Następny rozdział pojawi się jak będzie pięć komentarzy.
Razem z Peetą i Posy idziemy do pokoju mojej mamy. Nawet jeżeli "choroba" Peety nie jest poważna to i tak powinien być zbadany, parę poważnych chorób właśnie tak się zaczyna. Mam nadzieję ,że to zwykłe przeziębienie. Blondyn co jakiś czas rzuca mi zabójcze spojrzenie myśląc ,że zmienię zdanie. W pewnym momencie mina chłopaka z zabójczej zmieniła się w smutną.
- Katniss, proszę - Błaga blondyn.
- Nie ominie Cię to. - Łapię go za dłoń. Nie wiem czego się tak boi, ukrywa coś przede mną?
- Peeta, a może ty się czegoś boisz? - Blondyn odwraca głowę w moją stronę. - Peeta? - Dodaję po chwili.
- Boje się lekarzy. - Szepcze.
- A tak naprawdę? - Przewracam oczami. Blondyn odwraca twarz. W tym momencie zrozumiałam ,że on naprawdę się ich boi. Brał udział w głodowych igrzyskach, był torturowany, wpuścili mu jad os gończych a on się boi lekarzy? Dziewczynka podchodzi do Peety i łapie go za rękę.
- Ja się boje dentystów. - Mówi z uśmiechem.
Nie wiedząc co zrobić całuje go w policzek i przytulam się do jego pleców.
- Przecież znasz moją mamę, ona Ci nic nie zrobi.
Winda się zatrzymuje. Wysiadamy z niej i idziemy w kierunku pokoju mojej mamy. Blondyn cały czas mocno ściska moją rękę jakby miał mnie już nigdy nie zobaczyć. Posy radośnie idzie nucąc piosenkę która jest mi znajoma ale nie mogę sobie przypomnieć nazwy. Długi, szary korytarz wydaje się jeszcze dłuższy niż zawsze. Gdy stajemy przed drzwiami od pokoju mojej mamy, coś mnie ciągnie za rękę.
- Katniss. - Blondyn szepcze.
Staję na przeciwko blondyna i przykrywam jego policzki swoimi dłońmi.
- Brałeś udział w głodowych igrzyskach, dwa razy otarłeś się o śmierć, byłeś torturowany, modyfikowano ci pamięć a ty zwycięzca siedemdziesiątych czwartych głodowych igrzysk boisz się mojej mamy? - Uśmiecham się do niego.
- Nie twojej mamy ale zawodu który ona wykonuje. - Patrzy na mnie smutno.
Składam na jego ustach przelotny pocałunek po czym pukam do pokoju mojej mamy.
Nim zdążę oddalić się od drzwi pojawia się w nim moja mama. Tak jakby czekała na nasze przybycie. Podchodzi do mnie i mocno mnie przytula.
- Co was do mnie sprowadza? - Pyta się z uśmiechem.
- Peeta jest chory, mogłabyś go zbadać? - Pytam z troską.
Blondyn łapie mnie za dłoń i lekko ściska.
- W takim razie zapraszam. - Mama ruchem ręki wskazuje pokój.
Ruszam w kierunku pokazanym przez mamę jednak coś mi skutecznie to utrudnia. To Peeta który ani drgnie. Podchodzę do blondyna i delikatnie go całuję.
- Potem wynagrodzę ci to. - Szepczę.
To podziałało, razem z blondynem wchodzimy do pokoju. Posy siedzi na kolanach mojej mamy i głośno się śmieje. Kiedy dziewczynka mnie zauważa, zeskakuje z kolan mojej mamy i przytula się do mojego uda. Blondyn idzie w kierunku mojej mamy i koło niej siada. Gdy dziewczynka mnie puszcza, idę w kierunku łóżka i siadam koło Peety. Chwytam blondyna za rękę i splatam nasze palce.
- Peeta, a więc co Cię boli? - Pyta moja mama.
- Nic... czuję się dobrze. - Kłamie.
- Jest rozpalony. - Wyjaśniam.
Mama podnosi rękę i przykłada mu rękę do czoła.
- Faktycznie.
Kobieta podnosi się z łóżka i podchodzi do torby i wyjmuje z niej reklamówkę z lekami.
- Żeby gorączka się nie powiększyła musisz to połknąć. - Mama podaje mu jakąś tabletkę i kubek wody.
