piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 36 "Prezydentem Panem zostaje..."

Oczami Katniss
Po trzech godzinach wychodzimy od fryzjera. Mia ma piękny wianuszek zrobiony z dwóch warkoczyków. Johanna ma zrobioną kokardę z głosów, Effie ma zrobioną trwałą a ja mam rozpuszczone włosy i duże loki. Teraz idziemy do kosmetyczki i w końcu wolne! Stęskniłam się za Peetą chociaż nie widziałam do tylko sześć godzin.
Mia cały czas coś nuci a Effie i Johanna obgadują chłopaków. Najchętniej siedziałabym już w domu przy Peecie ale dziewczyny upierają się ,że musimy jeszcze iść do kosmetyczki zrobić makijaż. Szczerze mówiąc to mogłabym sobie zrobić go sama... kogo ja oszukuje prędzej bym sobie oko wydubała tym całym tuszem do rzęs. Jeszcze jeden dzień i wracamy do dwunastki. Ja już się o to postaram. Haymitch poradzi sobie sam a nawet jeżeli nie to będzie przy nim Effie. Pierwszy raz jestem na takich zakupach ale już wiem ,że to nie będzie moją ulubioną czynnością. Bolą mnie nogi, ręce i nawet włosy. Tak mi usztywnili te loki ,że włosy mi ciążą. Mam nadzieję ,że nie będziemy tam długo siedzieć, zresztą nie możemy. Nie dłużej jak cztery godziny odbędą się wybory a my musimy tam być co najmniej godzinę przed nimi. Biedna Mia, będzie siedzieć przed parę godzin w fotelu i zastanawiać się kiedy nas puszczą.
- Ciemna maso, może tak otworzysz te drzwi a nie się pchasz na zamknięte? - Mówi Jo przez śmieć. Teraz właśnie zorientowałam się ,że wpadłam na szklane drzwi od kosmetyczki. No po prostu Katniss geniusz.
- Ja rozumiem ,że bardzo ci się śpieszy do Peety ale Katniss rany Boskie drzwi się otwiera. - Effie chichocze. - Teraz się modlić żeby guza nie było.
Trinket otwiera drzwi i wpuszcza mnie pierwszą.
To będą długie godziny.
Oczami Peety
Razem z Haymitchem i Peterem idziemy kupić garnitury. Ja oczywiście zajdę później jeszcze do kwiaciarni po kwiaty dla Katniss żeby poprawić jej humor, wiem ,że bardzo nie lubi chodzić na zakupy. Znając życie moi towarzysze również postanowią "poprawić" humor swoim kobietom.
- Peeta, ty to głupi byłeś. - Zaczyna mój brat.
- Co?
- Pamiętam jak kiedyś chciałem spotkać się z dziewczyną to miałem się tobą zająć. A jako ,że byłeś małym bachorem którym musiałem się wtedy zajmować postanowiłeś mi przeszkodzić, usiadłeś na środku pokoju i zacząłeś ryczeć i wrzeszczeć ,że nie chciałem Cię zabrać. Beczałeś przez dobre dwadzieścia minut. Poszedłem do kibla popsikać się perfumami.
- Prawdziwy mężczyzna a perfumy były o zapachu róż czy fiołków? - Pytam się śmiejąc.
- Daj mi dokończyć. Gdy już się popsikałem, wróciłem do salonu. Siedziałeś tam z szerokim uśmiechem więc uznałem ,że już wyjdę. Idę do przedpokoju zakładam buty i czuje coś ciepłego. Zdejmuje buty a tam... twój obiad... przetrawiony obiad. - Mówi Peter z obrzydzeniem.
Haymitch śmieje się w niebo głosy. Wyciera łzy które podczas śmiechu mu poleciały i mówi:
- Zawsze wiedziałem ,że byłeś głupim dzieckiem, Panie Mellark. - Mówi Haymitch nadal się śmiejąc.
- Popsujesz mi reputację, kapucynko. - Mówię.
- Miałeś ją kiedyś, bąbelku? - Mówi Peter śmiejąc się pod nosem.
Haymitch biedny nie wytrzymał i teraz leży na środku chodnika i tarza się ze śmiechu. Przechodnie patrzą się na niego jak na osobę chorą umysłowo. Temu to dopiero się reputacja popsuje. Haymitch Abernathy - Prezydent chory umysłowo.
- Jaka kapucynka i bąbelek? - duka przez śmiech.
- Nasz brat jest małpką, ja kapucynką a on bąbelkiem. - Tłumaczy Peter.
- Ale jakim cudem? No to Katniss się ucieszy ,że wychodzi za bąbelka. - Mówi Haymitch nadal się śmiejąc.
- Katniss mnie kocha takim jakim jestem. - Mówię z szerokim uśmiechem.
- Bo jeszcze nie weszła w twój przetrawiony obiad. - Mówi mój brat który leży koło Haymitcha i również się tarza ze śmiechu.
- Ha, ha bardzo śmieszne. To było dawno i nie prawda. - Mówię poważnie.
- Nie obrażaj się bąbelku ale będę ci to wypominać do końca życia. - Mówi mój brat.
