sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 37 "Ognisko"

Tydzień po wyborach. Oczami Katniss
Haymitch podpisał jakiś świstek dotyczący tego ,że głodowe igrzyska podczas jego władzy się nie odbędą. Aktualnie Abernathy jest w "podróż" po dystryktach natomiast nasza "paczką" pojechała do dystryktu siódmego na krótkie wakacje. Annie i Will przyjechali dwa dni temu a Ja, Peeta, Johanna, Effie, Peter i Mia jesteśmy tu od około pięciu. Mason postanowiła ,że dziś zrobimy ognisko dlatego też męska część przynosi drewno a żeńska podzieliła się na dwie grupy. Effie, Mia i Annie są na spożywczych zakupach na których mają kupić pianki, kiełbasę itp. a ja i Jo przygotowujemy miejsce na ognisko. Mamy przygotować też jakieś plastikowe talerzyki i kubki.
Ciesze się ,że wreszcie spędzimy czas wszyscy razem.
- Katniss, masz spróbuj. - Jo podaje mi kubek.
- Co to jest?
- Pij i powiedz jakie wrażenia.
Robię to co każe. Biorę potężnego łyka i czuję jakby coś wypalało mi buzię, z moich oczu poleciały łzy pewnie jestem cała czerwona. Szybko odstawiam kubek na stół i biegnę do zlewu. Wypluwam tą tajemniczą miksturę. Prim kiedyś mówiła ,że jak się zje lub wypije coś bardzo ostrego to powinno przejść. Szybko pokonuje dystans od zlewu do lodówki i wyjmuję mleko. Bez zastanowienia odkręcam zakrętkę i pije z gwinta.
- Bąbelkowa, nie ładnie pić z gwinta. - Mówi Peter żartobliwie. O jaką bąbelkową mu chodzi? Grubo wyglądam?
- Jaka bąbelkowa? - Pyta Jo.
- To jest bąbelek to mój brat a to bąbelkowa, jego dziewczyna. - Tłumaczy.
Mason wybucha głośnym śmiechem.
- Z czego ha? - Pyta mój ukochany.
- Z niczego... bąbelku. - Mówi Jo przez śmiech. - Peeta bąbelek Mellark. - Brunetka tarza się ze śmiechu na podłodze.
- Pan Bąbelek i Pani Bąbelkowa, widzisz Katniss jak to ładnie brzmi? - Mówi Peter z dumą.
- Bardzo. - Mówię i wybucham śmiechem.
- Jesteśmy! - Krzyczy Annie po czym z siatką zakupów wchodzi do salonu. - Coś mnie ominęło?
- Tylko bąbelek i bąbelkowa. - Mówi Jo wycierając łzy i nadal się śmiejąc.
- Przepraszam bardzo co? - Annie również wybucha śmiechem. - Zaczęliście pić beze mnie? - Pyta nadal się śmiejąc.
- Właśnie... Co to było to co ja piłam? - Czuje ,że nie chce znać odpowiedzi.
- Piwo pomieszane z wódką. - Poważnie oznajmia Johanna.
No po prostu świetnie, nie dość ,że nienawidzę alkoholu to dostałam jeszcze ich mieszankę. Peeta podchodzi do mnie i obejmuje mnie w pasie.
- Wszystko kupione? - Pytam.
- Naturalnie Panienko Bąbelkówno. - Mówi Effie.
No super, jeszcze ona.
Effie i Mia stawiają na stole duże siaty. Johanna od razu zabrała się za rozpakowywanie.
Pięć godzin później.
Jest już dwudziesta a my dopiero zaczynamy ognisko. Peter rozpala ognisko a Johanna, Annie i Effie robią nam "koncert". Że tak to ładnie ujmę czuje się jakbym była na koncercie kur. Ledwo zaczęło się ognisko a Jo jest już porządnie pijana. Annie i ja nie pijemy, Ann z wiadomych przyczyn a ja nie lubię alkoholu.
- Ja wam opowiem jak bąbelek był mały. - Mówi Peter siadając koło Johanny.
- O nie, zaczyna się. - Szepcze blondyn.
- Bąbelek był wyjątkowo ułomnym dzieckiem. Jak kiedyś były święta ten bachor postanowił ,że musi zgadać czy choinka jest stabilna. Trząsł nią do przodu, do tyłu, na boki i nic. Jako ,że byłem jego kochanym starszym bratem odciągnąłem go od choinki i posadziłem na kanapie. Ale ten uparty bachor musiał się upewnić czy to drzewko na wytrzyma turbulencje, pociągnął za dół choinki a ona lekko się zachwiała ale przecież on nie wytrzyma w spokoju dlatego nie wiem jak ale przytaszczył choinkę na drugi koniec pokoju. Wyobraźcie to sobie, grzecznie sobie czytam książkę przed kominkiem a tu puf, kominek jest za choinką. Najdziwniejsze było to ,że ona nadal się poruszała. Odstawiam książkę a ten bachor jeszcze robi takie "Łuuu". Myślę kurde nawiedzona choinka, biegnę po rodziców.
- Prawdziwy bohater. - Jo przewraca oczami.
- Dasz mi dokończyć? Matka za koszulkę mnie ciągnie do salonu i mówi "Co za ułomne dziecko" - No po prostu mama na medal. - I nagle huk. Ojciec i Matka przerażeni biegną do salonu, ja za nimi a tu choinka leży. mnóstwo szkła, igieł itp. i płacz dziecka. Przerażony stoję za matką, ojciec podnosi choinkę a pod nią ten bachor. Tata go podnosi a ten cały podrapany gdzieniegdzie powbijane igły i szkło a matka jeszcze go okłada. Ojciec z matką musieli w środku nocy jechać po jakieś ozdoby a ten się jeszcze cieszył.
- Ta historyjka stawia w złym świetle tylko ciebie. - Mówi Peeta przez śmiech.
- To jeszcze nie koniec. - Oznajmia Peter. - Jak już ozdobiliśmy choinkę on postanowił ,że chce gwiazdkę. Jako ,że w salonie stała drabina, on sobie ją przytaszczył pod choinkę i się zaczął wspinać. Matka wkurzona siedzi z ojcem w kuchni i coś gotują, ja w swoim pokoju a tu nagle jakiś huk. Szybko schodzę na dół a tu choinka ponownie leży na ziemi a na niej bąbelek. Ten zamiast ryczeć się śmieje i jeszcze w łapie wysoko trzyma gwiazdę, z dumą schodzi z choinki i drepcze na górę. Zamiast niego oczywiście opieprz od matki dostałem ja bo go nie pilnowałem.
- Dostałeś opieprz bo nie umiałeś wyjść w takim wielkim stylu jak bąbelek. - Mówi Annie przez śmiech dzięki czemu jej głos jest bardzo piskliwy. Słysząc jej głosik wszyscy wybuchamy jeszcze większym śmiechem.
Tak mija nam reszta dnia. Siedzę przy ognisku wtulona w Peete i słucham opowieści Petera.
---
Notka w poniedziałek około 17.00.

3 komentarze:

  1. Zajebisty rozdział. Nie wiedziałam że "Bąbelek" był takim rozrabiakom ;-) :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze, to był twój najlepszy rozdział od początku bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny i zabawny rozdział:) Nie mogę się doczekać następnego;)
    ~ika

    OdpowiedzUsuń