Blondyn posłusznie połyka lekarstwo i popija wodą.
- Jutro będziesz zdrowy jak ryba. - Mama zaczyna się śmiać.
Na usta blondyna wkradł się uśmiech.
- I co, było aż tak strasznie? - Pytam się blondyna po czym całuję go w policzek.
Nim blondyn zdąży odpowiedzieć rozlega się alarm.
" Wszystkich mieszkańców dystryktu trzynastego prosimy zejść na piętro awaryjne minus jeden. Drzwi zamkną się za trzydzieści minut"
- Musimy znaleść Rory'ego i Vick'a - Mówię.
- Dobrze. - Blondyn wstał i wziął Posy na ręce.
Podeszłam do mamy i mocno ją przytuliłam.
- Widzimy się za pół godziny. - Wyszeptałam i podeszłam do blondyna.
Peeta złapał mnie za dłoń i splótł nasze. Nienawidzę trzynastki, korytarze, pokoje, stroje są okropne i jeszcze klimat więzienia. Pod naszymi drzwiami znowu stoi strażnik.
- Panno Everdeen, Pan burmistrz chce się z panią spotkać. - Mówi niskim tonem.
- Dobrze. - Odpowiadam.
Razem z Peetą i strażnikiem idziemy do windy.
- Burmistrz chciał porozmawiać tylko z Panną Everdeen, Panie Mellark.
- Nie mamy przed sobą tajemnic. - Mówię z dezaprobatą.
- W takim razie Pani może później mu opowiedzieć o tej rozmowie. - Warczy strażnik.
Blondyn podchodzi do mnie i delikatnie mnie całuje.
- Pójdę poszukać Rory'ego, Vick'a i Posy. - Blondyn całuje mnie w czubek nosa i odchodzi.
Rozszarpię tego burmistrza na strzępy. Niby czemu mój narzeczony ma nie wiedzieć o czym chce ze mną porozmawiać ten cały burmistrz.
~*~
Cała "podróż" do pomieszczenia burmistrza przebiegła bezszelestnie, nikt nic nie mówił. Boje się tego co mogę usłyszeć od burmistrza. Strażnik nagle łapie mnie za plecy. Od razu strącam tą rękę.
- Co Pan sobie wyobraża, mam narzeczonego. - Rzucam mu wrogie spojrzenie.
- Chciałem zaprowadzić Panią do burmistrza. - Odpowiada.
- Byłam tu już dwa razy, trafie.
Strażnik został w tyle a ja poszłam do pokoju burmistrza. Już po chwili otwieram drzwi.
- Witam, Panno Everdeen. Mam dla Pani propozycję. - Burmistrz poważnieje.
- Dlaczego Peeta nie mógł mi towarzyszyć. - Pytam ze złością.
- Pani sama musi podjąć decyzje. - Wyjaśnia.
- Nie mamy przed sobą tajemnic.
- Dlatego Pani będzie musiała teraz podjąć decyzje.
- Jaka jest ta propozycja?
Składam na jego ustach przelotny pocałunek po czym pukam do pokoju mojej mamy.
Nim zdążę oddalić się od drzwi pojawia się w nim moja mama. Tak jakby czekała na nasze przybycie. Podchodzi do mnie i mocno mnie przytula.
- Co was do mnie sprowadza? - Pyta się z uśmiechem.
- Peeta jest chory, mogłabyś go zbadać? - Pytam z troską.
Blondyn łapie mnie za dłoń i lekko ściska.
- W takim razie zapraszam. - Mama ruchem ręki wskazuje pokój.
Ruszam w kierunku pokazanym przez mamę jednak coś mi skutecznie to utrudnia. To Peeta który ani drgnie. Podchodzę do blondyna i delikatnie go całuję.
- Potem wynagrodzę ci to. - Szepczę.
To podziałało, razem z blondynem wchodzimy do pokoju. Posy siedzi na kolanach mojej mamy i głośno się śmieje. Kiedy dziewczynka mnie zauważa, zeskakuje z kolan mojej mamy i przytula się do mojego uda. Blondyn idzie w kierunku mojej mamy i koło niej siada. Gdy dziewczynka mnie puszcza, idę w kierunku łóżka i siadam koło Peety. Chwytam blondyna za rękę i splatam nasze palce.
