piątek, 25 września 2015

Rozdział 67 "Obiad u państwa Mellark"

Piętnaście komentarzy = Nowy rozdział
Siedzę w domu przed lustrem i szykuję się na obiad u państwa Mellarków. Peeta ma po mnie przyjść za pół godziny a ja jestem w kropce. Malować się nie będę - to już jest pewne. Włosy mam zawiązane w warkocz tylko nie wiem w co mam się ubrać. Nie wiem czy mam się ubrać elegancko czy na luzie. Najchętniej wcisnęłabym się w dresy, założyła jakąś starą bluzkę i nigdzie nie poszła.
- Ciemna maso, Peeta siedzi już na dole a ty nadal w bieliźnie jesteś? - Do pokoju jak burza wpada Johanna.
- Skoro Peeta jest już gotowy to niech sam idzie. Nie mam w co się ubrać więc nie idę. - Zrezygnowana kładę się na łóżku. Dziewczyna podchodzi do mojej szafy i zaczyna w niej grzebać.
- Masz to i rusz dupencje. - Czerwonowłosa rzuca we mnie sukienką po czym wychodzi. Sukienka jest pomarańczowa, w pasie przewiązana czarnym paskiem. Ma trzy czwarte rękawy zakończone czarnymi paseczkami. Jest do kolan.
Zakładam ją i schodzę na dół. Peeta jest ubrany podobnie. Ma czarne spodnie i pomarańczową koszulę podwiniętą do łokci. Muszę przyznać ,że Johanna czasami się przydaje.
- Katniss... wyglądasz pięknie. - Blondyn nie może oderwać ode mnie wzroku. Podchodzi do mnie i mocno mnie przytula. - I bardzo seksownie. - Szepcze mi wprost do ucha.
- Najpierw obiad, potem deser. - Odpowiadam tym samym. Czy ja naprawdę to powiedziałam?! - Idziemy? - Pytam już normalnie.
- Oczywiście. - Chłopak splata nasze palce i wychodzimy.
Na dworze jest bardzo zimno. Mogłam założyć jakiś płaszczyć czy sweter. Peeta najwyraźniej też o tym nie pomyślał ale jest i tak w lepszej sytuacji ,ponieważ ma długie spodnie. Blondyn chyba zauważa ,że powoli zamarzam, obejmuje mnie jedną ręką i lekko jeździ nią w górę i w dół.
Drzwi otwiera nam Pan Mellark. Wita się najpierw z Peetą po czym zamyka mnie w mocnym uścisku. Idziemy do jadalni, w której ku mojemu zdziwieniu są wszyscy. Siadam koło Pani Mellark i Peety.
- Mamo, tato razem z Delly chcielibyśmy coś wam powiedzieć. - Zaczyna Paul który mocno ściska rękę swojej narzeczonej. - Zostaniecie dziatkami, Delly jest w ciąży. - Mówi to tak szybko ,że trudno go zrozumieć.
- Och, to wspaniale. - Pani Mellark wstaje od stołu i mocno ściska swojego syna oraz złotowłosą.
- Nie... jesteś zła? - Duka.
- A czego mam być zła? To wasze życie za którym ja już dawno przestałam nadążać. - Matka Peety ciepło się uśmiecha. - Który tydzień?
- Siedemnasty. - Ciężarna głaszcze swój brzuch. - To chłopczyk.
- Wspaniale! Zawsze chciałam mieć córeczkę ale los obdarzył mnie trzema synami. - Kobieta cicho się śmieje. - Będę ją uczyć gotować, sprzątać, szyć. - To na pewno matka Peety?
- Ja będę uczył ją piec. - Pan Mellark ze szczęścia dostał aż wypieków.
- Zgaduje ,że wnuków będziecie mieć tyle ,że znudzi wam się uczenie ich czegokolwiek. - Śmieje się Peeter. Pani Mellark spogląda na mnie z uśmiechem.
- Następnego wnuka bądź wnuczkę zamawiam u Katniss i Peety. - W tym momencie straciłam umiejętność połykania i zakrztusiłam się schabowym. Blondyn musiał mocno klepnąć mnie w plecy.
- Spokojnie mamo, jeszcze się się doczekasz. - Delikatnie masuje moje plecy.
- Pani Mellark, poszłaby ze mną pani jutro na spacer z Lily i Mią? - Pytam lekko się uśmiechając.
- Oczywiście. - Matka Peety szeroko się uśmiecha.
- To ja jutro pomogę tacie w piekarni. - Blondyn spogląda na mnie jakby szukał zgody. Wydaje się to niedorzeczne ,ponieważ ja nigdy niczego mu nie broniłam i nie zamierzam. Lekko kiwam głową.
Siedzimy u rodziców Peety około trzech godzin. Gdy wracamy do domu jest już ciemno. Peeta proponuje mi nocleg u siebie w domu więc przystaję na jego propozycje.
