piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 15 "Mama"

Następny post pojawi się jak będzie pięć komentarzy.
  Kierujemy się do pokoju Rory'ego, Vick'a oraz Posy. Dziewczynka od około pięciu minut delektuje się smakiem świeżej kajzerki. Szarooka czasami zerka na mnie na co reaguję uśmiechem w jej stronę. Gdy dochodzimy do pokoju dziewczynki i jej braci, drzwi są uchylone. Popycham drzwi i zauważam mojego narzeczonego rozmawiającego z chłopcami. Gdy zauważają mnie i Posy, ich rozmowa cichnie. Vick wstaje z łóżka i biegnie w moim kierunku i mocno mnie przytula. 
- Jesteście głodni? - Pytam chłopców. 
- Tak. - Odpowiadają w tym samym czasie. 
Kucam przed Vick'iem i rozchylam reklamówkę. Chłopiec wsadza rękę i wyjmuje kajzerkę. Bez zastanowienia zaczyna ją jeść. Podchodzę do Rory'ego który siedzi obok Peety. Chłopiec również wyjmuje bułkę z serem z siatki. Została ostatnia bułka.
- Kochanie, chcesz bułkę? - Pytanie skierowane jest do Peety. 
Blondowi burczy w brzuchu. 
- Nie, nie jestem głodny. - Kłamie. 
Wyjmuje ostatnią kajzerkę z siatki i podaje ją Peecie. Blondyn jej nie bierze. 
- Wiem ,że jesteś głodny, nie zachowuj się jak dziecko. - Uśmiecham się do blondyna. Chwytam jego rękę po czym podnoszę ją do góry i kładę na jego dłoni bułkę. Blondyn bierze kajzerkę w obie błonie i przerywa na pół. Jedną połówkę zjada a drugą podaje mi. 
Czuję się jakbym opiekowała się czworgiem dzieci...
- Która godzina? - Pytam się.
- Wpół do osiemnastej. - Odpowiada Rory. 
Nagle przypominam sobie o mamie, miałam dziś jej szukać. Wstaję z łóżka i wychodzę. Zanim jednak uda mi się wyjść ktoś łapie mnie za rękę, Peeta. 
- Wszystko dobrze? - Pyta troskliwie. 
- Idę szukać mamy. - Odpowiadam.
Blondyn splata nasze palce.
- Zaprowadzę Cię. - Mówi.
Idziemy w stronę naszego pokoju. Co ona robiłaby w naszym pokoju... Przechodzimy koło niego ale nie wchodzimy tam. Gdy docieramy na sam koniec korytarza, zatrzymujemy się przed drzwiami. Peeta puka do drzwi. Po chwili się one otwierają, staje w nich kobieta ze spiętymi blond włosami. 
- Katniss, kochanie! - Krzyczy radośnie mama. Po czym wybiega z pokoju i mocno mnie przytula. Po chwili zauważa Peete.
- Peeta, witaj! - Mama podchodzi do blondyna i również mocno go przytula. - Wejdziecie? - Proponuje po chwili. Peeta potakująco kiwa głową i splata nasze palce. Razem przekraczamy próg pokoju. Mama pokazuje na swoje łóżko, siadamy na nim. 
- Jesteście razem? Co ja się głupio pytam, przecież widzę ,że tak - Mama zaczyna się chichrać. 
Blondyn patrzy na nasze dłonie i obraca moim pierścionkiem zaręczynowym. Wzrok mojej mamy pada na nasze dłonie. 
- Katniss? Co to? - Pyta.
- Mamo, ja... to znaczy Peeta. - Nie potrafię dobrać odpowiednich słów. Boję się ,że mama uzna ,że to za szybko.
- Ja i Katniss jesteśmy zaręczeni. - Odpowiada za mnie Peeta.
- Kochanie! Peeta! Gratuluje! Jak długo? Z resztą to nie ważne! Gratuluje, Peeta jak jej coś zrobić to ja zrobię coś tobie! Oj żartuje, przecież wiem ,że będziesz dla niej idealnym mężem. Gratuluje! - Mama skacze po całym pokoju z radością. Po chwili podchodzi do mnie i łapie moje policzki. - A ty, nawet nie próbuj się wycofać, Peeta to prawdziwy skarb. - Dodaje z uśmiechem. 
- Przez myśl mi to nawet nie przeszło żeby go zostawić. - Patrzę na Peete i szeroko się uśmiecham. 
- W końcu dziecko zmądrzałaś. - Mama ponownie zaczyna się śmiać. - Ktoś jeszcze o tym wie? - Pyta się po chwili.
Wiedziałam ,że o czymś zapomniałam, miałam powiedzieć o zaręczynach Johannie, Annie i Effie. 
- Tak, Haymitch. - Odpowiadam po chwili namysłu. 
- Dowiaduje się jako druga?! Katniss, mamie się mówi pierwszej. - Kobieta posmutniała. 
- Haymitch dowiedział się przypadkiem a z tobą od dłuższego czasu nie miałam kontaktu. - Mówię również ze smutkiem. Peeta od razu to zauważa i obejmuje mnie jedną ręką. 
- Wyglądacie razem... tak do siebie pasujecie. - Kobieta podchodzi do mnie i całuje mnie w policzek. 
- Musimy już iść. - Po chwili mówi blondyn. Podchodzę do mamy po czym mocną ją przytulam.
Gdy mnie puszcza przypominają mi się wszystkie najgorsze chwile, śmierć taty, Prim, wojnę. 
Do dziś mieliśmy oddać trybutów Kapitoliwi. Dziś prawdopodobnie wybuchnie wojna. Wychodzimy z pokoju mojej matki i idziemy do pokoju dzieci. Idziemy długim, szarym korytarzem. Przed naszą "sypialnią" stoi jakiś strażnik. Gdy nas zauważa, idzie w naszym kierunku. 
