Uważnie jej się przygląda.
- Za dwa miechy będziesz mieć dziewięć lat, księżniczko. - Peeta mówi z uśmiechem.
- Zrobimy Ci super imprezę, co powiesz na ognisko?
- Taak! Już się nie mogę doczekać! - Lily tryska entuzjazmem.
- I kupimy Ci taką górę prezentów. Katniss, ja, Susan i Annie zabierzemy Cię na zakupy i będziesz mogła sobie wybrać co tylko chcesz - Oczywiście zapłacimy my. - Johanna puszcza jej oczko.
- A co z Peetą?
- Peeta będzie rozpalał ognisko razem z Peeterem. - Uśmiecham się do niej.
- Kto to Peeter?
- To mój brat, były chłopak Johanny. - Tłumaczy mój ukochany.
- Czekaj... Peeter to chłopak Pani Johanny a ty jesteś chłopakiem Katniss? - Uważnie mu się przygląda.
- Tak. - Potwierdzam.
- On nie jest moim chłopakiem! - Fuczy Mason.
- To wszystko jest pogmatwane, jak można być czyimś chłopakiem albo dziewczyną?
- W sensie ,że jest się w związku. Ja jestem w związku z Katniss a Johanna jest w związku z Peeterem. - Tłumaczy jej Peeta. Takiej wkurzonej Johanny to ja jeszcze nie widziałam. Podchodzi do stoliku z napojami, nalewa do szklanki wodę i miesza z cukrem. Podchodzi do Peety i tą mieszankę wylewa na jego głowę. Nie wymieszała dobrze cukru, dzięki czemu włosach blondyna jest właśnie on.
- Już wiesz ,że nie jestem z Peeterem? - Warczy.
- Nie. Johanna Mason jest z Peeterem Mellarkiem! - Krzyczy po czym zaczyna uciekać. Johanna łapie za dużą butelkę i zaczyna się ganiać z Peetą. Lily, Susan i Annie zaczynają się głośno śmiać a ja się modlę o to by niczego nie rozwalili.
- Peeta, chodź! Dredy ci zrobię! - Krzyczy po czym obsypuje go cukrem.
- Jak będziesz spać to utnę ci te kudły! - Krzyczy do niej blondyn.
- Będę spała z nożem i najwyżej łapę ci utnę. - Wystawia język w jego kierunku a on oblewa ją wodą.
- Wiecie ,że będą wam się bardzo włosy lepić, prawda? - Pyta Susan śmiejąc się.
Blondyn dotyka swoich włosów. Patrzy na Jo jak dziecko które właśnie dowiedziało się ,że Święty Mikołaj nie istnieje.
- No kurde, Johanna. Będziesz mi je myć! - Warczy.
- Posrało Cię, dobrze ,że ja nie mam dredów. - Dziewczyna zaczyna się śmiać a Peeta obsypuje ją cukrem. - Przegiąłeś, kretynie! - Teraz ganiają się i obsypują na przemian cukrem i polewają wodą.
- Przeczuwam przymusowego fryzjera. - Odpowiadam zrezygnowana. Ostatnio zabranie Peety do fryzjera zajęło mi około tygodnia. Zawsze wykręcał się bólem głowy, ręki, nogi lub jakimś ważnym spotkaniem. Musiałam mu zrobić awanturę a potem wykład o tym dlaczego powinien wyjść do fryzjera żeby postanowił tam pójść,
- Nie da się tego inaczej zrobić? - Zrezygnowany Peeta siada obok mnie.
- Mogłeś się nie bawić cukrem i wodą. - Całuję go w policzek. Blondyn przyciąga mnie do siebie i wyciera swoją głowę o moją koszulkę.
- Teraz właśnie wszystko pogorszyłeś. - Annie wybucha śmiechem.
Poduszkowiec ląduje a my z niego wysiadamy. Ludzie dziwnie patrzą na Peete i Johanne w poczochranych włosach pokrytych cukrem i mokrych ubraniach. Blondyn próbuje się jakoś mną zakryć ale szczerze mówiąc słabo mu to wychodzi.

8 komentarzy:

  1. Super rodział tak jak wszystkie . Czekam na nastepny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahaha. :) :) :) suppperrr rozdział. Nie mogę przestać się śmiać, choć sytuacja z mamą Katniss jest trochę przytlqczajaca, ale mam nadzieję że wyzdrowieje. Czekam z niecierpliwością do środy. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział normalnie nie mogłam śmiechu pohamować
    Weny życzę :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne! Na serio nie mogłam przestać się śmiać!
    Czekam na następny rozdział i życzę duuużo weny :)
    Pozdrawiam

    love dream

    PS Zapraszam na moje blogi:
    http://losyfinnickaiannie.blogspot.com/
    http://zyciefanny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. kiedy rozdział ?

    OdpowiedzUsuń