Blondyn robi nam herbatę a ja siedzę w salonie szczelnie przykryta kocem. Na dworze jest jeszcze zimniej niż przed naszym wyjściem dlatego też bardzo zmarzłam. Peeta wraca z dwoma parującymi kubkami, stawia je na stoliku i rozpala w kominku. Gdy już skończy, wchodzi pod koc i mocno mnie do siebie przytula.
- Grzejesz jak piecyk. - Chłopak cicho się śmieje. Spoglądam na niego z lekkim uśmiechem pytającym wzrokiem. - Gdy wchodziłem pod koc było mi zimno jakbym był soplem lodu, przytuliłem się do Ciebie i momentalnie ogrzałaś mnie jak piecyk. - W odpowiedzi całuję go w policzek.
- Cieszę się ,że pogodziłeś się z matką, - Wtulam się w jego pierś.
- Gdyby nie ty to nigdy bym się z nią nie pogodził. A tak właściwie to co jej powiedziałaś? - Chłopak kładzie swoją głowę na mojej.
- Właściwie to nic takiego. Powiedziałam jej jak dla ludzi ważna jest więź z matką i chyba trochę jej serducho zmiękło. - Lekko się uśmiecham.
- Moja cudowna Katniss jest cudotwórcą. - Peeta całuje mnie we włosy.
- Taki ze mnie cudotwórca jak z ciebie baletnica. - Kwituję.
- Dzięki tobie, kochanie moja mama zaczęła się normalnie zachowywać wobec mnie i mojego rodzeństwa. - Spoglądam na niego z dziwną miną.
- Gdyby moja mama taka była zachowałbyś się tak samo. - Bagatelizuję.
- Jeszcze raz ślicznie dziękuje. - Namiętnie mnie całuje.
Siedzimy wtuleni w siebie i oglądamy tańczący ogień w kominku. Cisza nie trwa długo ,ponieważ przerywa ją Peeta.
- Kochanie... chciałabyś mieć dzieci? - Pyta z nadzieją.
- Kiedyś tak. - Odpowiadam krótko i staram się nie wybuchnąć. Wszyscy wmawiają mi ,że byłabym idealną matką, wręcz oczekują ode mnie tego dziecka. Nie ma już Snowa więc ja sama chcę decydować o swoim życiu!
- A teraz?... - No po prostu pięknie. Nie mieszkamy razem, nie jesteśmy małżeństwem a temu dziecka się zachciało.
- Nie sądzisz ,że ostatnio zbyt dużo się dzieje? - Odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Może i tak ale... patrz ile ostatnio dzieci się natworzyło. - Blondyn łapie mnie za brodę i obraca ją tak żebym spojrzała mu w oczy.
- Właśnie... tyle jest teraz dzieci ,że niedługo wszystkie szkoły będą zapełnione i nasze dziecko nie będzie mogło się nigdzie dostać. - Matko... teraz to cuduję jak koń pod górę. Przedszkola i szkoły to nie problem. Mam nadzieję ,że Peeta uwierzy w to co powiedziałam.
- Wiesz ,że to nie problem. A nawet jeżeliby tak było to moglibyśmy uczyć je w domu. - Czemu zawsze on znajduje odpowiedź na to co mówię?!
- Wtedy nie mielibyśmy w ogóle na nic czasu. Poza tym nasze dziecko nie mogłoby się wychowywać w czterech ścianach na pewno chciałoby mieć jakiś przyjaciół. - Na razie dobrze mi idzie szukanie "Ale".
- Mogłoby się przyjaźnić z Willem, Mią, Lili i córką Delly i Paula. - Katniss, myśl!
- Ale... skąd wiesz ,że będzie chciało się z nimi przyjaźnić. Ja bym nie chciała się przyjaźnić z osobami które wybrali mi rodzice.
- Przecież nie zmuszalibyśmy go do przyjaźni z nimi.
- Peeta, jak tak bardzo chcesz się kimś opiekować to kupię ci kota. - Mówię zanim zdążę się ugryźć w język. Może uda ,że tego nie słyszał?
- Przepraszam ,że chce mieć dzieci. - Warczy i jedną ręką przeczesuje włosy. Odsuwam się od niego i siadam obok.
- Nie chciałam tego powiedzieć, przepraszam. - Jest mi głupio. Peeta tak jak każdy chce mieć dzieci a ja nie chcę mu tego dać.
- Ale to powiedziałaś. Jestem śpiący, idę spać. Dobranoc. - Chłopak wstaje i znika na górze. Jest na mnie wściekły - to jest pewne. Jest mu przykro - to też jest pewne. A co jest najgorsze? Że to wszystko moja wina. Pójście do Peety nie byłoby teraz najlepszym pomysłem, ja jestem zła, on jest zły - mogłoby paść zbyt dużo słów. Do domu też nie mogę pójść, nie mam kluczy a jest już grupo po północy, wszyscy pewnie śpią. Nie mając co ze sobą zrobić, kładę się na kanapie i przykrywam kocem. Sen przychodzi szybko.