- Peeta, a więc co Cię boli? - Pyta moja mama.
- Nic... czuję się dobrze. - Kłamie.
- Jest rozpalony. - Wyjaśniam.
Mama podnosi rękę i przykłada mu rękę do czoła.
- Faktycznie.
Kobieta podnosi się z łóżka i podchodzi do torby i wyjmuje z niej reklamówkę z lekami.
- Żeby gorączka się nie powiększyła musisz to połknąć. - Mama podaje mu jakąś tabletkę i kubek wody.
Blondyn posłusznie połyka lekarstwo i popija wodą.
- Jutro będziesz zdrowy jak ryba. - Mama zaczyna się śmiać.
Na usta blondyna wkradł się uśmiech.
- I co, było aż tak strasznie? - Pytam się blondyna po czym całuję go w policzek.
Nim blondyn zdąży odpowiedzieć rozlega się alarm.
" Wszystkich mieszkańców dystryktu trzynastego prosimy zejść na piętro awaryjne minus jeden. Drzwi zamkną się za trzydzieści minut"
- Musimy znaleść Rory'ego i Vick'a - Mówię.
- Dobrze. - Blondyn wstał i wziął Posy na ręce.
Podeszłam do mamy i mocno ją przytuliłam.
- Widzimy się za pół godziny. - Wyszeptałam i podeszłam do blondyna.
Peeta złapał mnie za dłoń i splótł nasze. Nienawidzę trzynastki, korytarze, pokoje, stroje są okropne i jeszcze klimat więzienia. Pod naszymi drzwiami znowu stoi strażnik.
- Panno Everdeen, Pan burmistrz chce się z panią spotkać. - Mówi niskim tonem.
- Dobrze. - Odpowiadam.
Razem z Peetą i strażnikiem idziemy do windy.
- Burmistrz chciał porozmawiać tylko z Panną Everdeen, Panie Mellark.
- Nie mamy przed sobą tajemnic. - Mówię z dezaprobatą.
- W takim razie Pani może później mu opowiedzieć o tej rozmowie. - Warczy strażnik.
Blondyn podchodzi do mnie i delikatnie mnie całuje.
- Pójdę poszukać Rory'ego, Vick'a i Posy. - Blondyn całuje mnie w czubek nosa i odchodzi.
Rozszarpię tego burmistrza na strzępy. Niby czemu mój narzeczony ma nie wiedzieć o czym chce ze mną porozmawiać ten cały burmistrz.
~*~
Cała "podróż" do pomieszczenia burmistrza przebiegła bezszelestnie, nikt nic nie mówił. Boje się tego co mogę usłyszeć od burmistrza. Strażnik nagle łapie mnie za plecy. Od razu strącam tą rękę.
- Co Pan sobie wyobraża, mam narzeczonego. - Rzucam mu wrogie spojrzenie.
- Chciałem zaprowadzić Panią do burmistrza. - Odpowiada.
- Byłam tu już dwa razy, trafie.
Strażnik został w tyle a ja poszłam do pokoju burmistrza. Już po chwili otwieram drzwi.
- Witam, Panno Everdeen. Mam dla Pani propozycję. - Burmistrz poważnieje.
- Dlaczego Peeta nie mógł mi towarzyszyć. - Pytam ze złością.
- Pani sama musi podjąć decyzje. - Wyjaśnia.
- Nie mamy przed sobą tajemnic.
- Dlatego Pani będzie musiała teraz podjąć decyzje.
- Jaka jest ta propozycja?
Trzymający w napięciu rozdział, nie mogę doczekać się następnego. Cieszę się ze Peeta nie jest poważnie chory oraz chce poznać propozycję burmistrza :)
OdpowiedzUsuńNext !! <3 <3
OdpowiedzUsuńBoże nie mogę się doczekać co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńPS kocham twojego bloga <3 ;)
No nie to już jest przesada ! Trzymać nas tak w niepewności ?! XD
OdpowiedzUsuńHaja do więzienia za trzymanie w napięciu !!! Dobre...
UsuńŚwietny naprawdę <3 Czekam z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńFajny blog ale troche za dużo całowania :) ale i tak genialny i ciesze się że zrobiłaś z Paylor drugiego Snowa ( mniej złego) ale jednak ...
OdpowiedzUsuń