- Panie Mellark, Panno Everdeen, burmistrz chce się z państwem spotkać. - Mówi strażnik. - proszę za mną - Dodaje po chwili. 
Splatam moje palce z palcami Peety. Spodziewam się tego co chce nam powiedzieć burmistrz. 
A może chce nas wygnać z powodu wojny? Boję się tego co mogę usłyszeć. A może po raz kolejny będę musiała wcielić się w kosogłosa? Mocniej ściskam rękę Peety, nie wiem po co, może chcę poczuć ,że przy mnie jest. Blondyn jedną ręką chwyta mnie w talii. Gdy wsiadamy do windy, Posy biegnie w naszym kierunku. W ostatniej chwili udaje się jej wskoczyć. Dziewczynka przytula się do mojego uda. Klękam przed nią i mocno przytulam.
- Gdzie idziecie? - Pyta dziewczynka słodkim głosikiem.
- Idziemy porozmawiać z burmistrzem. - Odpowiadam.
- Moge pójść z wami? - Wstaję z podłogi a dziewczynka łapie mnie za dłonie.
- Nie potrwa to raczej długo, możesz poczekać w stołówce. - Nie chcę by dziewczynka słuchała o krwi, śmierci. Nie wiem o czym będzie ta rozmowa ale wiem ,że nie będzie to nic dobrego.
- Okej. Ale przyjdziecie po mnie, prawda? - Pyta ze smutkiem w oczach. 
Peeta bierze dziewczynkę na ręce. 
- Oczywiście. - Z kieszeni wyciąga trzy monety. - Kup sobie coś do jedzenia. - Pojadę jej monety i szeroko się uśmiecha. 
Na widok mojego narzeczonego z Posy ja również się uśmiecham. Wygląda jak brat z siostrą lub tata z córką, byłby idealnym ojcem - a ja beznadziejną matką. Winda się zatrzymuje, musimy już iść. Peeta stawia Posy na ziemię i głaszcze ją po głowie. Z blondynem i strażnikiem wychodzimy i idziemy do pokoju burmistrza. Gdy przekraczamy próg pomieszczenia w którym jest elegancki mężczyzna, z początku nas nie zauważa. Kiedy drzwi się zamykają, ten momentalnie odwraca się w naszą stronę. 
- Witam Panie Mellark i Panno Everdeen, zapewne jesteście ciekawi po co was tu wezwałem. - Zaczyna. - Paylor parę minut temu ogłosiła ważną informację. - Elegancki mężczyzna włącza telewizje. Na ekranie pojawia się Paylor.
"Witajcie mieszkańcy Panem. Trybuci nadal nie pojawili się w Kapitolu, jednak wiem gdzie się ukrywają wraz z mentorami. Dystrykt trzynasty poniesie konsekwencje swoich czynów. Dziękuje za uwagę".
- Parę godzin temu na nasz dystrykt spadła bomba. - Mówi Burmistrz.
- Nic nie czuliśmy. - Mówię.
- Wybuch bomby nie był duży, ucierpiało piętro dwudzieste i dziewiętnaste. - Wyjaśnia. - Dzisiejszą noc każdy mieszkaniec trzynastego dystryktu spędzi na piętrze awaryjnym - minus jeden. - Dodaje.
- Łóżka są tam jednoosobowe? - Pyta się Peeta.
- Tak. Za około godzinę będzie ogłoszenie o tym gdzie mieszkańcy trzynastki spędzą noc, możecie już opuścić to pomieszczenie. - Blondyn łapie mnie za rękę i wstaje co powoduje ,że ja również wykonuję tę czynność. Razem opuszczamy pokój burmistrza. Wsiadamy do windy.
Blondyn jest wyraźnie smutny. Staję na przeciwko Peety i kładę mu dłonie na policzki. 
- Co się stało?
- Źle się czuje. - Odpowiada.
Przykładam rękę do czoła blondyna, jest gorące.
- Boli Cię głowa? - Ponownie się pytam.
Blondyn kręci przecząco głową. Staję na czubkach palców i całuję w czoło blondyna, tak jak on to robił gdy śniły mi się koszmary. 
- Idziemy do mojej mamy. - Rozkazuje.
- Katniss, nic mi nie jest. - Odpowiada smutnym głosem.
- Idź do mojej mamy a ja pójdę po Posy. 
- Kochanie, dobrze się czuje. - Patrzy na mnie błagalnym wzrokiem.
- Przed chwilą mówiłeś ,że się źle czujesz. - Przewracam oczami. 
Drzwi od windy się otwierają. Łapię blondyna za dłoń i idziemy za Posy. Gdy dziewczynka nas zauważa szybciutko biegnie w naszym kierunku. Przytula się najpierw do mnie a potem do Peety. 
- A teraz idziemy do mojej mamy. - Mówię z uśmiechem.
- Katniss... - Mówi blondyn z wyrzutem. 
- Super! - Krzyczy dziewczynka. - A po co? - Dodaje po chwili.
- Peeta jest chory. 
- Nie jest. - Blondyn szybko dodaje.
- To w takim razie pójdziemy ją odwiedzić. - Podchodzę do Peety i całuje go w policzek.
We trójkę kierujemy się w kierunku windy. 







6 komentarzy:

  1. Piękny rozdział:-) Bardzo ppdoba mi się to jak opisujesz relacje między bohaterami, ich zachowania i gesty :-) czekam na kolejny rozdział :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję że Peeta nie jest poważnie chory. Jak zwykle kolejny piękny rozdział. Czekam na kolejny :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham ten blog i czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na kolejny rozdział ��

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń