poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rozdział 38 "To twoja wina"

Oczami Katniss
Budzi mnie mocne szarpnięcie. Jeżeli to Peeta się bawi to przysięgam ,że zatłukę.
- Katniss, wstawaj. - Ktoś szepcze. To na pewno nie mój narzeczony, ten głos należy do kobiety.
- Jeszcze pięć minut. - Mówię zaspanym głosem.
- Okej.
Czuje coś mokrego na twarzy i w okolicach dekoltu. Szybko otwieram oczy i okazuje się ,że tajemniczą osobą jest Johanna która w ręce trzyma butelkę wody.
- Odbiło Ci? - Syczę.
- Idziemy biegać. - Oznajmia.
- Która godzina?
- W pół do piątej. - Mówi z dumą w głosie.
- Zwariowałaś? Jest środek nocy a ty chcesz biegać? - Warczę.
- Ubieraj się, masz pięć minut.
Do reszty jej odbiło? Środek nocy a jej się biegać zachciało, mogłaby Petera wyciągnąć.
- No chyba nie. - Cedzę przez zaciśnięte zęby.
- Cztery i pół. - I tyle jej widziałam.
Mozolnie wstaję z łóżka i podchodzę do szafy. Wyciągam z niej czarne legginsy, biały t-shirt i czarną bluzę. Staram się szybko przebrać ale mi to nie wychodzi. Zakładając legginsy pośliznęłam się i jak głupia przewróciłam się. Czeszę się, zakładam skarpetki i wybiegam z łazienki starając się nie obudzić Peety. Johanna stoi obok drzwi a w ręce trzyma dwie butelki wody. Zakładam buty które mi przygotowała i wychodzimy.
Jeszcze jest ciemno, latarnie oświetlają ulice. Nie wiem po jakiego grzyba o tej godzinie Jo zachciało się biegać ale cóż, może trochę ruchu mi się przyda. W końcu moja kondycja się bardzo pogorszyła przez te miesiące. Jo od początku biegu nic nie mówi.Wiem ,że nie powinno się mówić podczas biegu ale to nie podobne do niej. Dla niej nawet podczas tortur byłby dobry czas na gadanie.
- Jak Ci się układa z Peterem? - Postanawiam przerwać ciszę.
- Dobrze... Mellarki mają w sobie coś takiego dzięki czemu nie da się ich nie lubić. A tobie z Peetą jak się układa?
- Też dobrze. Na ognisku doszłam do wniosku ,że nie wiem jak mogłam wytrzymać bez bą... Peety.
- Widzisz? Bąbelek do niego pasuje. - Dziewczyna zaczyna się śmiać. - Tam są ławki, może usiądziemy?
- Dobra.
Biegniemy do parku. Muszę przyznać ,że myślałam ,że w siódemce nie ma parków tak jak w dwunastce. Biegniemy alejkami szukając ładnych widoków. Johanna opowiada mi jak była mała i razem z rodzeństwem spędzała tu całe dnie, jak siedziała na jednej z ławek i spędzała czas ze swoim chłopakiem. Ja niestety miałam zupełnie inne dzieciństwo. Całe dnie spędzałam w lesie na polowaniu, musiałam wyżywić młodszą siostrę i mamę. Nie miałam czasu na amory. Gdy tata żył miałam najlepsze dzieciństwo. Może nie miałam drogich ubrań ale nie chodziłam głodna. Pomimo nie ciekawej sytuacji finansowej nie miałam złego dzieciństwa. Tata i mama bardzo się kochali, od nich biła miłość. Nigdy się nie kłócili o pieniądze bo cieszyli się z tego co mieli. Gdy szłam z tatą na polowanie, wiedziałam ,że jak wrócę do domu będzie czekała na mnie pełna miłości mama i młodsza siostrzyczka. Tata zawsze na nasze urodziny starał się kupić nam jakiś drobiazg ,np. mandarynkę. Wtedy wszystko było bardzo drogie, mandarynki kosztowały po trzy wiewiórki - jedna.
- Katniss, słuchasz mnie? - Pyta Jo.
- Oczywiście.
Za grosz nie wiem o czym mówiła.
