Z Peetą splatamy nasze palce. Idziemy już około dziesięciu minut a nasza rozmowa się nawet nie zaczęła.
- Ja już pójdę, dzieci. - Mówi Pan Mellark.
- Niech pan zostanie, musimy porozmawiać. - Odpowiadam.
- Katniss, mów mi tato w końcu zostaniemy niedługo rodziną. - Tata Peety szeroko się uśmiecha.
- T-tato - Dziwnie się wymawia to słowo. Nie wymawiałam/zwracałam się tak do nikogo przez sześć lat. - Podobno u was mieszka jakaś blondynka podobna do Prim. - Mówię cicho jakbym zrobiła coś złego.
- Tak, Lily mieszka u nas od dwóch tygodni ale zapewniam Cię ,że to nie jest Prim. Lily ma włosy blond do połowy pleców i szare oczy. A przede wszystkim ma jedenaście lat. - Pan Mellark patrzy na mnie wzrokiem pełnym współczucia.
- A-aha. - Odpowiadam ze smutkiem. Miałam nadzieję ,że ona żyje, nie wiem czemu... widziałam ją jak... bomby zrobiły bum.
- A tak w ogóle to czemu Lily u was mieszka? - Pyta Peeta.
- Jej rodziców zabił Snow. Przez ostatnie miesiące mieszkała u babci która trzy tygodnie temu umarła. - Pan Mellark smutnieje.
- Gdzie pan... tato ją znalazłeś? - Pytam.
Pan Mellark patrzy przed siebie, chyba się zastanawia.
- O szóstej jak szedłem do piekarni zobaczyłem dziewczynę śpiącą na ławce znaczy... tak myślałem. Gdy podszedłem bliżej zobaczyłem krew. Potrząsałem ją... - Głos taty Peety się łamie. - i nic. Wziąłem ją na ręce i pobiegłem do szpitala. Co prawda u nas szpitale są bardzo... kiepskie ale wtedy o tym nie myślałem. Opatrzyli ranę Lily a ona obudziła się następnego dnia.
Wyjaśniła mi co tam robiła, czemu ma ranę. Powiedziała ,że się pocięła nożem ,że chciała umrzeć tam na ławce. Gdy spytałem o powód powiedziała ,że nie ma już dla kogo żyć. Jej rodzice zostali zabici przez Snow'a a babcia umarła tydzień tydzień temu. Nie miała pieniędzy bo po śmierci babci się załamała i straciła pracę. - Wyjaśnia Pan Mellark.
- Ale ona ma jedenaście lat, gdzie ona pracowała? - Pytam zaskoczona.
- Pomagała w cukierni. Roznosiła ciastka, ciasta itp. - Pan Mellark wydaje się smutny.
Zawsze myślałam ,że w dwunastym dystrykcie po śmierci Snow'a pracowało się od osiemnastego roku życia. W każdym razie można dopiero zacząć pracować.
- Przecież dopiero od osiemnastu lat można zacząć pracować. - Mówi Peeta.
- Właścicielami tej cukierni są rodzice jej przyjaciółki. - Wyjaśnia.
- To czemu ją zwolnili? - Pytam.
- Tego nie wiem. - Pan Mellark się zamyśla.
- Mama się zgodziła żeby u was zamieszkała? - Pyta Peeta.
- Wiesz, czego twoja matka nie wie tego lepiej żeby nie wiedziała. - Tata Peety zaczyna się śmiać.
- Tato, mama zawsze wie kiedy ktoś kłamie. Kiedyś miałem zrobić dwadzieścia chlebów, pod koniec dnia spytała mnie ile ich zrobiłem, powiedziałem ,że dwadzieścia. Przyglądała mi się przed dobre pięć minut po czym powiedziała ,że na pewno kłamię i zaczęła je liczyć. Naliczyła piętnaście po czym dostałem wałkiem w głowę. - Peeta robi skruszoną minę.
- Ciebie pytała a mnie nie. - Wyjaśnia. - Jeżeli się zorientuje ,że ona tam jest i będzie kazała mi ją wyrzucić z domy wezmę z nią rozwód. - Mówi stanowczo.
- Gdzie Lily śpi? - Pytam.
- W piwnicy.
Przecież w piwnicy jest wilgoć, może zachorować.
- Zajmiemy się nią. Na razie zamieszka u nas w domu. - Peeta i Pan Mellark uważnie mi się przyglądają. - Oczywiście jeżeli Peeta się zgodzi. - Dodaję.
- Ja się zgadzam, trzeba tylko się zapytać Lily czy ona tego chce. - Odpowiada.
- Chodźmy ją o to spytać. - Mówi Pan Mellark.
Droga do domu Pana i Pani Mellark mija w ciszy. Moje myśli cały czas krążą wokół Lily. Peeta też wydaje się zamyślony, może też o niej myśli. Trzeba zrobić to cicho, wole nie natknąć się na Panią Mellark i jej skrzeczący głos.
Do domu docieramy po około dziesięciu minutach. Od razu rzucamy się na piwnicę. To dziwne, trzymają tę małą w piwnicy jak jakieś zwierze. Chociaż to lepsze niż ławka w parku.
Lily siedzi w kącie, jest przykryta kocem. Podchodzę do dziewczynki i siadam na przeciwko niej.
- Cześć, jestem Katniss. - Mówię.
Dziewczynka odrzuca koc na bok, mocno mnie przytula i zaczyna płakać.
- Co się stało? - Szepczę.
- Bo taka Pani dziś tu przyszła i jak mnie zobaczyła to zaczęła wrzeszczeć. Siedziałam sobie grzecznie w kącie z gorącą czekoladą którą dostałam od wujka Alexandra. Ta pani skrzeczała jakby ktoś ją ze skóry obrywał po czym wyrwała mi kubek a jego zawartość wylała tam. - Palcem wskazuje na śmietnik.
- Już dobrze, chciałabyś zamieszkać ze mną i Peetą? - Pytam odgarniając jej włosy z czoła.
- Tak, ale nie będzie tam tej ropuchy? - Pyta cicho.
- Nie kochanie, nie będzie jej tam. - Mówi Pan Mellark.
Biorę dziewczynkę na ręce i wynoszę ją z zimnej piwnicy.
------
Jutro będzie o wiele lepszy rozdział, obiecuje. .-.
Ten rozdział jest świetny ,ale nie mogłam się już go doczekać:)
OdpowiedzUsuń~ ika
Żałuje że niedługo wyjeżdżam i nie będę miała czasu na czytanie ale to się nadrobi ;) poza tym jak zawsze rewelacyjny rozdział
OdpowiedzUsuńTen rozdział był naprawdę bardzo dobry czekam na jutrzejszy rozdział :-) ;-)
OdpowiedzUsuńNawet jakbym musiała siedzieć w Bieszczadach na samym szczycie i łapać neta od Słowacji albo Ukrainy to będę czytać jak zawzięta. Buziaczki :* super rozdział, biedna Lily... :(
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, biedna Lily. Cieszę się ze Katniss chce się nią zająci.
OdpowiedzUsuń