20 komentarzy:

  1. Fajny rozdział, szkoda że Katniss nie może powiedzieć wprost Peecie że boi się mieć dzieci albo coś w tym rodzaju, Peeta by to zrozumiał i nie klocili by się o to cały czas. :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantasyyczny tylko czemu oni się znowu kłócą?
    Weny i zapraszam do sb

    katniss-i-peeta-dalsze-losy.blogspot.com
    R.A♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziecko Delly i Paula to w końcu chłopiec czy dziewczynka ? Bo raz piszesz tak a raz tak. Super rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział, phi wszystkie są super

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajny rozdział... wybacz, ale nie mam dziś sił na żaden kreatywny komentarz... w ogóle za bardzo nie mam siły na pisanie komentarza.
    Znalazłam jeden błąd: powinno być "dziadkami", a nie "dziatkami" dziatki to synonim do słowa "dzieci".
    To dziwne... poprawiam Cię i używam słów typu "synonim", a jestem na mat-fizie... chociaż przedmioty humanistyczne też nawet dobrze mi idą... znaczy nie tak dobrze jak ścisłe... dobra koniec komentarza, bo piszę już bezsensu.
    Życzę dużo weny i czekam na kolejne rozdziały
    Zapraszam do siebie:
    http://losyfinnickaiannie.blogspot.com/
    http://zyciefanny.blogspot.com/

    Pozdrawiam
    love dream

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. CZEKAM <3 <3 <3 !!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie piszesz ale nie chce żeby sie kłócili

    OdpowiedzUsuń
  9. OMG super <3
    -willow

    OdpowiedzUsuń
  10. SUPER JAK ZAWSZE - EWA

    OdpowiedzUsuń
  11. Już 17 a właściwie 18 :**

    OdpowiedzUsuń
  12. Wow dzisiaj trafiłam na twojego bloga a już wszystkie rozdziały przeczytane!!!!!! KOCHAM KOCHAM KOCHAM KOCHAM KOCHAM TWOJEGO BLOGA!!!!!!! I błagam zrób już takie prawdziwe 18+!!!!!!!!* Jesteś normalnie najlepsza!!!! Postaram się komentować już każdą notkę. Pozdrawiam i życzę że wykorzystasz mój pomysł ( żeby nikt im nie przerwał ) i życzę duuuuuuuuużo weny! Pozdrawiam
    Asika:*

    OdpowiedzUsuń