- To co o tym uważasz. - Patrzy na mnie podejrzanie.
- Że trzeba wracać do domu. - Odpowiadam z wymuszonym uśmiechem.
Jo piorunuje mnie wzrokiem. Gdyby spojrzenie mogło zabijać - leżałabym trupem.
Oczami Peety
Budzi mnie światło przebijające się przez firankę. Odwracam się by sprawdzić czy Katniss już wstała. Nie ma jej. Pewnie siedzi w kuchni z Mason.
Postanawiam wziąć prysznic. Katniss nie zając, nie ucieknie. Z szafy wyciągam spodenki w kratkę i białą koszulkę. Już mam wchodzić do łazienki gdy słyszę krzyki. Rzucam ubrania na ziemie i biegnę na dół.
- Peeta! - Wrzeszczy mój brat.
- Czego się drzesz?! - Warczę.
- Dziewczyn nie ma! Ktoś je porwał!
- Zwariowałeś? Do Mason z dwumetrowym kijem się nie podchodzi bo krzywdę zrobi.
- No ale ich nie ma! Wiem ,że Johanna wygrała głodowe igrzyska ale to było dawno! Peeta musimy ich szukać!!
Mój genialny brat wbiega na górę. Szybko się ubiera i nim dojdzie do mnie co się właśnie stało, stoi przede mną ubrany.
- Chodź idziemy ich szukać. - Ciągnie mnie.
- Nie wiem czy zauważyłeś ale aktualnie jestem w samych gaciach. - Syczę. - Czekaj Katniss nie ma, tak?
- No tak, Johanny też.
- Może Gale ich porwał. - Mówię z przerażeniem.
Nim Peter zdąży mi odpowiedzieć, jestem na górze i ubieram się.
Wiedziałem żeby mu nie ufać! Jak ja mogłem mu uwierzyć!
Szybko się ubieram i schodzę na dół. Peter z założoną kurtką i butami czeka na mnie przed domem. Zakładam buty, kurtkę i wybiegamy z domu.
- Sprawdźmy w parku! Ostatnio się tam kręcił! - Krzyczy mój brat.
- Co on by robił w siódemce?
- Nie wiem i mnie to nie odchodzi. Jak zrobił coś mojej Johannie to już nigdy nie zaklaska!
Ile sił w nogach biegniemy do parku. Jak on tam będzie to nie wyjdzie z tego cało.
Wbiegamy do parku i na ławce zauważamy Gale. Coś się we mnie normalnie gotuje. Jeszcze raz dotknie moją Katniss a tego nie przeżyje! Nigdy jej nie dotknie bo za parę minut będzie martwy.
- Hawthorne! - Wrzeszczę.
- Oo, cześć Peeta! - Odpowiada z uśmiechem. Co on sobie wyobraża! Porwał moją dziewczynę i jeszcze śmie się do mnie odezwać.
- Gdzie jest Johanna. - Peter cedzi przez zaciśnięte zęby.
- Z tego co wiem to ona jest twoją dziewczyną. Ja z nią nie chce mieć nic wspólnego. - Mówi z uśmiechem. W tym momencie mój brat nie wytrzymał i bez opamiętania bije Gale. Oczywiście nie mogę stać obojętnie i się na to patrzeć więc postanawiam pomóc bratu. Teraz ja i Peter bijemy Gale.
Oczami Katniss
Właśnie parkiem w wyśmienitych humorach wracamy do domu. Johanna opowiada o tym jak była mała i bawiła się tu ze starszym rodzeństwem.
- Tak się wtedy zdenerwowałam na Paula ,że wrzuciłam go to jeziora. Oczywiście jak wyszedł ja zaczęłam uciekać ale się zapatrzyłam w sama wpadłam do jezior... Katniss!
- No przecież Cię słucham. - Chichoczę.
- Czy mi się wydaje czy Peeta i Peter leją jakiegoś gościa? - Mówi z dumą.
- Peeta taki nie jest i z tego co wiem Peter też. - Mówię zgodnie z prawdą.
- No przecież to nasi... Katniss chodź. - Jo jest wyraźnie wściekła.
