Następny rozdział pojawi się w czwartek wieczorem.
Do kapitolu dotarliśmy około osiemnastej.Mieliśmy zjawić się w "wielkiej sali" więc wszyscy już tam jesteśmy. Oczywiście usiadłam koło Peety. W takim momencie nie wyobrażam sobie żeby go przy mnie nie było. Po chwili do sali wchodzi elegancja kobieta. Włosy ma upięte w kok, sukienka jest biało-kremowa. W ręce trzyma dwie duże teczki.
-Witajcie kochani, na pewno wiecie po co tu jesteście - Paylor szeroko się uśmiecha. Nagle Johanna wstaje i rękoma opiera się o stół.
-Wcale nie wiemy ,że znowu chcesz zabijać niewinnych ludzi! Chcesz wznowić igrzyska żeby kolejne osoby cierpiały! Nie obchodzą Cię inni ludzi! Zwycięzca nigdy nie zazna spoko...
-Zwycięzcy nie będzie. Nie popełnię tego błędu co Snow. - Dziewczyna nie zdąża dokończyć bo Paylor jej przerywa.
-Jakiego błędu?! - Johanna znowu się unosi - Myliliśmy się, Snow nie był aż taki głupi jak ty.
-Droga Johanno, przeginasz. - Kobieta nie krzyczy ale w jej głosie czuć irytację.
-Ja przeginam?! No trzymajcie mnie. Za kogo się pani ma?! Chcesz żeby ludzie znowu cierpieli?! To chyba ty walczyłaś o to by nie było igrzysk a teraz co?! Mamy patrzeć na śmierć niewinnych ludzi?!
-Robię to ze względu na bunty które wybuchają w dystryktach.
-A Kapitol? - Pyta Haymitch
-Kapitol niczemu nie zawinił - Kobieta wybucha śmiechem
-Czemu więc ma brać udział w igrzyskach?! - Johanna znowu krzyczy.
-Będzie ciekawiej. - Paylor szeroko się uśmiecha
-Zwariowałaś kobieto?!
-Johanno przestań, jeszcze jedno słowo a Ciebie wyśle na arenę - Kobieta szeroko się uśmiecha. - A więc teraz mnie wysłuchajcie. Każdy z was pod swoją opiekę weźmie dwa dystrykty a jedna osoba dodatkowo dostanie Kapitol. A więc tak Haymitch weźmie dystrykt pierwszy i drugi. Johanna - trzeci i czwarty... -dystrykt dziesiąty i jedenasty weźmie Peeta a Katniss dwunasty oraz kapitol.
-Dobrze, ale pod warunkiem ,że dożynki w dwunastce i kapitolu pojawią się dzień później. Chce by Peeta był tam ze mną. - Mówię to zaskakująco spokojnie.
-Oczywiście ,że nie - Mówi elegancka kobieta.
-To w takim razie na dożynkach się nie stawie. - Na moich ustach miał się pojawić uśmiech ale wyszło coś po między uśmiechem a grymasem.
-Na dożynki nie pojedziecie razem ale będziecie mieć dla siebie jedno całe piętro. - Paylor szeroko się uśmiecha.
-Nie wolno rozdzielać nieszczęśliwych kochanków z dwunastego dystryktu. - Po chwili mówi Effie
-No dobrze... Ale wy nie będziecie mieli łatwo. Mówię do was, Panno Everdeen i Panie Mellark.
-Tak jakbyśmy mieli łatwo... - Blondyn szepcze mi do ucha.
-Możecie już opuścić Wielką Salę. - Paylor uśmiecha się po czym wychodzi.
Wszyscy wstają i wychodzą. Przynajmniej Paylor zrozumiała ,że nie może rozdzielać mnie i Peety.
Przypadło nam piętro dwunaste, chyba największe. Od razu po tej rozmowie poszłam do naszego pokoju. Położyłam się na łóżku i zaczęłam myśleć o igrzyskach. Będzie jeszcze więcej trybutów niż wtedy. Nie chce przeżywać tego wszystkiego na nowa. Słysze ,że ktoś otwiera drzwi. Będę udawać ,że śpię, tak to dobry pomysł - nie będę musiała rozmawiać z tą osobą o igrzyskach. Czuje jak ciepło przepływa przez całe moje ciało. Gdy ktoś odgarnia mi włosy z twarzy od razu domyślam się kto to. To mój chłopiec z chlebem.
-Katniss, nie udawaj ,że śpisz, mnie nie oszukasz - Blondyn zaczyna się śmiać
-Będzie jeszcze więcej trybutów niż wcześniej. Wszystko będzie trwać jeszcze dłużej. Nie chce patrzeć na ich powolną śmierć - Wtulam się w ramiona Peety.
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy by wyciągnąć ich z areny.