- Panie głupi i głupszy zapraszam do sklepu. Chyba ,że mój drogi Haymitchu chcesz iść w brudnej koszuli. - Mówię.
- Ja nie mam brudnej koszuli.
- Oprócz pleców to prawie jest czysta. - Zaczynam się śmiać.
No po prostu super, ta dwójka ma na mnie zły wpływ.
Dwie i pół godziny później. Oczami Katniss
W końcu godziny tortur się skończyły. Effie ma bardzo wyrazisty, niebieski makijaż, Johanna ma zrobione na oczach coś co się nazywa smokey eye w kolorze czarnym a ja mam lekki makijaż. Teraz idziemy do domu założyć sukienki. Mia chyba jest najbardziej smutna z naszego powrotu z zakupów. Nie rozumiem czemu, przez prawie trzy godziny siedziała w fotelu i nic nie robiła ale cóż każdy lubi co innego. Jeszcze półtorej godziny i dowiemy się kto będzie prezydentem Panem.
- Katniss, pamiętaj drzwi najpierw się ciągnie albo pcha, potem wchodzi. - Mówi Effie ledwo powstrzymując śmiech.
- Ha ha, bardzo śmieszne. - Mówię z ironią.
- Nie gniewaj się ciemna maso, jak chcesz też moje wpaść na szklane drzwi. - Mówi Jo po czym wybucha śmiechem.
Dziewczyny wbiegają do mieszkania demolując go przy okazji. Rzucają poduszkami, kołdrą.
- Nigdzie nie mogę znaleźć sukienek. - Mówi Effie z przerażeniem.
- Są w szafie! - Krzyczę.
Effie, Jo i Mia rzucają się na szafę i wyciągają z niej sukienki. Wchodzę do mojej sypialni a dziewczyny zaczynają wyścig do łazienki przy okazji mnie przewracając.
- Sorry! - Krzyczy Jo.
- Żyje. - Warczę.
Podchodzę do szafy i wyjmuję z niej moją suknie. Ściągam z siebie sweter, spodnie i wciskam się w sukienkę.
- Jesteśmy! - Krzyczy Peeta.
- Dobrze! - Odkrzykuje.
Sukienkę mam założoną do bioder i w tedy drzwi do sypialni się otwierają a w nich staję Peeta i Peter.
Brat Peety gwiżdże a mój narzeczony się na niego rzuca.
Skończyło się na tym ,że mój narzeczony i jego brat rozwalili pół sypialni a ja poszłam do łazienki w moim pokoju.
Chłopaki też już się przebrali i czekają na nas w salonie. Johanna ma padaczkę, biega po całym domu i szuka jakiś kolczyków.
- Dzieciaki, gotowe? - Krzyczy Haymitch.
- Tak, staruchu! - Wrzeszczy Johanna.
Mason pojawia się w salonie i majstruje jeszcze coś przy uchu.
Grupką wychodzimy z domu i kierujemy się do pałacu prezydenckiego. Haymitch cały czas trzyma za rękę Mie i Effie, ja Peete a Johanna Petera. Niby to nie jest daleko ale cholernie nam się dłuży.
Gdy jesteśmy już przed pałacem Trinket musi ciągnąć swojego partnera do środka. Biedak się bardzo stresuje. Idziemy jakimś labiryntem korytarzy. Jest tu masa pomieszczeń, na każde wydarzenie - inne. Effie z córką dosłownie ciągną Haymitcha. W końcu udaje nam się dojść. Z Peetą wchodzimy pierwsi. Zaraz po nas Haymitch, Effie i Mia a potem Johanna i Peter.
- Witajcie, ciesze się ,że już jesteście. - Mówi elegancko ubrany mężczyzna. - Zajmijcie miejsca siedzące obok pana Hawthorne.
Posłusznie zajmujemy miejsca. Mocno splatam moje palce i peety.
- A więc tak. Jak wiecie w każdym dystrykcie odbyło się głosowanie. Wszystkie głosy są podliczone, dzisiaj poznają państwo wyniki głosowania w każdym dystrykcie. - Zaczyna mężczyzna. - Teraz przedstawię państwu wyniki.
Dystrykt pierwszy - Pan Hawthorne.
Dystrykt drugi - Pan Abernathy.
Dystrykt trzeci - Pan Abernathy.
Dystrykt czwarty - Pan Abernathy.
Dystrykt piąty - Pan Hawthorne.
Dystrykt szósty - Pan Hawthorne.
Dystrykt siódmy - Pan Abernathy.
Dystrykt ósmy - Pan Abernathy.
Dystrykt dziewiąty - Pan Hawthorne.
Dystrykt dziesiąty - Pan Hawthorne.
Dystrykt jedenasty - Pan Hawthorne.
Dystrykt dwunasty - Pan Abernathy.
Dystrykt trzynasty - ... Pan Abernathy.
Dystrykt trzynasty - ... Pan Abernathy.
- Prezydentem Panem zostaje... Pan Abernathy. - Mówi mężczyzna.
----
Rozdział jutro około 17.00.

2 komentarze:

  1. Tak! Wiedziałam ,że Haymitch zostanie prezydentem ;) świetny rozdział:) Czekam na kolejny:)
    ~ika

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział bardzo dobrze że Haymitch jest prezydentem. Bardzo mocno trzymałem za niego kciuki. ;-)

    OdpowiedzUsuń