Szybkim krokiem podchodzimy to miejsca bójki.Widzę krew, kawałki materiału i szkło. No teraz to się wystraszyłam.
- Peeta! - Krzyczę.
- Peter. - Warczy Jo.
- Katniss? - Mówi ze zdziwieniem Peeta.
- Johanna? - Mówi ze strachem Peter.
Podchodzimy do chłopaków i za koszulki ich wyciągamy. Wyglądają fatalnie. Peeta ma podpite oko i rozciętą wargę. Widać ,że mocno się pił bo ma zaczerwieniałe knykcie i podartą koszulkę. Peter wygląda podobnie. Na szczęście żaden z nich nie ma nic złamanego ani nie krwawią. Pewnie krew była chłopaka z którym się bili.
- Do reszty zwariowaliście?! - Wrzeszczy Jo.
- Myśleliśmy ,że.. - Zaczyna Peeta.
- O proszę, zaczęłam wątpić w to ,że umiecie myśleć a ta bójka mnie tylko w tym uświadomiła!
- Ale my...- Peter się jąka.
- Żadnego ale. Teraz idziemy do domu, nie będziecie nam robić wstydu z powodu waszej głupoty. - Warczę.
Chłopaków prawie ciągniemy do domu. Myślałam ,że Peeta jest bardziej rozsądny. Kiedyś było nie do pomyślenia żeby się bił, zawsze próbował ustnie załagodzić sprawę.
"Podróż" do domu mija w ciszy. Chłopaki próbują nam to wyjaśnić ale Jo skutecznie ich ucisza.
Johanna gwałtownie otwiera drzwi do domu i wpycha tam Petera. Peeta wchodzi sam. Razem siadają na kanapie w salonie. Razem z Jo idziemy po apteczki i miskę z wodą. Szybko idziemy do salonu gdzie siedzą chłopaki.
- Teraz czekamy na wyjaśnienia. - Warczę i przemywam rany Peecie.
- Jak się obudziłem to ciebie nie było. Chciałem wziąć prysznic i gdy wchodziłem do łazienki ten idiota zaczął się drzeć ,że was nie ma. Zbiegłem na dół a on o jakimś porwaniu i poszliśmy was szukać. - Wyjaśnia Peeta.
- I dlatego się pobiliście z jakimś gościem? Bo nas nie było? - Nadal tego nie rozumiem.
- Bąbel powiedział ,że to pewnie Gale was porwał. - Mówi Peter.
- Ja nic takiego nie powiedziałem. Ty zacząłeś panikować jak dama w opałach ,że kręci się tu Gale i ,że siedzi w parku. - Cedzi przez zaciśnięte zęby Peeta.
- Najlepiej na mnie to zwal... to twoja wina. - Syczy Peter.
- No chyba nie. Kto panikował ,że dziewczyny zniknęły?
- Teraz mów ,że wcale nie panikowałeś! - Peter podnosi głos.
- Zamknąć się! - Wrzeszczy Jo. - Nie obchodzi mnie kto zaczął, macie powiedzieć po co biliście się z tym gościem!
- To Gale. Bąbel powiedział ,że was porwał i poszliśmy do parku go szukać. Zaczął się cieszyć jak nas zobaczył i wtedy moje nerwy puściły i dostał w ryj. - Mówi brat Peety.
- Po jaką cholerę Gale miałby nas porywać? - Wrzeszczę.
- Bo wie ,że ze mną jesteś. - Szepcze mój ukochany.
- Jeszcze raz pobijesz się chcąc chronić mnie będziesz spać na kanapie do końca wyjazdu. - Kładę ręce na swoich biodrach.
- Bąbelku nie będziesz spać sam. Twój braciszek do ciebie dołączy. - Jo cedzi przez zaciśnięte zęby.
- To się już nie powtórzy. - Peeta chce wstać i mnie przytulić.
- Siedź, jeszcze nie oczyściłam wszystkich ran. - Mówię.
------
Rozdział jutro około 17.00.

1 komentarz:

  1. fajny rozdział, tylko czemy nie napisałaś co sie stało z Gale'em ?

    OdpowiedzUsuń