-Jak to zrobimy znowu wybuchnie wojna - Przytulam się jeszcze mocniej do blondyna.
-Musimy się wyspać, jutro czeka nas ciężki dzień - Niebieskooki blondyn puszcza mnie i kładzie się koło mnie.
Gdy się budzę Peeta jeszcze śpi. Włosy opadają mu na twarz dzięki czemu wygląda jak mały chłopiec. Przyglądam mu się minute... dwie i po chwili mi się to nudzi. Odgarniam włosy blondyna z jego twarzy. Blondyn się nie budzi więc postanawiam lekko nim potrząść.
-Peeta - Szepcze mu do ucha ale blondyn nie reaguje. To nie możliwe żeby miał taki twardy sen. Blondyn uśmiecha się więc uznaje to za brak koszmarów.
-Witaj księżniczko, nie spałem. Czekałem na porannego buziaka. - Blondyn się uśmiecha. Bez zastanowienia uśmiecham się po czym delikatnie łącze nasze usta. Po chwili wstaję z łóżka i podchodzę do szafy.
-Wstawaj, mamy mało czasu - Uśmiecham się i wyciągam z szafy czarne dopasowane spodnie i białą koszulę. Ubieram się i wychodzę z łazienki. Blondyna już nie ma, pewnie poszedł na śniadanie. Mieliśmy iść razem, ale cóż, pójdę sama. Tak jak myślałam wszyscy już tam siedzieli i czekali na mnie. Śniadanie jedliśmy w ciszy. Nikt nic nie mówił. Od razu po śniadaniu razem z Peetą pojechaliśmy do dziesiątego dystryktu na dożynki. Z blondynem zajęliśmy miejsca siedzące.
-Witajcie na ostatnich dożynkach - Zaczęła Effie - Kobiety mają pierwszeństwo - Brązowowłosa kobieta podeszła do kuli z imionami. - Emma Green . Z tłumu wyłania się dziewczynka. Ma około 13 lat. Jest bardzo chudziutka i malutka. - Kobieta ponownie podchodzi do kuli z imionami. - William White - z tłumu wyłania się chłopiec. Ma on ciemnobrązowe włosy, jest bardzo chudy. Ma około 14 lat. - Niech los wam zawsze sprzyja - Effie dodaje po czym wychodzi.
-No to teraz jedenastka - Szepczę do blondyna. Zawieźliśmy trybutów Peety do Kapitolu po czym polecieliśmy do jedenastki. Sytuacja się powtarza, ja z Peetą zajęliśmy miejsca siedzące a Effie prowadziła dożynki.
-Kobiety mają pierwszeństwo - kobieta podchodzi do kuli z imionami i wyciąga karteczkę. - Ruby Johnson. Na scenę wchodzi dziewczynka. Ma około 15 lat. Jest piękną rudą osóbką. - A teraz mężczyźni - Kobieta ponownie podchodzi do kuli z imionami i wyciąga karteczkę - Ethan Taylor - Z tłumu wychodzi chłopiec wygląda na około siedemnaście lat.Ma on ciemnobrązowe włosy i również jest bardzo chudy. - Niech los wam zawsze sprzyja - Wszyscy wsiadamy do poduszkowca i lecimy do Kapitolu.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCałkiem ciekawe, wiedz że zaczynam czytać, a równolegle zapraszam do sb
OdpowiedzUsuń- Nie, Rail, najtrudniej jest pokonać ślepą miłość - szepczę mu do ucha, po czym wbijam nóż raz po raz w plecy ofiary, upada na ziemię, a ja razem z nim. Otwiera buzię, starając się wydać ostatnie tchnienie, jednak na próżno; po arenie rozlega się ostatni wystrzał z armaty.
Jego martwe brunatne oczy wpatrują się we mnie, nie ma już w nich blasku, który tak bardzo kochałam. Dookoła nasza krew miesza się, stygnąc i ostatecznie krzepnąc. Czuję się coraz słabsza, chyba umieram... To byłaby odpowiednia kara dla Kapitolu jak i najłagodniejszy wyrok dla mnie.
Mrugam coraz wolniej, oddycham coraz słabiej, myślę coraz trzeźwiej.
Leżymy jak za starych dobrych czasów, kiedy jeszcze żyłam w kłamstwie, niebo wydaje się takie realistyczne, ale jednak ma pewną skazę ... Nie, to nie skaza tylko poduszkowiec przyleciał by uratować mnie, zwyciężczynię, ostatnie serce, które bije w tej kuźni zła i terroru. Tu zostały napisane ostatnie dwadzieścia cztery rozdziały życia poległych trybutów i prolog mojego nowego życia.
To ja wygrałam choć tego nie chciałam, to ja przetrwałam wbrew wszystkiemu, to ja zostałam najtwardszym z serc.
http://najtwardsze-z-serc.blogspot.com